Codziennie myślę o moim dawcy

Tydzień TrybunalskiRegion Środa, 27 lutego 201914
Telefon dostała o pierwszej w nocy. „Czy chce pani serce?” - usłyszała w słuchawce. Kilka godzin później była już w klinice. Na przeszczep czekała kilkanaście miesięcy. Miała szczęście, niektórym chorym nie udaje się doczekać tej chwili. Magda z Rakowa żyje dzięki bijącemu w jej piersi młodemu sercu.

Ładuję galerię...

Magda ma 50 lat. Jej problemy ze zdrowiem zaczęły się, kiedy miała 39. Słabła z każdym dniem. Sporo przytyła. Coraz więcej codziennych czynności stawało się problemem. - Prawdę mówiąc, to doszłam wtedy do wniosku, że jestem po prostu stara i gruba, dlatego nie mogę chodzić - mówi. - Tyłam, chociaż się nie obżerałam, woda zatrzymywała się w organizmie. Chciałam poćwiczyć, żeby schudnąć, ale nie mogłam, bo natychmiast się męczyłam.

 

Magda jest inżynierem, pracowała przy odpadach, dlatego musiała cyklicznie badać płuca. Z prześwietlenia wynikało, że „zarys serca jest w granicach normy”. To oznaczało, że serce jest powiększone. Zapisała się na wizytę do lekarza rodzinnego. Potem trafiła do kardiologa. - Niczym się nie przejmowałam. Pomyślałam sobie, że pewnie się pomylili, przecież takie rzeczy ciągle się zdarzają - mówi Magda. Tyle, że kardiologowi też nie spodobało się moje serce. Po lekach w ogóle nie było poprawy chociaż minęły 2 czy 3 lata. - Choroba serca jest dziwna - mówi nasza bohaterka. - Bo tak naprawdę... mnie nic nie bolało. Po prostu coraz szybciej się męczyłam.

 

Serce Magdy rosło, tętno było coraz niższe, tuż przed przeszczepem wynosiło 36 uderzeń na minutę, tymczasem u zdrowego człowieka ta wartość wynosi ok. 75.

 

Kardiomiopatia przerostowa – tak brzmiała diagnoza. Co to oznacza? To, że rośnie lewa komora, serce robi się za duże, ma problemy z pompowaniem krwi. Lekarz stwierdził w końcu, że serce Magdy na tyle mu się nie podoba, że kieruje kobietę do kliniki w Warszawie-Aninie.

 

Magda przestała pracować. Nie mogła, była za słaba. Pracodawca czekał na nią rok. ZUS nie przyznał kobiecie renty, ale… to zupełnie inna historia.

 

W Aninie przeszła kolejne badania, również w kierunku genetycznej choroby Fabry’ego, na którą cierpi, a która była powodem problemów z sercem. Organizm nie wytwarzał enzymów odpowiedzialnych za wydalanie białka, które w przypadku naszej bohaterki odkładało się w sercu.

 

W końcu kobieta usłyszała: Pani Magdo, bardzo nam przykro, ale szykujemy panią do przeszczepu. - Pomyślałam sobie: już? Przecież ja się jeszcze całkiem nieźle czuję - wspomina. - Nie bałam się. Podchodzę do życia zadaniowo, skoro trzeba coś zrobić, to trzeba i już. A z drugiej strony powtarzałam sobie, że to nie jest jeszcze ten dzień, niech ten ktoś, kto odda mi serce jeszcze sobie żyje, bo ja się dobrze czuję. Wierzyłam, że dostanę serce dopiero wtedy, kiedy będzie ze mną naprawdę nieciekawie.

 

Nie zadręczała się, nie tworzyła czarnych scenariuszy. Nie prosiła o rady doktora Google. Nie czytała w sieci o możliwych powikłaniach, nie zastanawiała się, co będzie, jeśli nie znajdzie się dawca. Nie interesowało ją nawet, co to tak naprawdę znaczy kardiomiopatia przerostowa, na którą chorowała. Może dlatego - jak sama mówi - przeszła przeszczep jak bajkę. Zdążyła jeszcze wyprawić synowi 18-tkę i trzymać kciuki, kiedy zdawał maturę. Syn 18 maja zdał ostatni egzamin. W czerwcu Magda leżała już na stole operacyjnym.

 

Na serce czekała 13 miesięcy. O pierwszej w nocy zadzwonił telefon. Otworzyła oczy, zobaczyła nieznany numer i już wiedziała. W słuchawce usłyszała: „Dobry wieczór! Nazywam się Adam Parulski, jestem koordynatorem przeszczepów. Czy czeka pani na serce? Czy chce pani serce? Czy jest pani chora?” Potem pytania zadawała Magda: co ma ze sobą zabrać, jak długo będzie w szpitalu. Po pacjentkę wysłano samochód. Kierowca zabłądził, bo ulica Gazomska, przy której mieszka Magda, jest nie tylko w Rakowie, ale też w Moszczenicy. Kierowca pojechał oczywiście do Moszczenicy. Zapukał pod niewłaściwy adres i powiedział, że przyjechał po pacjentkę do przeszczepu. - Ci ludzie z Moszczenicy musieli się nieźle wystraszyć – śmieje się Magda.

 

Parę minut po trzeciej w nocy pacjentka była już w Aninie, o 6.00 na bloku operacyjnym. Około południa było po wszystkim. Obudziła się następnego dnia o 8 rano i… szok! Było lato, a ona po raz pierwszy od lat odetchnęła pełną piersią. Dosłownie. - To była moja pierwsza myśl: Panie Boże, a więc to tak jest, kiedy człowiek oddycha - wspomina Magda. - Przed przeszczepem tylko mi się wydawało, że oddycham.

 

Kiedy minęła piąta doba po przeszczepie, Magda wyszła do parku. Kiedy minęła szósta doba, pozwolili jej wypić kawę. Przez pół roku musiała na siebie bardzo (!) uważać. Nie mogła dźwigać, spać tylko na plecach, nie mogła nawet podnosić rąk do góry. Kości musiały się zrosnąć.

 

Magda z dumą i uśmiechem na ustach pokazuje zdjęcia swoich lekarzy. Mówi o nich „rodzina”. A konkretnie o profesorze Tomaszu Zielińskim, doktorze Adamie Parulskim, doktorze Krzysztofie Kuśmierskim, doktorze Piotrze Brzozowskim, doktorze Krzysztofie Komudzie i pani magister Grażynie Wodzyńskiej. - Tam jest jak w domu i tak mówimy o Aninie, nasz drugi dom – mówi Magda. - To coś niesamowitego, jacy tam są mili i ciepli ludzie.

 

Przed przeszczepem musiała spać po 17 godzin na dobę. Ziemniaki obierała w kilku podejściach. Były dni, kiedy nie mogła wstać z łóżka i przejść 20 metrów. Do tego opuchnięte nogi i ręce. Tuż przed operacją nie robiła zakupów, nie sprzątała, nie prasowała, nie gotowała. Dzisiaj bierze udział w zimowym Janosiku na 10 km, a ziemniaki obiera w mgnieniu oka. Pół roku po operacji zapisała się na zumbę.

 

Czego nie można robić po przeszczepie? Jeść grejpfrutów, bo zawierają składnik, który wchodzi w reakcję z lekami. Nie można jeść siemienia lnianego, bo tworzy w żołądku powłokę, przez co leki gorzej się wchłaniają. - Oczywiście mamy całe mnóstwo problemów - dodaje Magda. - Bardzo obniżoną odporność, więc, kiedy szaleje grypa, nie chodzę do galerii, marketów, kościoła, kina, nigdzie, gdzie mogę złapać wirusa. Staram się nie jeździć pociągami czy minibusami. Grypy (która jest najgorszym cholerstwem dla serca) udało mi się uniknąć, katar przeszedł po dwóch dniach. Kiedy mąż albo syn są chorzy, chodzą po mieszkaniu w maseczkach. Kiedy mąż jest bardzo chory, śpi w biurze. Całe szczęście nabrałam już odporności. Ciało może odrzucić serce w każdym chwili, dlatego muszę się badać.

 

Nie każdy miał tyle szczęścia, co nasza bohaterkach. - To jest taka równia pochyła, z której człowiek zaczyna spadać. Spada coraz szybciej. W pewnym momencie robi się za późno, bo serce już do tego stopnia nie domaga, że prowadzi to do niewydolności wielonarządowej, jesteśmy tak osłabieni, że łapiemy każdą infekcję. Nie mamy siły walczyć i umieramy na jakieś głupie przeziębienie - mówi Magda.

 

To wszystko ją ominęło. Żeby serce zostało przeszczepione, nie można być chorym, przeziębionym, z podwyższoną temperaturą, z katarem. Przekleństwem w przypadku kobiet jest menstruacja. - Masz okres, zapomnij o przeszczepie - mówi kobieta. - A na kolejne serce możemy się nie doczekać. Kiedy lekarze przed przeszczepem pytają pacjentkę, czy ma okres i słyszą „tak”, są przerażeni. To jest najgorsze, co może spotkać w takiej sytuacji, bo mija szansa na życie.

 

Jeszcze rok, dwa po operacji nie chciała o tym mówić. Nie chwaliła się, że żyje, bo przeszczepiono jej serce. Wszystko zmieniło się, kiedy zmarła jej 34-letnia przyjaciółka, którą poznała w Aninie, a która nie doczekała się na swój przeszczep. - Mój przyjaciel opowiadał mi, że kiedyś jadąc pociągiem, starsza pani poprosiła go, żeby wciągnął jej walizkę na górną półkę. Nie mógł tego zrobić, był wtedy pół roku po przeszczepie serca. Starsza pani popatrzyła na niego z niedowierzaniem i pogardą. Powiedział jej prawdę. Kobieta się rozpłakała. Powiedziała, że kiedy 15 lat temu zginął jej syn, przyszli do niej lekarze i zapytali, czy zgadza się na pobranie organów. Nie zgodziła się. Powiedziała, że to był największy błąd w jej życiu - opowiada Magda. - Właśnie dlatego trzeba o tym głośno mówić, żeby ludzie byli przygotowani. Nikomu nie życzę śmierci ani tego, by musiał stawać przed takim wyborem. Kiedy spotykamy się w swoim gronie (pacjenci z Anina – przyp. red.) rozmawiamy tylko o jednym - o naszych dawcach, o tym, jakie mieliśmy szczęście, że ktoś podzielił się z nami swoją ukochaną osobą. Myślimy o nich przez cały czas, modlimy się za nich, zamawiamy msze, zapalamy świeczkę. Te osoby są dla nas bardzo ważne. Chcę, żeby po przeczytaniu tego artykułu ktoś pomyślał, że on może się podzielić, że chce oddać swoje serce, kiedy już nie będzie go potrzebował. To jest mój apel! Rozmawiajcie o takich sprawach ze swoimi najbliższymi, bo w razie nieszczęścia, by pobrać organy do przeszczepu, potrzebna jest zgoda rodziny. Wtedy trzeba szybkiej decyzji, dlatego podejmijcie ją już teraz.

POLECAMY


Zainteresował temat?

7

0


Komentarze (14)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

gość ~gość (Gość)03.03.2019 03:18

To był 26 luty 14 dni przed 45 rocznicą śmierci mojego ojca i nie całe 3 miesiące po mojej 50. Ponad dwa lata po tym gdy mój doktor który prowadził mnie 6 lat powiedział że to już pora na przeszczep. Ponad 2 lata od chwili gdy świąd stał się tak koszmarny że piętą jednej nogi przez sen wycierałem rany do krwi w drugiej.A usypiałem czasem po trzech bezsennych nocach, siadając w wannie i czekając gdy woda ostygnie, a świąd dzięki temu stanie się na tyle znośny że pozwoli usnąć. Dwa tygodnie po komisji orzekającej pilną potrzebę transplantacji, na której powiedziano mi że przeszczep może być nawet jutro. Do wagi 60 kg przy 183 wzrostu schudłem z 107 w ciągu 1 roku 27 i dalsze 20 w kolejnych 5. Poszło szybko. Droga podczas której podałem bratu kontakt na kolegę ze studiów gdyby co, Badanie mycie golenie, i już. Później budzenie i jeszcze pierwszego dnia kilka łyków wody. W A później ten cud którego do końca nie zrozumie nikt kto nie chorował tak jak ja. Nie ma świądu. I jeszcze, mimo że do wczoraj nie mogłem już nic zjeść bez odruchu którym organizm chce się pozbyć tego co jeszcze nawet nie przeszło przez gardło, znowu pachną obiady, smakuje nawet kleik, a lekarze zachęcają aby jeść wszystko i dużo. Pierwsze pięć kroków do zlewu aby obmyć twarz. Sączki, worki i rurka żywienia dojelitowego z mercedesem który ją trzymał. Po 2 tygodniach ropnie w ranie pooperacyjnej. Otwarcie rany czyszczenie i po tygodniu znowu zszycie. Utrata władzy w rękach i nogach, ale na krótko. Kilka godzin ledwo. Droga do domu i psiak obwąchujący mnie ze zdziwieniem że niedobrze zapamiętał zapach. Poprawa wyników i powrót do pracy po 5 miesiącach. Na zmiany w gorącu pyle i hałasie. A po półtora roku, w dniu w którym dowiedziałem się że zmarła siostra mamy wiadomość że psc znów jest ze mną. Szpitale, kolejne antybiotyki, i poczucie że nie ma nadziei, bo leki nad którymi trwają prace mają spowalniać chorobę, a nie ją wyleczać. Dziś minęło 5 lat i 5 dni, które żyję dzięki transplantacji. Może to i nie najlepsze życie. W którym znowu pojawia się świąd. Ale życie. Pozwalające powiedzieć że tak nie powinno być, samemu szukać probiotyków, suplementów itd, które pozwolą je wydłużyć ile się da. Dzień, miesiąc, rok. Może dzięki nim chociaż jeden człowiek zrozumie jakim cudem ono jest. I jak bardzo trzeba walczyć o to aby je ratować. Kolejny dzień walki o nadzieję już nie dla mnie nawet, ale dla kolejnych. Aby nie musieli liczyć tak jak ja.

00


stary profesor z TPS ~stary profesor z TPS (Gość)02.03.2019 23:11

Cieszę się, że z Twoim zdrowiem dobrze się ułożyło. Pamiętam Cię jako pogodną, ciepłą, energiczną, pełną życia dziewczynę, która trzymała całą klasę w ryzach. Tak trzymaj Magda. Powodzenia.Pozdrawiam Cię serdecznie.

00


gość ~gość (Gość)02.03.2019 07:28

Wspaniały artykuł. Pani Madziu życzę dużo, dużo zdrówka ??

10


gość ~gość (Gość)27.02.2019 08:33

Transplantacja to wspaniały gest i ratunek życia. Ale niektórzy nadal są jej przeciwni - o. Wolniewicz z Radia Maryja porównywał ją wielokrotnie do kanibalizmu

80


gość ~gość (Gość)27.02.2019 22:45

Pierwsze zdjecie jest z Marsylii ? Dużo zdrówka życzę :)

20


w górę serca ~w górę serca (Gość)27.02.2019 13:45

Pani Magdzie z Rakowa życzę długich lat w zdrowiu z nowym sercem, a autorce składam gratulacje za artykuł napisany piękną i bezbłędną polszczyzną.

90


gość ~gość (Gość)27.02.2019 12:53

Dobrze że transplantologia w Polsce zaczęła się odbudowywać po haniebnych słowach pewnego ministra kilkanaście lat temu...

60


gość ~gość (Gość)27.02.2019 11:58

Pani Magdo jest Pani Wielka! Często myślę o Pani i wspominam jako jedną z najmilszych i najbardziej pozytywnych osób, które leżały na naszym oddziale. Oby Pani dobroć i poczucie humoru nigdy nie ustawało:-) Życzę dużoooo zdrowia i uśmiechu, ale myślę, że ten nigdy Pani nie opuszcza. Pozdrawiam, Aśka z Oddziału K.

50


gość ~gość (Gość)27.02.2019 11:51

Pani Magdo życzę dużo dużo zdrowia. Czytając pani felieton naprawdę popłakałam się. Pieknie opisana radość człowieka otrzymania drugiego zycia

40


gość ~gość (Gość)27.02.2019 09:59

Życzę Pani dużo zdrowia.

50


reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat