Podobno artystyczne spory są bardzo twórcze. Czy ten także do nich będzie należał? Oby, na razie jednak zrobiło się dość nieprzyjemnie. Działająca dotąd w MCK grupa teatralna Trupa Propaganda chyba nie znajdzie już w nim miejsca, a wszystko przez to, że założyciel grupy i dyrekcja MCK nie mogą się porozumieć co do repertuarowych wyborów.
Zaczęło się od molestowania na scenie
Wszystko zaczęło się od przedstawienia opartego na tekstach Grochowiaka. Co wzbudziło kontrowersje? - Spektakl, który gramy obecnie, oparty jest na wierszach Stanisława Grochowiaka – tłumaczy Piotr Kulpa, założyciel Trupy. - Ja zmontowałem scenariusz z wierszy. Między innymi wmontowałem tam cały tak zwany poemat przewrotny “Zuzanna i starcy”. Poemat, który jest oparty na księdze biblijnej, na apokryfie. Opowiada o tym, jak to faryzeusze, żydowscy starcy, mędrcy (osoby na stołkach właśnie) obserwowali w kąpieli Zuzannę. Ta bardzo im się spodobała, więc przychodzili do niej, usiłowali ją molestować. Ona zachowała czystość, sprzeciwiła im się. Za to chcieli ją ukamienować. I ten wątek jest przez Grochowiaka opisany poetyckim językiem. W rolach starców występują: adwokat, kat, doktor i ksiądz. No i największy problem był z księdzem, który molestuje Zuzannę (właściwie nie fizycznie, bardziej psychicznie). Kiedy ona stawia mu opór, on pokazuje jej wizję, jak w piekle będą jej robić krzywdę. To doprowadza do sytuacji, w której on przeżywa orgazm na scenie. Jest to taka scena..., po której niektórzy pytali, czy już, czy jeszcze. Zdania były podzielone – może to kwestia kiepskiej gry aktorskiej (mojej, bo ja w tej roli występuję). I tyle. I to był problem. Żeby tę scenę zdjąć – mówi Kulpa i dodaje. - Jest cenzura. W jaki sposób się ona objawiła?
- Nie podobały się pewne fragmenty spektaklu, który przygotowywaliśmy i usiłowano na nas wywrzeć presję, żeby te niestosowne (w myśl pewnych osób) sceny wyciąć, bo mogą kogoś urazić, sprowokować do niewłaściwych reakcji. A w naszym przekonaniu teatr jest właśnie miejscem do poruszania takich zagadnień i mówienia o prawdziwych rzeczach – dodaje Kulpa. - Dla mnie prawda jest bardzo ważna, tym bardziej, że ja w tym spektaklu, za pomocą tych scen (nie tylko tych, bo doktor, zamiast zajmować się pacjentką, podnieca się tym, jak ją kroi, kat (nieudolny zresztą) zawsze marzył o tym, żeby kogoś zabić. Adwokat później tak naprawdę okrada już nieżyjącą Zuzannę. Interesuje go najbardziej spisanie dobrego testamentu w obliczu tego, co się ma z Zuzanną wydarzyć. Chciałem pokazać uniwersalne prawdy o ludziach, między innymi to, że nie chodzi tu o księdza, ale o to, jak często władza sprawia, że osoby posiadające tę władzę molestują podwładnych, nie tylko seksualnie, ale i w inny sposób (kwestia mobbingu, przemocy psychicznej, wymuszania pewnych zachowań). Mówi się, że władza demoralizuje, a władza absolutna w sposób absolutny. Mam wrażenie, że ja padłem też trochę tego ofiarą.
MCK to nie teatralne laboratorium
Jak sprawę doboru repertuaru i związanych z tym kontrowersji widzi dyrektor Miejskiego Centrum Kultury Ewa Młynarczyk? - Pewne rzeczy są dla mnie jako dyrektora MCK nie do zaakceptowania. I ja, i pani zajmująca się teatrem (Mariola Biniek) miałyśmy duże nadzieje związanie z tym teatrem, ponieważ akurat grupa dorosłych jest dla nas bardzo wartościowym partnerem. Trupa Propaganda była dla mnie ważnym i optymistycznym znakiem, że może tę dojrzałą grupę odbiorców da się przyciągnąć. Natomiast pomysły na realizację przede wszystkim pana reżysera (Piotra Kulpy – przyp. red.) zdecydowanie się rozmijały z tym, co ja widziałam jako przestrzeń do uprawiania sztuki, do dyskursu w takiej placówce, jak nasza.nextpageNie jesteśmy laboratorium teatralnym, nie jesteśmy teatrem, który nastawia się na eksperyment. Mamy tutaj bardzo różną publiczność, bardzo różną widownię i oczekiwałam, że będziemy na pewne sprawy patrzeć podobnie, poruszać się w przestrzeni pewnych wartości, powiedziałabym bezpiecznych. Ja nie widzę – i to jest moje zdanie jako dyrektora tej instytucji – przestrzeni do skandalizowania, do włączania się w jakieś palące dyskusje obyczajowe, ponieważ są teatry, są grupy artystyczne, które to robią na własny rachunek i biorą za to odpowiedzialność – tłumaczy Ewa Młynarczyk.
Czy dyrektor MCK powinna brać odpowiedzialność za Trupę? – Tak długo, jak ją finansuję, ja ją biorę – odpowiada krótko dyrektor MCK. – Myślę, że my musimy pilnować pewnych granic. Wiadomo, że do takich kontrowersji doszło w przypadku Grochowiaka, bo masturbowanie się czy przeżywanie orgazmu przez księdza na scenie i taka interpretacja Grochowiaka jest ryzykowna. W moim przekonaniu gdzieś te granice przekroczono – mówi Ewa Młynarczyk.
“Plemniki w kosmosie” przepełniły czarę goryczy
Zaczęło się od Grochowiaka, ale na nim się nie skończyło. Zresztą w tej kwestii strony w końcu doszły do porozumienia i sztukę kilkakrotnie wystawiano. - Wydawało mi się, że w pewnym momencie osiągnęliśmy konsensus, tzn. grupa z pewnych pomysłów inscenizacyjnych zrezygnowała. Gdzieś się spotkaliśmy – mówi Ewa Młynarczyk. - Natomiast przyniesienie mi po tych naszych rozmowach tekstu “Plemniki w kosmosie”... Kiedy grupa chce mówić “pieprzmy się jak króliki, pieprzmy się jak świnie”, a po scenie Miejskiego Centrum Kultury, w myśl pana reżysera, miała biegać wielka pluszowa pochwa i wielki pluszowy penis, to ja mówię bardzo wyraźnie – ja się na coś takiego nie zgadzam. Proszę bardzo, mogę być bigotką, mogę być mieszczką, mogę być Dulską, ale nigdy – jako dyrektor tej placówki się nie zgodzę. Tak, tutaj zadziałała cenzura, nazwijmy ją obyczajową. Natomiast ja muszę odpowiedzieć na pytanie, jaką funkcję ma MCK i co tutaj – moim zdaniem – można pokazać, a czego nie. Nawet w teatrach profesjonalnych jest dyrektor, jest dyrektor artystyczny, reżyser przychodzi i wspólnie rozmawiają – dodaje dyrektor MCK. Czy dyrektor MCK nie boi się oskarżenia o cenzurę? - Ależ oczywiście. Jestem na to przygotowana.
O “Plemnikach w kosmosie” zupełnie inaczej mówi Piotr Kulpa. - Kiedy poszukiwaliśmy kolejnego spektaklu, chcieliśmy zrobić coś lekkiego (bo “Menuet” był ciężki, psychodeliczny). Wpadła nam w ręce sztuka pod tytułem “Plemniki w kosmosie” Mateusza Pakuły – kontrowersyjnego, ale bardzo uznanego, piszącego na zamówienie dla wielu teatrów w Polsce artysty. Sztuka, którą sam ocenia jako lekcję wychowania seksualnego dla różnych osób, między innymi “cofniętych studentów”. Rzeczywiście wplata tam pomiędzy różnymi głupotami, jakie wygaduje na temat seksu i wychowania seksualnego, bardzo ważne informacje w taki sposób, że może to być ciekawa forma prezentacji. Kontrowersyjny tekst, ale mieliśmy już wizję, jak to przerobić...
Nie przerobią, bo sami z tego pomysłu zrezygnowali. Ale odium pozostało.
Wyjdą z MCK?
Czy dla kontrowersyjnej grupy teatralnej znajdzie się miejsce w Bełchatowie? Pewnie tak, tylko nie wiadomo, czy w Miejskim Centrum Kultury. - Póki co z MCK nie wychodzimy. Jesteśmy tam nadal, tylko na innych zasadach. Do wakacji byliśmy jako amatorski ruch artystyczny działający zgodnie– jak mi się wydaje – ze statutowym przeznaczeniem tej placówki. Tworzyliśmy amatorski teatr. Ja byłem tam zatrudniony jako prowadzący, jako instruktor (nie na własne życzenie zresztą, ponieważ kiedy tworzyliśmy teatr w ubiegłym roku, robiłem to zupełnie za darmo i gratis i nie chciałem nawet, żeby mi za to płacono, bo czuję się tak samo jego członkiem, jak i prowadzącym) – tłumaczy Piotr Kulpa. - To wynika z pasji i potrzeby posiadania przyjaciół, którzy się tym samym pasjonują. Do wakacji działaliśmy jako grupa formalna MCK. Od tego sezonu jest inaczej. Wynajmujemy tam salę za nieco wyższe pieniądze. Ja już nie jestem zatrudniony – co w sumie jest akurat OK. Działamy jako teatr niezależny. Dlaczego ta niezależność jest dla nas istotna, jest cechą najważniejszą naszego istnienia? To takie postkomunistyczne prawo do mówienia prawdy, życia w prawdzie. Każdy ma to prawo, niezależnie od tego, na jakim stołku siedzi. W ubiegłym roku próbowano nas go pozbawić – dodaje Kulpa.
Wyjście spod skrzydeł MCK wiąże się niestety z wyższymi opłatami za wynajmowanie sali. - Czujemy się wydymani, bo nie mamy poczucia, że zrobiliśmy cokolwiek złego. Nikt nie ma pretensji, a postawiono nas w sytuacji takiej, że dla niektórych jest to naprawdę niełatwe (szczególnie finansowo). Dlatego szukamy nowego miejsca. Ale z MCK wiążą nas ogromne sentymenty.
Czy sentymenty wezmą górę? A może artystyczną działalność zweryfikuje sama scena... Tylko trochę jednak żal, że nie będzie to scena MCK.
Anna Wiktorowicz
Komentarze 0