Gdyby nie pani Małgorzata Dzitkowska, mała sowa by zginęła. - Przywieźli mi go znajomi, którzy znaleźli malucha pod drzewem - mówi Pani Małgorzata. Prawdopodobnie jesienią Puszkin, bo tak został nazwany, będzie mógł wrócić na łono natury. Ostatnio podejmował pierwsze próby lotu.
Autor: foto Jarek Mizera
Wykryto bloker reklam!
Treść artykułu została zablokowana, ponieważ wykryliśmy, że używasz blokera reklam. Aby odblokować treść, proszę wyłączyć bloker reklam na tej stronie.
- To nie jest pierwsze zwierzę, które wychowuję. Znajomi, którzy znaleźli sowe od razu zadzwonili do mnie i tak Puszkin trafił do mnie. Gdyby nie zostało znalezione, nie miałoby szans przeżycia. Trzeba ją dokarmiac mięsem. Gdy jest głodna – sama woła. Jeszcze nie lata, ale powoli podejmuje próby – mówi pani Małgorzata.
Powrót Puszkina do natury stoi jednak pod znakiem zapytania. Ostatnio sówka złamała nogę. Jeżeli nie uda jej się poprawnie złozyć sowa może mieć problemy z powrotem na wolnośc. Przypominamy, że puszczyki obecnie znajdują się pod ochroną.
Komentarze 17