TERAZ14°C
JAKOŚĆ POWIETRZA Dobra
reklama

Wyrzucił lokatora na bruk

JaKac1
JaKac1 wt., 1 grudnia 2009 12:40
Kamienica pod numerem 6 przy ulicy Polskiej Organizacji Wojskowej wygląda dziś pięknie. Niepiękne jest to, co się w niej stało. Współwłaściciel kamienicy i administrator w jednej osobie wszedł do mieszkania pod nieobecność lokatora. Wyrzucił jego rzeczy do piwnicy, a starą sukę Dianę przywiązał do trzepaka na podwórku. Dziś niepełnosprawny mężczyzna tuła się między służbową pakamerą na jedenastym piętrze wieżowca i klitką Tadeusza Siwego z sąsiedniej kamienicy.
Zdjęcie

Wykryto bloker reklam!

Treść artykułu została zablokowana, ponieważ wykryliśmy, że używasz blokera reklam. Aby odblokować treść, proszę wyłączyć bloker reklam na tej stronie.

 

Od kilku, może kilkunastu tygodni kamienica pod numerem szóstym jest najładniejszym z budynków stojących przy ulicy Polskiej Organizacji Wojskowej w Piotrkowie. Wyremontowali ją Michał Janowski z żoną Edytą, która udziały w kamienicy odziedziczyła po swojej mamie. Nieruchomość ma aż jedenastu współwłaścicieli, ale najwięcej udziałów - co nie bez dumy podkreśla Janowski - mają w niej on z żoną. - I to głównie my zajmowaliśmy się remontem, a ja dodatkowo społecznie pełnię funkcję administratora. A na odnowienie kamienicy wzięliśmy z żoną dwieście sześćdziesiąt tysięcy złotych kredytu - akcentuje Janowski.

 

Remont i... co dalej

 

On sam, jak mówi, jest lekarzem z wykształcenia. Pracuje jako wolny strzelec, przedstawiciel firmy farmaceutycznej i bierze udział w badaniach klinicznych nowych lekarstw. Lekarzem jest również Edyta Janowska pracująca w piotrkowskim szpitalu wojewódzkim.

 


Dzięki remontowi, który przeprowadzili, kamienica pod szóstym cieszy dziś oczy przechodniów i ludzi mieszkających w pobliskich domach. Ale nie wszyscy z nich chcieliby zamienić się miejscami z lokatorami spod szóstki. Przede wszystkim dlatego, że remont mocno odbił się na wysokości czynszów, które tamci płacą. A poza tym... - Janowscy to takie jaśniepaństwo - można usłyszeć od lokatorów. I coś w tym jest. Z Michałem Janowskim rozmawialiśmy dwukrotnie; za każdym razem w bramie, a nie w przedpokoju czy choćby na korytarzu.

 


W tej pięknej kamienicy zabrakło miejsca dla Dariusza Kochanowskiego, który urodził się w niej i mieszkał przez całe swoje życie, czyli prawie trzydzieści dziewięć lat. - Musiałem wyrzucić tego bydlaka, bo zrobił z mieszkania melinę - mówi twardo Janowski.

 

Historia niedokończona

 

Dariusz Kochanowski nie ma łatwego życia. Ojciec alkoholik powiesił się, on sam - trochę nieporadny, z lekkim upośledzeniem umysłowym - też nie wylewa za kołnierz i ma kumpli od kieliszka. - Nie powiem, wypiło się czasem z jednym czy drugim kolegą - przyznaje Kochanowski. I od razu dodaje, że nie było żadnych awantur czy interwencji policji.

 

Zupełnie inaczej widzi to wszystko Janowski. - Znałem i szanowałem jego ojca Marka, bo tak na niego wołali - opowiada. - Był tu dozorcą. Pił, był alkoholikiem, to fakt, ale pilnował roboty. Sprzątał w kamienicy i na podwórku, odgarniał śnieg, malował na biało krawężniki przed świętami, wykonywał drobne naprawy, kiedy było trzeba - wylicza Janowski. I podkreśla, że syn przypomina ojca tylko tym, że również pije i że pełnił rolę dozorcy.

 

- Darek, czy raczej Daruś, bo parasol ochronny roztoczyli nad nim rodzice, a zwłaszcza matka - niczego nie potrafi zrobić, albo udaje, że nie potrafi - oskarżycielskim tonem mówi Janowski. - Kiedy trzeba było odgarniać śnieg, najpierw mówił, że nie warto, bo jeszcze pada, a później, że nie ma co się męczyć, bo sam stopnieje - podaje przykład. - A ja płaciłem mandaty - podsumowuje właściciel kamienicy.
Kochanowski twierdzi, że sprzątał i wywiązywał się z obowiązków dozorcy. - Ale kiedy kazał mi wchodzić na rusztowania, żeby skuwać tynk, to nie wchodziłem, bo mam lęk wysokości - opowiada. - Wtedy on wyzywał mnie od łachudry, od świni, skurwysyna, a raz to nawet uderzył mnie kijem po plecach - żali się Kochanowski.

 

Czy Janowski faktycznie uderzył Kochanowskiego - nie wie tego Władysław Raiter, lekarz weterynarii, współzałożyciel Solidarności w Piotrkowie i poseł na Sejm pierwszej kadencji, który mieszka na tym samym piętrze, na którym mieszkał Kochanowski. - Ale wyzwiska leciały często, i to grube - nie kryje Raiter. - Mimo że Darek sprzątał i czasem nawet mnie budził, kiedy stukał szczotką - dodaje z uśmiechem.

 

Dzika eksmisja

 

 

Nie lenistwo wszakże czy niechęć Kochanowskiego do pracy były powodem wyrzucenia go z mieszkania. - Kiedy jego ojciec powiesił się, Darek całkiem się stoczył - twierdzi Janowski. - Przychodzili tu wszyscy menele z rogatki. Pili, awanturowali się, włamywali do komórek. Na schodach czy w bramie były pety, rzygowiny... - mówi, nie kryjąc obrzydzenia. - Nawet załatwiali się tutaj - włącza się jego żona. - A kiedy elektrownia odcięła Darkowi prąd, to siedzieli przy świeczkach. Baliśmy się, że kiedyś spalą nas wszystkich - emocjonuje się Edyta Janowska. Raiter potwierdza, że do Kochanowskiego przychodzili kumple. - Pili, ale nigdy się nie awanturowali. Zawsze było cicho i nie pamiętam, żeby musiała interweniować policja - podkreśla.

 

Kolejny zarzut właściciela kamienicy to zdewastowanie mieszkania przez Kochanowskiego. - Na ścianach był kilkucentymetrowy grzyb, a pod podłogą siedlisko pcheł. Śmierdziało na całą kamienicę. Żeby zlikwidować pchły i zdezynfekować mieszkanie koleżanka (podkreślenie moje - mj), która teraz tam mieszka, musiała wylać wiele litrów chloroksu - relacjonuje Janowski. - Kiedy zauważyłem, że sedes nie nadaje się już do użytku, kupiłem drugi za własne pieniądze i zamontowałem. Wtedy Darek dał mi klucze do mieszkania - zaznacza.

 

Janowscy twierdzą, że pomagali Kochanowskiemu, kiedy został sam na świecie. - Nas spotkało to mniej więcej w tym samym czasie i wiedzieliśmy, że Darkowi jest ciężko - tłumaczy Edyta Janowska. - Dostał ubrania po teściu - wpada jej w słowo mąż. - Ze swojej komórki przeciągnąłem mu kabel, żeby miał prąd, załatwiłem pracę w myjni samochodowej, którą prowadzi kolega (właściciel myjni z trudem przypomina sobie ten fakt), ale kumple wytłumaczyli Darkowi, że zamiast pracować lepiej iść do opieki po zasiłek i węgiel na zimę - wylicza Janowski. - Ostrzegałem Darka, że musi się zmienić, ale to nic nie dawało. A ja dłużej nie mogłem tolerować meliny w wyremontowanej kamienicy - kończy.

 

1 czerwca bieżącego roku, kiedy Kochanowski był w pracy, Janowski wszedł do mieszkania. Nie mając nakazu eksmisji i bez komornika. Wszystkie rzeczy Kochanowskiego wyniósł do piwnicy (Janowska przekonuje, że w mieszkaniu niewiele ich już zostało, bo Kochanowski przygotowywał się do tej „przeprowadzki"), a starą sukę Dianę przywiązał do trzepaka na podwórku. - Dianę zabrali do schroniska, z którego musiałem ją wykupić, a mnie Janowski kazał iść do pana Tadka (Siwego, z sąsiedniej kamienicy - przyp. mj). Podarł umowę na mieszkanie. Zginęło mi też tysiąc złotych - żali się Kochanowski.

 

Dzień Dziecka

 

W taki oto sposób, bez formalnego wypowiedzenia umowy najmu mieszkania, bez sądowego nakazu eksmisji - Dariusz Kochanowski został w Dniu Dziecka człowiekiem bezdomnym. Mimo iż nadal zameldowany jest w swoim mieszkaniu, tuła się między pakamerą na jedenastym piętrze wieżowca przy ul. Henryka Sienkiewicza 23 i malutkim mieszkaniem Tadeusza Siwego. - Tak nie można. Człowiek to nie jest gówno - starsza pani spod POW 8 jest oburzona.

 

Do starego harcmistrza - jak mówi o sobie Siwy - Kochanowski zagląda po południu. - Pan Tadek nie ma miejsca (jeden piętnastometrowy pokoik - przyp. mj) i nie mogę u niego mieszkać. A jego rodzina już jest na mnie zła - tłumaczy. Dlatego Kochanowski sypia w pomieszczeniu gospodarczym ekipy sprzątającej wieżowce przy ul. Sienkiewicza. - Tam jest tylko światło i zimna woda - informuje.

 

Od lutego 2007 roku Kochanowski pracuje w piotrkowskim Przedsiębiorstwie Produkcyjno-Usługowym „Cza-Ta". Jest sprzątaczem. Należy do niego sprzątanie wieżowców i czteropiętrowego bloku przy Sienkiewicza. - Nigdy nie widziałem go pijanego - zapewnia brygadzista Wiesław Zaborowski, bezpośredni przełożony Kochanowskiego. - Nie bumeluje. Przez pewien czas sam radził sobie ze sprzątaniem trzech bloków. Jest dobrym pracownikiem, nie ma z nim żadnych problemów - chwali Zaborowski.

 

Zdaniem właściciela kamienicy, Kochanowski świetnie potrafi udawać człowieka zagubionego, zmagającego się z życiowymi kłopotami. Czy rzeczywiście zwiódł i wprowadził w błąd wszystkich?
O wyrzuceniu Kochanowskiego z mieszkania policję zawiadomił Raiter. Od pierwszych dni czerwca prowadzi ona dochodzenie w tej sprawie. - Istnieją podstawy do przedstawienia zarzutów Michałowi J. - informuje prokurator Adam Zarzycki, który nadzoruje to dochodzenie. I wylicza: - W grę wchodzą naruszenie miru domowego, kradzież pieniędzy oraz zniszczenie dokumentów, którymi Michał J. nie miał prawa rozporządzać (chodzi o wspomnianą umowę najmu mieszkania - przyp. mj). Grożą za to grzywna i rok więzienia w zawieszeniu.

 

 

Mariusz Jakubek

 

 

reklama

Komentarze 0

reklama

Dla Ciebie

14°C

Pogoda

Kontakt

Radio