1 z 14
2 z 14
3 z 14
4 z 14
5 z 14
6 z 14
7 z 14
8 z 14
9 z 14
10 z 14
11 z 14
12 z 14
13 z 14
14 z 14
Trudno sobie wyobrazić piotrkowskie śródmieście bez bernardyńskiego zegara. Dla nas piotrkowian istnieje on niemal od zawsze. Odmierza nam czas, czy to w słońce, czy to w deszcz, i w dzień i w nocy, przez wszystkie pory roku. To jedyny taki zegar w mieście – zegar wieżowy. Jego oryginalny mechanizm poziomy z wahadłowym regulatorem i napędem grawitacyjnym powstał w pracowni jednego z najznakomitszych polskich zegarmistrzów. Przez lata różnie był określany, raz jako zegar miejski, innym razem jako publiczny.
Młodszy brat warszawskiego zegara ratuszowego
Mechanizm zegara, który skrywa szósta kondygnacja wieży bernardyńskiej powstał w 1892 roku w pracowni Leopolda Babczyńskiego, jednego z najznakomitszych polskich zegarmistrzów i wynalazców. Babczyński był twórcą m.in. zegara dla gmachu ratusza na Placu Teatralnym (pałac Jabłonowskich) w Warszawie (niestety czasomierz ten nie przetrwał on do naszych czasów, gdyż został zniszczony w czasie II wojny światowej) oraz, o czym można przeczytać na łamach „Gazety Przemysłowo-Rzemieślniczej” nr 14/1874, „konstruktorem zegarów kieszonkowych kontrolujących stróżów nocnych, (…) wynalazcą aparatu nagrodzonego na wystawie w Wiedniu medalem postępu, a służącego do kontrolowania jazdy pasażerskiej w omnibusach”.
Zlecenie na budowę zegara wieżowego na potrzeby mieszkańców Piotrkowa złożyły u Babczyńskiego ówczesne gubernialne władze miasta. „Na miejscu starego, rozebranego w roku zeszłym przy reperacyi (pisownia oryginalna; przyp. aut.) wieży zegara na Bernardyńskim kościele ma być ustawionym nowy zegar, który magistrat zamówił u p. Babczyńskiego, zegarmistrza z Warszawy” – donosił „Tydzień” w wydaniu 1892/24. I dalej redakcja informowała swych czytelników: „Zegar ten ma posiadać cztery tarcze oświetlane w nocy, a koszt urządzenia wyniesie rubli 1380. Utrzymanie zegara to jest oświetlenie i nakręcanie kosztować będzie rocznie około 212 rubli. Projekt ten przesłany już został do ministerjum spraw wewnętrznych i niezwłocznie po zatwierdzeniu w czyn ma być zamienionym.
Nareszcie więc będziemy mieli choć jeden zegar publiczny, dobrze idący i widzialny w nocy”. Prace nad mechanizmem zostały ukończone jeszcze w tym samym roku. „Zegar na wieżę kościoła po-bernardyńskiego został już od kilku tygodni nadesłany z Warszawy z zakładu zegarmistrzowskiego Babczyńskiego; nie może jednak wcześniej być zawieszony, jak na wiosnę, z powodu utrudnionej pracy na takiej wysokości w obecnej porze zimowej” – oznajmiał w przedostatnim (51) wydaniu w 1892 roku ww. „Tydzień”. Mógł więc uchodzić piotrkowski zegar bernardyński za młodszego brata warszawskiego zegara ratuszowego. Młodszego, bowiem czasomierz na wieży Pałacu Jabłonowskich powstał 15 lat wcześniej, w 1877 roku. Warto jeszcze dodać, że od londyńskiego Big Bena nasz werk jest młodszy o zaledwie 32 lata.
nextpage
Wahadło z mosiądzu odlane...
Zaprojektowany i wykonany w pracowni Babczyńskiego mechanizm zegara bernardyńskiego wbrew pozorom nie jest typowym zegarem wieżowym. W odróżnieniu od większości tego rodzaju zegarów, piotrkowski ma mechanizm poziomy, a nie pionowy. Oznacza to, że wszystkie elementy mechanizmu nie są ułożone w osi pionowej, gdzie koła zębate występują jedne nad drugimi. Zegar bernardyński nie jest więc zegarem wysokiej konstrukcji, choć znajduje się na wysokiej wieży. Z racji poziomego ułożenia mechanizmu jest on zaliczany do mechanizmów niskiej konstrukcji. Babczyński zastosował prawdopodobnie tę technikę, bowiem główną jej zaletą była łatwość obsługi i konserwacji mechanizmu. Niemniej taka konstrukcja zajmuje znacznie więcej miejsca niż mechanizm pionowy.
Piotrkowski Big Ben autorstwa warszawskiego zegarmistrza posiadał (i posiada nadal) napęd obciążnikowy, zwany grawitacyjnym, z regulatorem wahadłowym. Krótko rzecz ujmując, by uruchomić mechanizm, a dokładnie mechanizm chodu zegara, należało za pomocą specjalnej korby poprzez „chwytak” wałka naciągowego unieść żeliwne obciążniki, czyli wagi. Wspomniany wałek naciągowy był i wciąż jest połączony z bębnem, na który nawijały się liny od wag. Do dziś na tym bębnie zegara bernardyńskiego widnieją rowki, ślady jakie przez lata eksploatacji pozostawiły liny. Co zaś się tyczy samych wag, musiały być one odpowiednio wyważone, bowiem zbyt ciężkie nie tylko mogły zakłócić dokładne wskazania odmierzanego czasu, ale również uszkodzić cały mechanizm.
Liczący sobie przeszło 120 lat mechanizm zajmuje niemal całą szóstą kondygnację bernardyńskiej wieży-dzwonnicy. Jego „serce”, czyli trzy zespoły, na które składają się wspomniany mechanizm chodu z regulatorem wahadłowym, mechanizm bicia godzin i mechanizm bicia kwadransów znajduje się w oszklonej skrzyni ustawionej na drewnianych nogach. Sama skrzynia, która od góry jest otwarta, mierzy nieco ponad metr długości i ma niewiele więcej niż pół metra szerokości oraz niespełna metr wysokości. Przestrzeń pod skrzynią to królestwo mosiężnego wahadła zakończonego soczewką oraz krążków (bloczków) od lin z obciążnikami.
Wiekowy piotrkowski zegar bernardyński przez lata swej działalności kilkakrotnie był naprawiany. Po raz pierwszy dziesięć lat po jego uruchomieniu, o czym dziś wiemy, dzięki informacji zamieszczonej w „Tygodniu” w wydaniu 1903/28, a w której można przeczytać, iż „zegar bernardyński po uskutecznieniu przez p. Pąkcińskiego poważniejszej naprawy ukazał się znowu na wieży kościelnej”. Naprawy czasomierza dokonano również w latach 50. minionego stulecia. Dokonał jej, wspomagany przez brata, Tytus Ciążyński, pochodzący z zegarmistrzowskiego rodu, który przez blisko pół wieku pełnił funkcję opiekuna tegoż zegara.
Nadmiernie wybujały indywidualista
Choć ojciec Gracjan Kubica, gwardian klasztoru Bernardynów w Piotrkowie, mawia, że ten stary mechanizm był perfekcyjnie wykonany jak na czasy, w których powstał, to jednak w dawnej piotrkowskiej prasie nie brakuje dowodów na to, że najsłynniejszy werk w mieście miewał niekiedy problemy z dokładnością. Możemy się dziś domyślać, że w większej mierze bardziej winni byli ludzie, czyli ci, którym powierzono obowiązek nakręcania zegara, niźli sam mechanizm. „Zegar bernardyński, ten jedyny wskaźnik czasu dla ludności roboczej miasta, płata nam ciągle figle – raz zgadza się z zegarem kolejowym, drugi raz znów różni się z nim o kilka lub kilkanaście minut. Wytwarza to nawet kolizyje między pracującymi a pracodawcami, którzy znów swoje zegary regulują według kolei.
Ponieważ zegar ten należy uważać za zegar miejski, powinien on być kosztem miasta oddany pod stałą opiekę zegarmistrza, a wtedy dopiero odda miastu prawdziwe usługi” – grzmiał ze swych szpalt „Tydzień” w wydaniu 1902/5. I w tym samym roku ponownie dziennikarze uskarżali się na wieżowy czasomierz pisząc w wydaniu 1902/32 – „Zegar „Bernardyński” po dawnemu chodzi, jak mu się podoba, to opóźniając się to spiesząc. Ten nadmiernie wybujały indywidualizm należałoby naszem zdaniem raz ukrócić, gdyż bałamuci on nas, utrudniając i tak nie bardzo przez nas lubianą punktualność w pełnieniu swych obowiązków”.
nextpage
Atomowe sekundy i sygnał radiowy spod Frankfurtu
Dziś o punktualność piotrkowskiego Big Bena nie mamy powodów się martwić. Dokładnie 10 lat temu stary mechanizm zegara zatrzymano, poddano konserwacji i… zastąpiono nowym. – Kiedy po raz pierwszy przyszedłem do Piotrkowa, w 2000 roku zegar był jeszcze nakręcany mechanicznie – mówi o. Gracjan Kubica. – Opiekunem zegara był Marek Malczewski, który codziennie wchodził na wieżę i go nakręcał. Warto podkreślić, że w owym czasie schody w wieży były w dość kiepskim już stanie więc wchodzenie i schodzenie po nich graniczyło niemal z cudem. Niestety bywało również tak, że opiekun zegara albo zaspał albo inne zdarzenie losowe nie pozwoliło mu być punktualnym więc ten nasz zegar chodził sobie tak, jak i ten, kto go nakręcał. Pojawiła się myśl, by coś z tym fantem zrobić. I stąd pomysł zastąpienia starego mechanizmu nowoczesnym, czyli silnikiem krokowym sterowanym radiem. Udało nam się to osiągnąć w porozumieniu z miastem w 2005 roku. Zastąpiliśmy stary mechanizm nowym, który działa do dziś bez zastrzeżeń.
Wykonawcą modernizacji bernardyńskiego zegara był Zakład Elektroniczny „Anrex” z Łodzi, który w ramach przeprowadzonych prac zastąpił stary mechanizm elektrycznym układem napędowym, sterowanym elektronicznym zegarem cyfrowym. Nowy stary zegar posiada dziś przekładnię centralną na cztery cyferblaty wraz z silnikiem krokowym, zegar sterujący z anteną DCF, odbierającą sygnał radiowy, czyli wzorzec czasu nadawany z Mainflingen nieopodal Frankfurtu nad Menem oraz młotki elektromagnetyczne do wybijania godzin i kwadransów. Całość zasila specjalnie wykonana instalacja elektryczna. – Silnik krokowy działa pięknie, fala radiowa wciąż uaktualnia (synchronizuje) nam czas z dokładnością do atomowej sekundy – mówi o. Kubica. I dodaje: – Wbrew ewentualnym obawom stary mechanizm zegara nie został naruszony. Jest w tym samym miejscu, w którym był. Nad nim są zrobione specjalne nowe osie i zamontowany, w dość niewielkiej obudowie, mechanizm silnika krokowego, który notabene jest bardzo mały, a który jednocześnie napędza te cztery osie i godziny i minuty są widoczne na cztery strony tego naszego piotrkowskiego świata.
Raz w roku...
Ta nowoczesna technika także sprawia, że raz w roku bernardyński zegar dosłownie zamiera na godzinę. Po modernizacji dziś nikt nie musi się już martwić o wskazania zegara podczas zmiany czasu. – Na szczęście, jeśli chodzi o zmiany czasu, nie musimy tego robić ręcznie, dokonuje się to automatycznie, bez naszej ingerencji. Gdy przestawiamy czas na Czas Zimowy, czyli cofamy wskazówki, to wtedy nasz zegar zatrzymuje się na godzinę. Kiedy natomiast przechodzimy na Czas Letni wówczas wskazówki zegara bernardyńskiego „zasuwają” szybciutko do przodu, by wskazać prawidłową godzinę – tłumaczy o. Gracjan Kubica.
Mleczna pleksi i włoski „półzegarz”
Prace modernizacyjne przy piotrkowskim czasomierzu wieżowym nie zakończyły się w 2005 roku wraz z montażem nowoczesnego mechanizmu. Dzięki staraniom gwardiana klasztoru wymieniono również wszystkie cyferblaty. – Poprzednie tarcze były szklane i ciężkie, w dodatku bardzo zniszczone przez czas, przede wszystkim jednak mocno zabrudzone. Oczywiście mogliśmy je umyć, ale to z kolei spowodowałoby, że zegar całkowicie by zniknął. Dlatego zostały zastąpione nowymi, wykonanymi z pleksi w mlecznym kolorze. Dzięki temu cyferblaty są pięknie widoczne w dzień, a w nocy podświetlone widać z bardzo daleka – wyjaśnia o. Gracjan Kubica. – Te tarcze mają średnicę 1,5 metra. Z dołu nie robią może takiego wrażenia, ale kiedy wejdziemy na górę, na tę kondygnację wieży, gdzie jest zegar, to wtedy ma się zupełnie inne odczucia, co do ich wielkości – dodaje.
Warto wspomnieć, że cyferblaty bernardyńskiego zegara, jak niemalże wszystkie zegary na świecie, zostały wykonane w systemie włoskim, czyli posiadają podziałkę 12-godzinną, zwaną „półzegarzem”.
Jeśli ktoś jest natomiast ciekaw, jak wyglądały w przeszłości tarcze bernardyńskiego zegara, i chciałby przyjrzeć się z bliska chociaż jednej z nich, musi wspiąć się do królestwa czasomierza, na ostatnią przed zwieńczeniem i latarnią hełmu wieży kondygnację. Tam, oparta o balustradę schodów, stoi stara, drewniana tarcza, niegdyś wskazująca czas piotrkowianom. – Ta tarcza po demontażu jako świadek historii została zachowana. Uczyniono to dawno temu, a i my też postanowiliśmy ją zachować, bo co nam pozostanie, gdy wszystko tak wymieciemy? – mówi o. Kubica.
Co ciekawe nie zawsze tarcze piotrkowskiego czasomierza wieżowego były przezroczyste czy białe. Ba, nawet nie zawsze on posiadał cztery cyferblaty i dwie wskazówki. Poprzednik mechanizmu wykonanego przez Babczyńskiego, stary zegar zainstalowany na wieży bernardyńskiej, jako miejski czasomierz, zastępujący zegar ze zburzonego w 1867 roku piotrkowskiego ratusza, znacznie odbiegał jakością i dokładnością od dzieła warszawskiego zegarmistrza. „Zegar na wieży kościoła pobernardyńskiego domaga się radykalnej reparacyi. Jest to jeden z najlichszych i najniepraktyczniej pomyślanych mechanizmów tego rodzaju; nie dość bowiem, że idzie i bije jak mu się żywnie podoba, ale nadto, złocone cyfry, i takaż pojedyncza wskazówka na czarnym tle cyferblatu , nadzwyczaj niewyraźnie odbijają. Należałoby założyć cyferblat biały, cyfry godzinowe dać czarne i także czarne 2, wyraźnie dwie wskazówki. Przede wszystkim zaś naprawić werk, aby zegar szedł regularnie, w przeciwnym razie będzie on zawsze bezużytecznym, nie ku pożytkowi miasta, lecz ku ozdobie kościelnej wieży przeznaczonym” – pisał ww. „Tydzień” w numerze 1888/8.
nextpage
Problemy z oświetleniem
Przypominając dzieje jedynego zegara wieżowego w mieście nie sposób pominąć kwestii oświetlenia jego tarcz nocą, która przez wiele lat przysparzała kłopotu piotrkowianom. Już pod koniec lat 90. XIX stulecia sprawą zajmował się także lokalny „Tydzień”. W wydaniu 1897/9 tak redakcja opisywała problem: „Zegar na wieży kościoła po-bernardyńskiego oddaje miastu niezaprzeczone usługi; jest bowiem poniekąd regulatorem wszystkich zegarów miejskich. Lecz z nadejściem zmroku usługi jego ustają najzupełniej. Jest wprawdzie pozwolenie odnośnych władz na oświetlenie rzeczonego zegara w porze nocnej, ale pozwolenie to dotychczas jest tylko martwą literą. Za czasów panowania nafty nie wprowadzono go w czyn z obawy przed pożarem; obecnie atoli, gdy mamy gaz, obawa ta znakomicie się zmniejsza; w innych bowiem miastach również gazem oświetlanych, miejskie zegary wieżowe bywają przez całą noc oświetlane i nie było zdarzenia, aby okoliczność ta stała się przyczyną pożaru. Czy by municypalność nasza ku wygodzie mieszkańców nie mogła i u nas zastosować podobnego oświetlenia do jedynego zegara wieżowego w mieście?”. Z kolei o tym, że kłopot do błahych nie należał świadczy kolejny wpis ww. „Tygodniu”, zamieszczony kilka lat później. I tak w numerze 1903/49 możemy m.in. przeczytać: „Zegar wieżowy na kościele po-Bernardyńskim, gdy bywał wieczorami oświetlany, stanowił wielką wygodę dla mieszkańców miasta oraz przyjeżdżających nocną porą z drogi warszawsko-wiedeńskiej. Obecnie przestał być oświetlany zapewne w skutek trudności dostawania się co dzień na szczyt wieży dla jego zapalania. Tutejsza jednak gazownia, a raczej jej dyrektor, p. Nencki obowiązuje się podobno urządzić oświetlenie zegara gazem bez potrzeby wchodzenia codziennego na wieżę. Oświetlenie chce uskutecznić za pomocą odpowiedniego przyrządu, umieszczonego na dole. Warto by z tej propozycji skorzystać, o ile dyrekcja gazowni zagwarantuje bezpieczeństwo całego urządzenia i trwałość aparatu – co podobno chce uczynić?”
Trzy zegary i wielkie zamieszanie w mieście
W okresie gubernialnym Piotrkowa, w czasach gdy na zegar domowy czy też kieszonkowy, mogli sobie pozwolić tylko co zamożniejsi obywatele miasta czasomierz bernardyński pełnił funkcję regulatora czasu dla większości piotrkowian. Wbrew pozorom nie był on jednak jedynym zegarem wieżowym w mieście. Przez pewien okres czasu na jednej z jezuickich wież funkcjonował czasomierz przeniesiony tam z wieży zburzonego ratusza. „Zegar na wieży kościoła pierwotnie jezuickiego, a następnie pijarskiego, przebudził się nareszcie z długiego letargu, trwającego przeszło 10 lat i dnia 5 b.m. (listopada; przyp. aut.) dał pierwsze znaki życia, z niemałą radością powitane przez jego starych znajomych. Jakoż zegar ten, jeżeli utrzymywany będzie nadal w dobrym stanie , niemało stanie się użytecznym dla całej połowy miasta, położonej na wschód od rynku; według niego mogą regulować się nabożeństwa w Farze i w kościele po-Pijarskim, a dla uczniów i utrzymujących stancyje, będzie pożądanym regulatorem czasu i wskazówką punktualności” – pisał o owym zegarze „Tydzień” w numerze 1879/45.
Bernardyński czasomierz, mimo iż wybujały indywidualista, nie były również jedynym siewcą zamętu w mieście. We wprowadzaniu zamieszania w życie piotrkowian „pomagały” mu jeszcze dwa inne miejskie werki. „Zegary nasze: kolejowy, bernardyński i gimnazjalny, oto trzy regulatory naszego życia, regulatory te jednak winny iść jednakowo. – Ojciec do biura idzie według kolejowego, syn do szkoły wedle gimnazjalnego, kucharka wedle bernardyńskiego powraca z targu i podaje śniadanie. Różnica jakich 10 minut, to drobiazg na pozór, ale z drobiazgów składa się życie, a drobiazgi te rozstrój w rodzinach powodują. Czy by się nie dało jednemu zegarmistrzowi oddać w opiekę trzy te nasze czasomierze, by stale stosował jedne do drugich, mianowicie miejski i szkolny do kolejowego?!” – utyskiwano na łamach „Tygodnia” w wydaniu 1899/40.
Od blisko półtora wieku
Pierwsze wzmianki w lokalnej prasie na temat zegara na bernardyńskiej wieży pojawiły się w latach 70. XIX wieku. Cytowany kilkakrotnie „Tydzień” wspomina o czasomierzu w tej części miasta w wydaniu 1876/37 – „Dawno bardzo już w mieście naszem czuć się daje dotkliwie brak dobrego zegara wieżowego – znajdujący się bowiem na wieży po bernardyńskiego kościoła, nie zawsze idzie regularnie, a częściej jeszcze nieregularnie bije – tak, że nikt już prawie mu nie ufa i czynności swych doń nie stosuje”. Dlaczego i kiedy zainstalowano pierwszy czasomierz na bernardyńskiej wieży-dzwonnicy? Możemy przypuszczać, że stało się to wraz z nastaniem władz gubernialnych w Piotrkowie, a więc pod koniec lat 60. XIX stulecia. Wieża ta też nie została wybrana przypadkowo. Gdy w 1867 roku Piotrków został stolicą najbogatszej guberni w carskim imperium śródmieście miasta zapełniło się carskimi urzędnikami, stając się jednocześnie dzielnicą urzędniczą. Umieszczony w tej części miasta zegar miał więc odmierzać czas najważniejszym instytucjom nad Strawą i to według jego wskazań miało toczyć się życie piotrkowian. Ponadto dzisiejsza ulica Słowackiego w owym czasie była Traktem Kaliskim (stąd też późniejsza jej nazwa Kaliska), drogą którą z jednej strony łączyła miasto z Koleją Warszawsko-Wiedeńską, a drugiej prowadziła do miasta z najważniejszych szlaków na ziemiach polskich. Od blisko półtora wieku jest bernardyńska wieża ostoją dla miejskiego czasomierza...
Tekst i foto: Agawa
Materiały:
1. „Tydzień” 1876-1903
2. „Gazeta Przemysłowo-Rzemieślnicza” 1874/14
3. Specyfikacja techniczna zegara wieżowego w kościele oo. Bernardynów w Piotrkowie Trybunalskim wykonana przez Zakład Elektroniczny „Anrex”, Łódź 2004
4. Zdzisław Mrugalski „Czas i urządzenia do jego pomiaru”, Warszawa 2008
Komentarze 3