Pierwszą rozmowę odbyliśmy z pomocą mediów społecznościowych, w których Fundacja jest bardzo aktywna i publikuje informacje o swoich podopiecznych oraz działalności, a ostatnio walczy w konkursie, w którym mogą wygrać profesjonalny samochód do przewozu zwierząt, czyli Zwierzakobus. Pomimo pewnych wątpliwości członków Masz Nosa wobec „przesadnego szumu” wokół ich pracy udaje mi się w końcu umówić na wywiad.
Azyl leży w gminie Sulejów, a dokładniej w niewielkiej Bilskiej Woli. Sam dojazd z Piotrkowa zajmuje przeszło 20 minut, a znalezienie siedziby Masz Nosa bez szczegółowych wytycznych może się okazać sporym wyzwaniem (próżno szukać jej w nawigacji). Nie bez problemów udaje mi się znaleźć nieduży wiejski dom, a już dojeżdżając do niego spotkałem pierwszych podopiecznych – pasące się na wolności krowy, konie i … kozy.
Wiejską idyllę przerywa dopiero szczekanie kilkudziesięciu psów żyjących, również bez łańcucha, w obejściu domu, a kilka chwil później z budynku wychodzi w moją stronę młoda drobna blondynka. - Ile macie tu zwierząt? - pytam zdezorientowany. - Sto dziesięć – odpowiada z zadowoleniem. Tak poznaje Natalię – twórcę azylu i prezesa Fundacji Masz Nosa – Pomagamy Zwierzętom.
Jak zaczęła się miłość do zwierząt?
Właśnie pytaniem o początki miłości do naszych braci mniejszych rozpoczynam rozmowę z Natalią . - Zwierzęta kochałam od zawsze, a początki azylu wiążą się z moją przeprowadzką w te rejony. Najpierw funkcjonował pod Rozprzą, a od dwóch lat jesteśmy w obecnej lokalizacji – wyjaśnia pochodząca spod Poznania aktywistka.
Jak podkreśla moja rozmówczyni zwierzęta były obecne w jej życiu od najmłodszych lat, a pierwszym jakiego pamięta był pies dziadków. - To dla mnie straszna historia, bo on pewnego dnia zachorował i zmarł. Rodzice przyszli mi o tym powiedzieć i kupili mi plastikowego psa na baterię, żeby nie było mi smutno, a to złamało moje serce… - mówi.
Cierpienia Natalii nie trwały jednak długo i niecały rok później – w Dzień Dziecka - przygarnęła ona pierwszego psa, a jak się okazało nawet psy.
- Przybłąkał się do mnie, albo ktoś podrzucił kundelka, który okazał się być w ciąży. Urodziło się pięć kolejnych potem i wszystkie zostały – śmieje się.
Początki azylu
O ile ludzie kochających zwierzęta spotkamy dosyć często, to opiekowanie się przeszło setką ich jest czymś zupełnie innym i wymaga poświęcenia na to całego swojego czasu. Jak do tego doszło? - Jak się tu przeprowadziłam miałam trzy swoje adopcyjne psy i potem na swojej drodze napotykałam kolejne potrzebujące pomocy, udzielałam jej, a potem przygarniałam do swojego domu i zaczęło ich być z czasem coraz więcej – opowiada twórczyni azylu.
Wśród adoptowanych przez Natalię zwierząt zdecydowana większość przeszła w życiu prawdziwą traumę. Jednego z psów postrzelono śrutem, inny był już w stanie agonalnym cały oblepiony robactwem, a w zagrodzie dostrzegłem także psy po amputacjach – nawet dwóch kończyn.
Jednak profesjonalizacja działań mojej rozmówczyni zaczęła się od pewnej owcy. - Pomysł na azyl zrodził się, gdy pracowałam jako kurier i zapytałam jakiegoś pana o drogę, który podszedł do płotu i wybiegła za nim owca. On ją wtedy uderzył i ja weszłam do niego, powiedziałam, że zabieram jego zwierzęta – oprócz owcy także świnię i kota. On był pod wpływem alkoholu i stwierdził, że nie ma mowy, więc wyszłam, pojechałam do sklepu kupić wódkę, którą potem udało mi się zamienić na zwierzęta. Świnie i kota oddałam innym organizacjom, a owcę samochodem służbowym zawiozłam do domu. Wtedy pomyślałam, że to więcej niż miłość do zwierząt, a już pomysł na życie – wspomina.
Azyl – bezpieczna przystań dla wszystkich zwierząt
- Zauważyłam, że w rejonie jest tylko schronisko w Piotrkowie oraz Osada Leśna dla dzikich zwierząt w Kole, a brakuje miejsca dla zwierząt gospodarskich. Stworzyłam miejsce, gdzie wszystkie zwierzęta mogą znaleźć bezpieczną przystań. Jest możliwość adopcji tych zwierząt, ale jeśli nie znajdą domu to mogą zostać tu dożywotnio. Opiekuje się nimi weterynarz, behawiorysta i oczywiście my – tłumaczy Natalia.
Wśród podopiecznych Fundacji zdecydowana większość to psy, ale jest też sporo kotów mieszkających z Natalią w domu. Są zwierzęta gospodarskie jak konie, krowy, kaczki, króliki czy psy. Spotkamy tam także nutrie, bo dla członków Masz Nosa każde zwierzę jest warte ratowania. Wszyscy z nich zrezygnowali także z jakiegokolwiek mięsa.
Dotychczas przez azyl przewinęło się 700 zwierzaków, spośród których 400 znalazło nowy dom. Skąd właściwie biorą się te zwierzęta? - Na przykład z wypadków, których ostatnio na szczęście jest mało, ze zgłoszeń, ludzie je oddają oraz z interwencji – wymienia prezes Masz Nosa.
Pierwotnie Natalia prowadzenie azylu łączyła z pracą kuriera przez 2,5 roku, ale od półtora zajęła się azylem, w całości poświęcając swój czas na to. Dodatkowo została Inspektorem ds. Ochrony Zwierząt, dzięki czemu może interwencyjnie odbierać zwierzęta z upoważnionymi służbami.
W czasie wywiadu sam miałem okazję uczestniczyć w przyjęciu do azylu nowego podopiecznego, który pierwotnie miał być kozą, a okazał się kozłem. Został w bardzo złym stanie przywieziony spod Kielc samochodem osobowym. Wspólnie przenieśliśmy go w bezpieczne miejsca, a Natalia pomimo kiepskich rokowań d
la zwierzęcia z całym zaangażowaniem zaczęła walczyć o jego życie – niestety tym razem bez sukcesu, gdyż kilka dni później kozioł „Suzi” zmarł.
Takie tragedie zdarzają się częściej – pytamy Natalii jak sobie z tym radzi? - Wcale sobie nie radzę, a nawet jest chyba coraz trudniej i cały czas bardzo przeżywam stratę każdego zwierzęcia. Ludzie myślą, że jak się czymś takim zajmujesz to się uodparniasz, a wcale tak nie jest… - mówi wyraźnie wzruszona.
Zwierzęta w azylu pozostają do adopcji, a te które nie znajdą nowego domu nawet dożywotnio tam mieszkają. Karmienie zwierząt, wizyty u weterynarza, leki – to wszystko kosztuje i jak mówi Natalia jest to kwota rzędu przeszło 40 tys. złotych miesięcznie. Fundacja nie pobiera na swoją działalność środków publicznych, a całość kwoty pochodzi z ofiarności prywatnych osób podczas zbiórek np. na portalu ratujemyzwierzaki.pl.
Oprócz pieniędzy potrzeba również rąk do pracy i ludzi z sercem do zwierząt. Spytaliśmy się kto tworzy ekipę Masz Nosa? - Na miejscu jestem ja całą dobę, Patryk, jest z nami Edyta, mamy graficzkę zdalnie, chłopak od adopcji z Poznania, więc tak naprawdę jest nas dużo – mówi Natalia.
Co dalej?
Podczas całej rozmowy Natalia nieustannie robi coś przy zwierzętach, rozmawia przez telefon, prowadzi konwersacje przez internet – prowadzi całość prac Fundacji. Zapytałem jej jak daje z tym wszystkim radę? - Jest ciężko czasami i szczerze to nie wiem ile jeszcze dam radę, ale rzeczywiście muszę robić wszystko od podstaw - mówi.
Pomimo trudów twórczyni azylu cały czas chce go rozwijać. - Chciałabym mieć coraz lepsze warunki, a przede wszystkim budynek do udzielania pierwszej pomocy, chcemy powiększać azyl, bo terenu jest sporo, ale ostatnio skupialiśmy się na walce o nowy specjalistyczny samochód – wymienia.
Głosowanie, w którym Masz Nosa rywalizowało o Zwierzakobusa niestety już się zakończyło, a Fundacji zabrakło głosów do zwycięstwa.
Specjalistyczny samochód miał być bardzo pomocnym narzędziem przy trudach codziennej pracy, a w zasadzie służby zwierzętom, którą członkowie Fundacji pełnią 24 godziny na dobę i 7 dni w tygodniu. Czy warto tak się poświęcać? - pytamy. - Jak najbardziej warto. Wdzięczność i okazywana przez naszych podopiecznych miłość i to, że udaje się je uratować rekompensuje ten cały stres i nieprzespane godziny.
W załączonej do artykułu galerii przedstawiamy kilku podopiecznych Fundacji Masz Nosa.