Także historia Natalii miała szczęśliwy finał. Jak rodzice „Calineczki” przetrwali ciężkie chwile w walce o życie swojego dziecka i jak to jest kupować ubranka dla córki w sklepie dla lalek, opowiedziała pani Mariola, mama Julii i Natalki.
„Żonko, mamy śliczną córeczkę”
...Tuż przed wakacjami w 2004 r. dowiedziałam się, że zostanę powtórnie mamą. Przygotowywaliśmy naszą, wtedy jeszcze 3-letnią Julkę, że będzie miała rodzeństwo. Dzidziuś miał przyjść na świat w lutym 2005 roku. Miał to być najpiękniejszy prezent na moje urodziny.
Stało się inaczej. Okres ciąży był krótki i bardzo trudny. Długi pobyt w szpitalu i właściwie ciągłe leżenie nie uchroniło mnie przed wczesnym porodem. Pomimo tego, że wiedziałam, jakie są problemy, nie byłam gotowa na przedwczesny poród. Z perspektywy czasu wiem, że tak naprawdę człowiek nigdy nie jest na to gotowy. Jak się potem okazało, poród w 24 tygodniu ciąży był konieczny, a zespół lekarzy ratował nie tylko moje maleństwo, ale również i mnie.
Tuż po przebudzeniu nie wiedziałam, co się dzieje z moim dzieckiem, a pytanie pielęgniarki: czy był u pani pediatra? bardzo mnie zaniepokoiło. Z niecierpliwością czekałam na informacje, miałam wrażenie, że to cała wieczność, ale w głębi serca byłam pewna, że jest dobrze. Dopiero mąż, już na sali, powiedział ze łzami w oczach: „żonko mamy śliczną, małą córeczkę”. Boże, jaka ja byłam wtedy szczęśliwa. Jest to uczucie nie do opisania, burza emocji: radość, płacz, strach, śmiech. Nie wiem, czy to emocje, czy przeżycie sprawiły, że są momenty, które pamiętam jak przez mgłę. Jednym z nich był wybór imienia. Niestety tego właśnie nie pamiętam... Wiem jedynie od męża, że się zgodziłam i powiedziałam „śliczne”, kiedy imię dla Natalki wybrała jej siostra Julka.
Niczym Calineczka
Maleńka dziewczynka, niczym „Calineczka” przyszła na świat 29.10.2004r., ważyła 600 g i mierzyła 33 cm. Była tak maleńka, że mieściła się mężowi na dłoni. Po raz pierwszy zobaczyłam ją w drugiej dobie życia. W inkubatorku, na kolorowym rogalu leżała moja Natalka. Pierwsza myśl: „jaka maleńka”, druga: „silna kobietka, wyjdzie z tego, nie ma innej opcji”. To był drugi moment, tuż po jej urodzeniu, że trudno go opisać. Ogromna, ogromna radość i wdzięczność za to, że z nami jest. Wtedy sobie uświadomiłam, że wiele jest już za, ale chyba jeszcze więcej przed nami. Nie myliłam się! Natalka na Oddziale Intensywnej Terapii przebywała 91 dni, łącznie w inkubatorze była 116 dni, a szpital opuściła dopiero 11 marca 2005 r. Podczas pobytu w szpitalu przeszła operację Botala, operację oczu, kilkanaście razy miała przetaczaną krew, przebyła kilka infekcji, które w przypadku niewłaściwego rozpoznania mogły grozić jej śmiercią. W szpitalu spędzałam masę czasu. Codziennie do 16:00 byłam mamą dla Natalki, a potem biegłam do przedszkola po starszą córeczkę i popołudniami byłam mamą dla Julki. Popołudniami w szpitalu Natalka, miała tatusia.
Energię czerpałam z wiedzy i widoku innych dzieci
Byłam chłonna wiedzy w każdym zakresie, pytałam wszystkich i o wszystko. Nie miałam żadnych oporów, żeby mówić o tym, co się wydarzyło. Wręcz przeciwnie. Dużo czytałam. Najwięcej energii i wiary czerpałam, patrząc na dzieciaczki 2 - 3 letnie, które przychodziły na oddział odwiedzić swoje ukochane ciocie (pielęgniarki). Wtedy też integrowałam się z innymi mamami, które przeszły podobną sytuację i wymieniałyśmy się doświadczeniami. Nie starałam się jednak porównywać rozwoju Natalki z rozwojem innych dzieci. Dzięki temu szłam powoli, ale do przodu. To niestety robiły inne mamy i przez to wpadały w „dołki”.
Podczas pobytu w szpitalu uczyłam się, jak się opiekować Natalką, jak ją karmić piersią, reanimować (oczywiście w razie potrzeby), rehabilitować w okresie poszpitalnym itp., ale nie tylko. Nauczyłam się, jak wierzyć w to, że musi być dobrze, i o to walczyć.
Zakupy w sklepie dla lalek
Przyszedł dzień wyjścia do domu. Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Nowe łóżeczko, nowa pościel, zakupiony monitor oddechu oraz ubranka dla laleczki. Ciepłe sweterki, czapeczki i kamizelki Natalce zrobiła przyszywana ciocia, a w śpioszki i podkoszuleczki zaopatrzyliśmy się w sklepie dla lalek. Teraz w te ubranka wystrojone są lalki dziewczynek. Oczywiście dwie pierwsze noce nieprzespane. Czuwaliśmy z mężem na zmianę. Trudne chwile minęły i zaczął się okres wychowywania Natalki, który ja odbierałam jako czas intensywnej pracy.
Szpital, leki i olbrzymia praca
Wychodząc ze szpitala, dostaliśmy kilkustronicową epikryzę – historia choroby Natki, wykaz leków, które należy podawać, i obszerny wykaz specjalistów, gdzie się należy zgłosić z Natalką. Przyznam szczerze, że były momenty zwątpienia, ale pozytywne nastawienie, chęć walki i olbrzymie wsparcie męża sprawiły, że bardzo szybko uporaliśmy się z poumawianiem wizyt lekarskich i ustaleniem harmonogramu rehabilitacji. Wyjazdów było mnóstwo - przynajmniej 3 tygodniowo - oraz codzienna rehabilitacja. Natalka była rehabilitowana przez specjalistę, ponadto ok. 4 - 5 godzin dziennie ćwiczyłyśmy w domu, angażując w to całą rodzinkę. Okres ok. 9 miesięcy po wyjściu ze szpitala była bardzo intensywny, praktycznie całkowicie oddałam się walce o zdrowie i sprawność ruchową Natalki. Starałam się, aby mąż i Julka nie odczuwali tej sytuacji, były jednak momenty, że miałam wyrzuty sumienia.
Natalka to charakterna kobietka
Natalka na swój roczek poraczkowała, a chodzić zaczęła mając 14 miesięcy. Bardzo szybko zaczęła mówić. Teraz Natalka ma 3 latka i 7 miesięcy, jest bardzo żywotną, ciekawą i pełną życia rozrabiarą. To drobna, ale charakterna kobietka. Ma bardzo dobre serduszko i jest wrażliwa na czyjąś krzywdę. Uwielbia bawić się z Julką, traktuje ją jak „guru”, chociaż ostatnio zdarza się, że próbuje przejąć dowodzenie.
Interesuje się samochodami, traktorami, przyczepami, narzędziami, dlatego przebywanie z tatusiem podczas np. naprawy zamka sprawia jej ogromną frajdę.Ppoza tym lubi tańczyć, śpiewać i pluskać się godzinami w wodzie. Wszelkie inspiracje zabaw czerpie od swojego taty. Ulubiona zabawka? Samochód. Ostatecznie z lalką w środku. Jej tata czasem zastanawia się, skąd u Natalki takie męskie zainteresowania. Po namyśle stwierdza, że pewnie zbyt krótko była w brzuszku mamy, żeby przemieniła się w chłopca. O tym, że Natalka ma charakterek, świadczy duża ilość jej nietypowych psot. Mimo ciągłego nadzoru rodziców i starszej siostrzyczki, trudno jest powstrzymać ja od płatania figli. Niejeden z nich brzmi bardzo groźnie, ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Nie było nam do śmiechu, kiedy włożyła sobie kawałek folii do nosa, który wcześniej odkleiła z pilota i... wylądowaliśmy w szpitalu. Innym rozebrała zasilacz prądu i zamknęła obieg – wylądowaliśmy w szpitalu z diagnozą porażenia prądem. Innym razem bez skrępowania, rozpięła sutannę księdzu.
Udało się!
To duża radość, kiedy po trochu odpadają nam kolejni specjaliści, bo diagnozy są pozytywne. Jest słodkim okularnikiem, choć ostatnio uwielbia „organizować” nam weekendy. Od czterech miesięcy weekend niespędzony na izbie przyjęć w szpitalu bądź przychodni, to weekend stracony.
Dzięki postawieniu wszystkiego na jedna kartę, zawzięciu, zacięciu, cierpliwości, pracy, pomocy mężulka, starszej córeczki, lekarzy, rodziny i wielu dobrych ludzi oraz olbrzymiej wierze, że MUSI BYĆ DOBRZE, Natalka jest super babką.
Historii Natalki wysłuchała
Ewa Tarnowska
- Dzień Pracownika Socjalnego. Statuetki dla MOPR i PCPR w Piotrkowie
- Podsumowali tegoroczną kwestę
- Kto zostanie mistrzem gminy Sulejów?
- Problem mieszkańców bloków w Woli Krzysztoporskiej
- Szukali ciała w dawnym szpitalu
- Lubisz jazz? Wpadnij na dwa dni do Sulejowa
- Budowa tężni solankowej w Piotrkowie oficjalnie zakończona
- Policja ukarała Antoniego Macierewicza. Czy poseł straci prawo jazdy?
- Jazda elektryczną hulajnogą kosztowała go łącznie 2700 zł. Wszystko przez alkohol