TERAZ13°C
JAKOŚĆ POWIETRZA Bardzo dobra
reklama

Wyrzeźbił kołyskę dla przyszłego króla Anglii

MaWag
MaWag niedz., 23 czerwca 2013 13:28
W szkole nie szło mu zbyt dobrze. Do wyboru miał dwie opcje – zostać rockmanem, albo rzeźbiarzem. Wybrał to drugie. Dziś pracuje nad meblem, który będzie prezentem dla potomka książęcej pary. W kołysce, którą wykona rzeźbiarz z Tuszyn-Lasu był może sypiał będzie przyszły król Anglii.
Zdjęcie
Autor: foto: A. Stańczyk

Wykryto bloker reklam!

Treść artykułu została zablokowana, ponieważ wykryliśmy, że używasz blokera reklam. Aby odblokować treść, proszę wyłączyć bloker reklam na tej stronie.

Pracuje nad wieloma projektami, w Polsce, w Europie, na świecie. Zatrudnia 6 pracowników. Cały czas się uczy. Rzeźbi w kamieniu, w drewnie, w kości. - Ludzie czasami nazywają mnie artystą. Czasem się zapadam w sobie, opuszczam głowę, jest godzina 22, podnoszę głowę, jest 3 nad ranem, a dla mnie minęła sekunda. To są magiczne chwile, nie da się tego przeliczyć na pieniądze. To jest gigantyczna radość pracy, jestem spełniony w tym, co robię – mówi Dariusz Bergier, rzeźbiarz z Tuszyn-Lasu, który jakiś czas temu wykonywał meble na ślub Kate Middleton i księcia Williama.
Pierwszą rzeźbą, którą wykonał był portret dziadka. - To właśnie dziadek uczył mnie kręcić imadłem, uczył mnie pierwszych zachowań, jak nie uciąć sobie palca, jak trzymać piłkę i dłuto, jak przycinać kawałek drewna. Mając 11 lat wyrzeźbiłem portret z kawałka lipy. Wysuszyłem sobie kawałeczek drewna przy piecu. To była moja pierwsza rzeźba. Bardzo słabo się uczyłem w szkole. Jedynie plastyka była moją pasją. Robiłem różne rzeczy, lepiłem z plasteliny Indian, kowbojów. To były początki. Kiedyś mama przeczytała w „Przyjaciółce”, że niedaleko Torunia jest taka szkoła ucząca w zawodzie stolarz mebli stylowych. Pomyślała sobie, żeby byłoby fajnie, gdybym do takiej szkoły pojechał. Tak zrobiłem i... to było to. Zobaczyłem starych mistrzów, którzy pracowali przy ornamentach w sposób tradycyjny, rzeźbili dłutami. Uczyłem się 3 lata. Spotkałem tam kolegę z Gdańska, z którym się bardzo zaprzyjaźniłem. Moją pasją było również granie na gitarze, chciałem być rockmanem, wiadomo, dziewczyny itd. Miałem gitarę i uczyłem się grać. Przyszedł do mnie taki jeden kolega, który miał tatę stolarza. Powiedział: „Fajną masz gitarę. Może byś mi ją sprzedał?” Mówię mu, że nie bardzo, ale w końcu powiedziałem, że gdyby jego tata dał mi klocek drewna, to ja mu dam gitarę. Nie zostałem rockmanem, zostałem rzeźbiarzem. Rzeźbę, która wyszła z tego kawałka drewna mam do dziś – mówi rzeźbiarz.

Własną pracownię założył w 1993 roku. Mówi, że minęło jak z bicza trzasł, ale dodaje, że dopiero teraz zaczyna się ten właściwy czas, bo właśnie teraz wie już, czego nie potrafi, czego jeszcze chciałby się nauczyć. Pracownia Dariusza Bergiera przy ul. Krótkiej 10 w Tuszyn-Lesie zajmuje się dziś rekonstrukcją mebli historycznych z dowolnej epoki. - Ktoś do nas przychodzi, mówi nam o swoich pragnieniach, pytamy go o wrażenie, jakie chciałby uzyskać i tworzymy dla niego mebel z dowolnej epoki. Zdarzało nam się jednak robić meble arcywspółczesne – mówi.

Przyszedł ten dzień, że pracownia Bergiera otrzymała zamówienie wykonania mebli na ślub. Zamawiającym był hotel, w którym przebywać mieli goście ślubni Kate Middleton i księcia Williama. - To była bardzo interesująca praca, aczkolwiek końcówka zupełnie szalona i nerwowa – opowiada artysta. - Jest kontrakt. Rozmawiamy o projekcie. Rozmowy trwają, projektanci myślą, przerabiają. Zbudowali stół, który ma 4,5 metra, a który pod własnym ciężarem zapadał się, po prostu blat uginał się 4 cm. Co robić? Projektanci wyrywają sobie włosy z głowy, przyjeżdżają do nas i mówią: „No niech pan ratuje, niech pan coś zrobi!” A ja mówię, że przecież sami zaprojektowali stół, który się po prostu załamuje. Na tym stole jeszcze miało znaleźć się 8-milimetrowe szkło hartowane, a na nim komputery. Ten stół zwyczajnie by się załamał. Wymyśliliśmy, co zrobić. Zastosowaliśmy pod blatem taką nutę, w którą wpuściliśmy drut stalowy ze śrubą rzymską, dzięki czemu można było regulować wygięcie stołu. Rozwiązywanie trudnych technicznie rzeczy również jest naszą pasją.nextpage
Pomysł z kołyską powstał po obejrzeniu przez Dariusza Bergiera reportażu z pracy nad zamówieniem dla hotelu na książęcy ślub. Na samym końcu materiału padają słowa, że może wkrótce zostanie złożone kolejne zamówienie – na kołyskę. - Obejrzałem to jakieś 7 - 8 miesięcy temu i myślę, to jest to. Najtrudniejsze tak naprawdę było, w jakim to ma być stylu. Skoro możemy wybrać sobie dowolny... wybrałem gotyk. Zrobiłem to specjalnie. Pomyślałem sobie, że skoro ci Państwo przez całe życie obcowali z taką stylistyką, to nie chciałem robić czegoś bardzo dalekiego od ich życia. Chciałem jednak przełamać to w jakiś nowoczesny sposób, podziałać kolorem. Wymyśliłem, że inspiracją będą katedry XV-wieczne katedry francuskie i angielskie. Bardzo nie chciałem, żeby była to kołyska ludowa, bo nie lubię takiej rzeźby.

Dziś trwają ostatnie szlify, rzemieślnicy pracują jeszcze nad kolorem mebla. Artysta podkreśla, że praca nad kołyską była doskonałą zabawą. - Nie miałem zleceniodawcy (bo to prezent), czyli nikt mi nie mówił, co mam robić. Sama praca nie trwała długo, bo 2 miesiące. Natomiast pomysł – tzn. wybranie gotyku - dojrzewał dość długo – mówi. - Robiąc ten mebel wiedziałem, że będzie on pasował do wnętrza, które zostało zaprojektowane przez angielską projektantkę. Cudownie, wspaniale byłoby, gdyby kołyska się tam znalazła. Ale jeśli się tak nie stanie i mebel wyląduje gdzieś w jakichś kazamatach, piwnicach czy magazynach, to na pewno ktoś, kiedyś, gdzieś go odkryje, a na nim... będzie mój podpis.

To pierwsza kołyska wykonana przez Dariusza Bergiera. W piątek mebel ma zostać zapakowany i wysłany do Clarence House - rezydencji królewskiej w Londynie. Czy będzie w niej sypiał przyszły król?

Aleksandra Stańczyk

Wrażliwość artysty nie zna granic...

- Ostatnia praca zawsze jest najważniejsza, bo wiążą się z nią największe emocje. Zrobiłem kiedyś stolik rokokowy. Bardzo nie chciałem oddać go klientowi. Ten zapłacił z góry, mebel bardzo mu się podobał. Błagałem go, mówiłem: „Proszę pana, zrobię panu drugi, inny, większy. Zrobię dla pana wszystko”. Nogi tego stolika to były kobiety w halkach, były tam smoki, które rzygały ogniem, mebel był misternie rzeźbiony. Kosztował mnie 2600 godzin pracy. Klient nie oddał mi go, ja się popłakałem, spałem po tym wszystkim 2 dni. Takie właśnie emocje mną wtedy targały. Dziś rozstaje się z moimi meblami już w całkiem inny sposób.

Reklama

Podsumowanie

    reklama

    Komentarze 0

    reklama

    Dla Ciebie

    13°C

    Pogoda

    Kontakt

    Radio