Co uważa pan za swoje największe osiągnięcie w pracy?
Osiągnąłem wiele w mojej pracy, mogę powiedzieć, że czuję się spełniony, ale też chciałem zaznaczyć, że wokół miałem zawsze fajnych ludzi. Sukces w pracy artystycznej mierzy się odbiorem ludzi - od dzieci do seniorów. Jeżeli widzisz radość, to wtedy jest super, trzeba to czuć, kochać.
Jak się stało, że trafił pan do pracy w MOK-u?
Ja akurat stawiałem kroki na scenie, gdy miałem 7 lat, a gdy byłem w IV klasie szkoły podstawowej, już występowałem z zespołem "Szałaputy" na estradzie przy Piotrkowskim Domu Kultury. Już wtedy wiedziałem, że tylko ta praca mi odpowiada. Obserwowałem całą jej strukturę pracy w kulturze od zaplecza. Gdy powstał MOK, ja już byłem pracownikiem Wojewódzkiego Domu Kultury. Zaistniała potrzeba pomocy przy organizacji Trybunalskich Spotkań Tanecznych, organizowanych przez MOK. Zostałem oczywiście oddelegowany, no i łatwo sobie dopowiedzieć - już zostałem, oczywiście za porozumieniem stron. Pamiętam jak MOK był w lokalu na, chyba na ul Grodzkiej było to miejsce po sklepie metalowym. Były tam szalone warunki, nie mieliśmy nawet toalety, ale byli w młodzi więc nikomu to nie przeszkadzało.
Jakie gwiazdy poznał pan dzięki pracy w MOK-u?
Jak załatwiałem koncert Marka Grechuty, to też miałem okazję być u niego w domu. Wtedy wszystko załatwiało się „na gębę” nie jak teraz przez telefon czy internet. Przez te wszystkie lata poznałem wiele sławnych osób i zawsze jakieś miłe wspomnienia mam z nimi związane.
Jakie były różnice w zadaniach MOK a WDK?
MOK skupiał się na potrzebach miasta, a WDK miał zadanie działania w terenie całego województwa piotrkowskiego. Przyniosło to efekt fajnej współpracy. Zawsze podkreślam, że nie wolno tutaj stosować sztywnych zamkniętych ram. Wyjście z inicjatywą na zewnątrz fajnymi pomysłami powoduje promocję miasta bez względu na czasy.
Jak wspomina pan dyrekcję poszczególnych dyrektorów MOK-u?
Powiem tak, nie szukam ocen, jeżeli nadajesz się do tej pracy w kulturze - a to wymaga poświęcenia, nawet często kosztem rodziny i swojego czasu. Dyrektor ma od ciebie wymagać i liczyć na ciebie, żeby sprostać wymogom społeczeństwa w kulturze. To my jesteśmy dla ludzi, a nie odwrotnie.
Czy były jakieś skandale nietypowe sytuacje anegdoty, które zapadły pan w pamięć?
Wow! Zawsze był czad, to znaczy superowo. Jeżeli traktujesz to w kategorii "to jest moja praca i ją kocham", to wszystko wtedy jest ok. Z tych wszystkich wydarzeń na pewno powstałaby niezła książka. Wspomnę, chociażby jak mogłem być współorganizatorem balu charytatywnego dla parlamentarzystów, który odbywał się w sławnej restauracji Europa. Wydarzenie powstało z inicjatywy naszego piotrkowskiego posła Bogdana Bujaka, ja oczywiście prowadziłem te bale. Gościli na nich naprawdę wielkie osobowości naszej Polskiej sceny politycznej, premierzy ministrowie i tym podobne. Na jednej z takich imprez miałem kontuzję i nogę wsadzoną w gips. Nie przeszkodziło mi prowadzić balu, tak się przygotowałem, że nikt nie wiedział o mojej kontuzji. Potrafiłem zatańczyć, prowadzić i śpiewałem z Ryszardem Rynkowskim, który był wtedy gwiazdą, "Szczęśliwej Drogi już Czas", to był naprawdę wyczyn.
Ja cenzura w PRL-u wpływała na pracę MOK-u i jak współpracowało się z cenzorem?
Cenzura oczywiście była, ale mieliśmy na to sposób. Wymagało to umiejętnego obejścia i trafienia do publiczności. Tak jak w kabarecie dzisiaj kabareciarz na scenie może używać wulgarnych słów, ubliżać władzy i tak dalej, a wtedy musiało się wszystko niby pięknie zgadzać, a publiczność wychwytywała to, co trzeba. Lawirowanie i podteksty, to był majstersztyk. U nas w mieście akurat cenzorka była raczej po „naszej” stronie.
Czym różniła się praca w czasach PRL-u a III RP?
Właściwie praca w kulturze jest taka sama, tutaj nic się nie zmienia. Wtedy należało liczyć się z zaleceniami rządu PRL i ZSRR a przy tym towarzystwo przyjaźni polsko-radzieckiej czy ZSMP. Łatwo było znaleźć środki na działalność pod pretekstem „idei socjalistycznej”. Dzięki temu gościliśmy największe gwiazdy Polskiej sceny.
Czy pracując w MOK-u, udało się panu zaistnieć poza granicami miasta czy Polski?
Koncertowaliśmy z zespołem w ZSRR, Niemczech, Litwie oraz na Węgrzech. Ja oprócz mojego zespołu tanecznego "Bik Kayk" jeszcze śpiewałem. Z zespołem tanecznym brałem udział w najważniejszych imprezach tanecznych w Polsce, stając na podium dużo ponad 100 razy. Sukcesy odnosiłem również jako wokalista i solista mojego zespołu rockowego Taxi, koncertowaliśmy w całej Polsce. Jako solista dostałem się na Festiwal Piosenki Żołnierskiej „Kołobrzeg 1987”. Ten festiwal miał rangę największego w Polsce z racji polityki, ale naprawdę był spoko. Występowaliśmy tam wszyscy, artyści ci, co śpiewali np. w Opolu. Zaproponowano mi występ również rok później w 1988.