Od rana do późnego popołudnia płetwonurkowie z sekcji ratownictwa wodnego straży pożarnej wspólnie z ratownikami Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Piotrkowie badali dno Zalewu Sulejowskiego w poszukiwaniu ciała mężczyzny, który dzień wcześniej wypadł za burtę łodzi i przepadł. Bezskutecznie. Lokalizacja wypadku wskazana przez pijanego sternika była zbyt mało precyzyjna. Właścicielowi łodzi, zatrzymanemu w policyjnym areszcie, prokuratura postawi prawdopodobnie zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Grozi mu do 5 lat więzienia.
Strażacy i woprowcy szukali miejsca, w którym zatonąć mógł mężczyzna, za pomocą specjalnej echosondy, a następnie sprawdzili dokładnie wytyczony obszar o promieniu około dwustu metrów. Sześć metrów pod lustrem wody widoczność jest jednak bardzo ograniczona, a woda ma zaledwie 13 stopni Celsjusza.
- W ciągu kilku dni ciało wypłynie, a my będziemy ten teren patrolować łódką - mówi Witold Skrodzki, prezes WOPR.
Do tragedii doszło w niedzielne popołudnie. Nietrzeźwi uczestnicy firmowego spotkania integracyjnego w Bronisławowie zabrali się na pokład z 43-letnim pijanym sternikiem i jego 8-letnim synem. Kapok miał na sobie tylko chłopiec. Gdy 28-letni mieszkaniec powiatu sieradzkiego poprawiał żagiel, podmuch wiatru przechylił żaglówkę i mężczyzna wpadł do wody. Sternik powiadomił ratowników WOPR kilkadziesiąt minut później, był w szoku, a alkomat wykazał u niego 1,5 promila.
Wczoraj sternik, który jest mieszkańcem Wolborza, był przesłuchiwany przez policję.
Marek Obszarny - POLSKA Dziennik Łódzki
Komentarze 3