Czteroletni Arek pyta mamę, gdzie jest tata? Dziecko już nigdy nie zobaczy ojca. 26-letni Andrzej, mieszkaniec Budkowa, mąż Patrycji i ojciec 4-latka, został śmiertelnie pobity. Sprawca, 18-letni Kamil K., wciąż jest na wolności. Zarówno rodzina, koledzy zmarłego, jak i mieszkańcy wsi i okolic nie mogą uwierzyć w to, co się stało.
Wykryto bloker reklam!
Treść artykułu została zablokowana, ponieważ wykryliśmy, że używasz blokera reklam. Aby odblokować treść, proszę wyłączyć bloker reklam na tej stronie.
Wdowa po Andrzeju Żabickim ma nadzieję, że sprawcę spotka zasłużona kara.
Do tragedii doszło 10 sierpnia, w niedzielny wieczór, kiedy pan Andrzej wybrał się z rodziną do pobliskiego baru. Towarzyszył mu wujek oraz kuzynka wraz z koleżankami. - Siedzieliśmy w pięć osób w barze, przy stoliku - opowiada o tragicznym zdarzeniu Bogdan Wojtasik, wujek ofiary. - Wszedł Kamil. Zamówił colę. Potem chodził po barze. Widać było, że szukał zaczepki. Przemieszczał się z miejsca na miejsce. W pewnym momencie przysiadł się do naszego stolika i zaczął rozrabiać, chociaż nikt nie zwracał na niego uwagi. Zaczął ubliżać dziewczynom - relacjonuje pan Bogdan.
Według świadków Kamil K. zaczepiał też Andrzeja. W pewnym momencie wyszli na zewnątrz i zaczęła się szarpanina. Po chwili sytuacja się uspokoiła, ale kiedy Andrzej wracał do baru, Kamil zaatakował go od tyłu. Uderzył go w kręgosłup. Kiedy Andrzej upadł, tamten zaczął go kopać. - Wtedy wyszedłem na zewnątrz. Chciałem pomóc Andrzejowi, ale Kamil też mnie uderzył. Popchnął mnie, uderzyłem głową w beczkę. Zaczął mnie kopać i odszedł. Potem wsiadł do samochodu i uciekł. Na tym się skończyło. Wszystko mogło trwać kilka minut - opowiada pan Bogdan.
Właściciel miejscowego baru znajdującego się niemalże naprzeciw domu, w którym mieszkał Andrzej, zaalarmował dyżurnego piotrkowskiej komendy, prosząc o interwencję. Na miejsce zdarzenia przyjechało kilka patroli, w tym policjanci z komisariatu w Gorzkowicach, którzy podjęli akcję reanimacyjną 26-latka. - Andrzeja próbowali ratować policjanci, ale nie mieli sprzętu. Poza masażem serca nie mogli nic zrobić - relacjonuje świadek zdarzenia.
Zegarek, który podczas bójki miał na ręku pan Bogdan, zatrzymał się w chwili, kiedy umarł Andrzej. - Bogdan miał wstrząśnienie mózgu i do dziś nie może ruszać lewą ręką - mówi babcia zmarłego. Rodzina Andrzeja, mówiąc o sprawcy, często używa słów: bandzior, bandyta.
Komentarze 0