1 z 8
2 z 8
3 z 8
4 z 8
5 z 8
6 z 8
7 z 8
8 z 8
img=1 Jerzy Krawczyk (39 lat) to piotrkowianin, którego wielką pasją są góry. Tę pasję, podobnie jak narciarstwo, stara się zaszczepić swej córce, 12-letniej Ewie, która podobnie jak jej tato, też zdobywa górskie szczyty. Jerzy ma za sobą udział w dwóch maratonach górskich, przeszedł główny szlak beskidzki, zdobył Tatry, w maju br. poprowadził kilkuosobową wyprawę na [mapa=Ararat,Turcja]Ararat[/mapa] w Turcji na Wyżynie Armeńskiej. Teraz przygotowuje się do zdobycia Elbrusu. Zanim jednak stanie na szczycie najwyższej góry Kaukazu, i wg. niektórych alpinistów także Europy, musi podołać zarówno formalnościom wyjazdowym, jak i znaleźć sponsorów, którzy zechcą wspomóc finansowo pierwszą piotrkowską wyprawę na jeden z wierzchołków Korony Ziemi.
Za tobą wyprawa na Ararat…
img=3Jerzy Krawczyk: 29 maja wyleciałem z Polski na wyprawę na Ararat, połączeniem przez Kijów, Stambuł, Van do Dogubayazit. Trzy pierwsze etapy podróży odbywały się samolotem, ostatni etap to była podróż samochodem z kurdyjskim kierowcą po autostradzie, która jest ciągle w budowie. Wrażenia ,więc zaczęły się tuż po wylądowaniu w Van.
Jak wyglądały poszczególne etapy wejścia na Ararat? To chyba nie jest łatwa góra?
– Góra technicznie nie jest trudna, jest natomiast kapryśna, jak wszystkie góry, które wystają znacznie ponad poziom terenu. Wejście rozpoczęliśmy z poziomu 2 tys. m n.p.m. Dookoła nas wszystkie wierzchołki miały poniżej 4 tys. metrów, niemniej my postanowiliśmy wybrać się na szczyt, który mierzy ponad 5 tys. m n.p.m. (dokładnie 5137 m). Pogoda kręci się wokół tej góry, co oznacza, że w ciągu 2-3 godzin może zdarzyć się wszystko. Temperatura z -15 stopni Celsjusza może nagle podskoczyć do 5 stopni Celsjusza, a śnieg może zamienić się w deszcz.
Ile dni trwała ta wyprawa?
img=4– Podejście aklimatyzacyjne zajęło nam jeden dzień i miało ono miejsce na wysokości około 3400 m n.p.m. Następny obóz mieliśmy na wysokości 4 tys. m n.p.m. Jedna doba na aklimatyzację to jest minimum, trzeba ją odbyć bowiem na wysokości zmienia się ciśnienie, a co za tym idzie saturacja krwi, jej nasycenie tlenem. Organizm musi mieć czas na przystosowanie się do nowych warunków. Im dłuższy czas spędzony w obozach przejściowych tym lepiej wchodzi się wyżej.
Mówisz: mieliśmy, rozpoczęliśmy. W wyprawie na Ararat nie byłeś sam?
img=2 – Nie, nie byłem sam. Było nas czworo Polaków – trzech mężczyzn i kobieta oraz dwóch Kurdów – przewodnik i kucharz.
Czy było coś, co cię zaskoczyło podczas tej wyprawy?
– Ten projekt dla mnie był sprawdzianem, chciałem się przekonać, jak mój organizm poradzi sobie na tak dużej wysokości, bowiem docelowo chcę sie wybrać w inny rejon świata. Natomiast, tak jak już wspomniałem, technicznie ta góra nie jest trudna. Jedyne trudności stanowią tam pogoda i ciśnienie.
nextpage
Dlaczego Ararat, a nie jakiś inny szczyt o podobnej wysokości?
img=5– Górę o podobnej i wysokości i stopniu trudności wbrew pozorom trudno jest znaleźć. Ararat to stożek wulkaniczny, który jest od kilku tysięcy lat nieczynny. W sezonie letnim czapa śnieżna zaczyna się na nim na wysokości 4500 metrów, natomiast w sezonie „przejściowym”, w takim w jakim ja tam byłem, pierwszy obóz rozbijaliśmy wieczorem na trawie, a obudziliśmy się spowici śniegiem.
W jaki sposób przygotowywałeś się do tej wyprawy?
– Zacząłem od teorii, by poznać i zaplanować podejścia, bo szukałem czegoś co nie będzie nazbyt trudne technicznie, ale za to wysokie. I okazało się, że w tej części świata równie „prostej” góry nie znajdę. Można poszukać czegoś na Kaukazie, typu Kazbek (5033 m n.p.m.) w Gruzji, ale ta góra jest akurat górą trudną technicznie. Zbyt duży stopień trudności, jak na taką wyprawę sprawdzającą nie był wskazany więc wolałem wybrać coś, powiedzmy, łatwiejszego.
Kto przewodził wyprawie na Ararat? Słyszałam, że byłeś to ty?
img=6– Z racji doświadczenia górskiego starałem się koordynować nasze poczynania z kurdyjskim przewodnikiem, który był przez nas wynajęty. Koszt wynajęcia przewodnika to około 300 dolarów. Ten człowiek z tego żyje. Jego sezon zarobkowy trwa od maja do końca września. Historia tego wejścia na Ararat jest o tyle ciekawa, że jest to teren wojskowy, zresztą cały turecki Kurdys tan jest od przeszło 25 lat terenem objętym permanentnym stanem wojennym i do niedawana, aby wejść na szczyt trzeba było wziąć oficera łącznikowego z garnizonu w Dogubayazit. Około 2 lata temu wojsko zrezygnowało z tej przyjemności. Natomiast w dalszym ciągu wymagane jest wojskowe pozwolenie oraz lokalny przewodnik mający wydane przez wojsko zezwolenie na prowadzenie tego rodzaju działalności. Dodatkowo trzeba jeszcze mieć standardową wizę turystyczną. Można ją kupić za 15 dolarów na każdym tureckim lotnisku.
Czy w świetle tragicznych wydarzeń, jakie miały miejsce w polskim himalaizmie i alpinizmie na początku obecnego roku, wyprawa na Ararat nie budziła sprzeciwu wśród waszych rodzin?
–Moja żona i mama miały zastrzeżenia do tego projektu. Bo jak mówiły: jedziesz daleko, w wysokie góry, i takich „bo” było dużo. Natomiast z mojego punktu widzenia było to najbezpieczniejsze, co mogłem wymyślić. Zresztą pociągają mnie góry wysokie, góry, które znacznie wystają ponad okolicę. W wyprawie na Ararat, wydaje mi się, większego ryzyka nie było.
Przygotowujesz się do kolejnej wyprawy. Gdzie planujesz się wybrać?
– Obecnie jestem w trakcie poszukiwania sponsorów, którzy zechcieliby wspomóc finansowo wyprawę na Elbrus. Według różnych źródeł jest to najwyższy szczyt Europy. Oczywiście są tacy, zarówno geografowie, jak i sami alpiniści, którzy twierdzą, że nie, bo część wierzchołka Elbrusu znajduje się po stronie europejskiej, a część po azjatyckiej. Góra mierzy ponad 5600 metrów (szczyt zachodni – 5642 m n.p.m., szczyt wschodni – 5621 m n.p.m.). Stopień trudności latem nie jest aż tak trudny, ale w sezonie zimowym wszystko może się zdarzyć. Elbrus podobnie jak Ararat jest wulkanem, tyle tylko, że czynnym. Ostatnia erupcja miała tu miejsce około połowy I wieku n.e. Jeśli idzie o stopień trudności można tę górę porównać ze Świnicą czy Orlą Percią w Tatarach, jednak na Elbrusie dodatkowym utrudnieniem jest ciśnienie oraz fakt, że Kaukaz to dość niespokojny rejon świata. Elbrus to góra, na której ginie dużo ludzi, bowiem pogoda tam jest bardzo zmienna, warunki klimatyczne potrafią tam zastawić wiele pułapek. W przeciwieństwie do Araratu na Elbrusie trafiają się jeszcze szczeliny lodowcowe ,więc bardzo łatwo jest w zadymce czy podczas śnieżycy nie zauważyć ich i wpaść w nie. Wtedy zwykle ciało jest znajdywane po sezonie lub dwóch…
Kiedy dokładnie chciałbyś wejść na Elbrus?
– Na chwilę obecną sądzę, że maj przyszłego roku byłby terminem najbardziej optymalnym. Dzień wtedy jest stosunkowo długi, łatwiej więc byłoby wtedy zdobyć szczyt. Ponadto nie jest to typowy sezon turystyczny dlatego też jest nieco inaczej na samym podejściu i przy organizowaniu całej tej akcji. Uczyniłem już część kroków w kierunku przygotowania wyprawy. Zbieram odpowiednie informacje o masywie, o warunkach meteorologicznych oraz wszelkich formalnościach, w tym także urzędniczych, jakie należy przejść. Także szukam już możliwości dostania się na Kaukaz. Niestety bezpośrednio z Polski na jakiekolwiek najbliższe kaukaskie lotnisko żadne samoloty nie latają. Pozostaje mi do wyboru albo podróż przez Gruzję lub przez Moskwę. Ta ostatnia opcja, o ile jest dłuższa, o tyle też ciekawsza, bowiem miałbym dobę na zwiedzenie miasta.
nextpage
A przygotowania kondycyjne?
– Stan mojego zdrowia, obecnie, według mojej opinii, jest na tyle dobry, że mogę się podjąć tego wyzwania. W tym roku po raz kolejny brałem udział w ultramaratonie „Chudy Wawrzyniec” (maraton dynamicznego biegania w Beskidzie Żywieckim, przyp. aut.), który zakończyłem z całkiem przyzwoitym czasem – przy przewyższeniu 3 tys. metrów pokonałem trasę 54 km w 8 godzin. To bardzo dobry czas dla zawodnika, który nie jest góralem.
Na Elbrus chcesz poprowadzić grupę czy będziesz ten szczyt zdobywał indywidualnie?
– Wstępny projekt zakłada udział 3-4 osób. Względy bezpieczeństwa na podejściu raczej nastawiają mnie, by nie iść samemu. Góra jest dość skomplikowana. Na podejściu planuję 3-4 dniową aklimatyzację, ostatni obóz powinien być założony na wysokości 4500 m n.p.m. i stamtąd miałby rozpocząć się atak szczytowy. Jego początek to wyjście z obozu o godzinie 1:00 lub 2:00 w nocy, zakładając że pogoda będzie odpowiednia i klarowne niebo. Jeżeli nie widać nieba to nie ma oczywiście mowy o tym, by iść wyżej.
Wejście na szczyt to nie wszystko. Wspinając się należy tak rozłożyć siły, by jeszcze starczyło ich na bezpieczne zejście. Wielu alpinistów ginie właśnie wtedy…
– W górach, moim zdanie zabijają dwie rzeczy – arogancja i przecenienie swoich sił oraz ignorancja, czyli niewiedza na temat tego, co może nas spotkać. To są dwa główne czynniki, niemniej w górach wysokich, o czym należy pamiętać, kiedy poziom saturacji krwi spada, a do mózgu dostaje się o 50% mniej tlenu niż na poziomie 0 m n.p.m., przestajemy myślec logicznie. W głowie pozostaje tylko jedna zaprogramowana myśl – wejść na szczyt, myśli co będzie dalej już nie ma. Człowiek traci zdrowy rozsądek. Wspina się, czuje się dobrze, czuje się silny i nagle ręka obsuwa się lub okazuje się, że nie wbiliśmy haka, bo uderzaliśmy młotkiem obok… Ważne jest to, by myśleć o tym planując wyprawę. Nie tyle samo zdobycie szczytu jest ważne ,ile podjęta próba jego zdobycia. W głowie musi być też miejsce na myśl, że niekiedy z uwagi na warunki atmosferyczne należy zrezygnować, że nie warto ryzykować życia.
To, co mówisz nie brzmi dobrze… Co takiego więc jest w górach, że ludzie się wspinają, niekiedy przypłacając owe wspinaczki życiem? Co jest w nich takiego pociągającego?
– Poczucie absolutu. To moje subiektywne odczucie. Owo poczucie to obcowanie z czymś, co jest niemierzalne. Ponadto walka z własną słabością – dla wielu to istotny czynnik, który pcha ich w góry, zwłaszcza te wysokie. I satysfakcja, że choć odmroziłem palce, pięty i nie wiadomo co jeszcze, to dałem radę, wszedłem na szczyt i zszedłem z niego. Dodatkowo piękno krajobrazu i widok jaki zwykle roztacza się z wierzchołków. Tylko stojąc tak wysoko możemy dostrzec coś co jest położone 200 km dalej, obojętnie czy jest to miasto czy inny wierzchołek.
A skąd u ciebie ta pasja?
img=7– Trudno powiedzieć, może stąd, że mam rodzinę w górach i od dziecka jeździłem w góry, dlatego ten krajobraz górski jest obecny w mej głowie od lat. Może to także wynik tego, że poszukuję kontaktu z przyrodą, ale taką dziką, niezmienioną przez człowieka, miejsc, gdzie nie ma ucieczki na drogę asfaltową, gdzie nie ma możliwości zadzwonienia po pomoc, a człowiek jest zdany tylko na to, w co go Bóg wyposażył, czyli dwie ręce i dwie nogi.
Elbrus to jedno marzenie, a kolejne… jakie są?
– Planuję zrobić uprawnienia przewodnika tatrzańskiego, natomiast w wypraw górskich, jeśli uda mi się wejść na Elbrus w przyszłym roku, w sposób jaki planuję, to marzy mi się jeszcze Pik Lenina (inaczej Szczyt Awicenny w Pamirze, 7134 m n.p.m.), ale to może poza mikrofonem, bo już znacznie wyżej i mogłoby to doprowadzić do zawału moją małżonkę (śmiech).
Agawa, zdjęcia z prywatnej kolekcji Jerzego Krawczyka.
Komentarze 4