Marzenia
Żadna władza nie lubi krytyki, nawet jeśli powiada, że jej słucha i że ją inspiruje. Każda władza lubi się chwalić, również wtedy, kiedy jest przekonana o swojej nieomylności. Do takich celów potrzebuje narzędzi. Nie bez powodu obserwujemy walki polityczne o wpływy w różnych mediach, a szczególnie w tych, gdzie właścicielem jest Skarb Państwa.
Ponad dwadzieścia lat temu w gabinecie prezydenta Piotrkowa pojawił się radny, sygnalizując powstanie grupy kilku osób, która chce założyć lokalne radio. Zrozumiałem, że był wysłannikiem do rozpoznania nastawienia lokalnej władzy. Przychylność ratusza była potrzebna jako jeden z czynników ułatwiających otrzymanie koncesji, aczkolwiek nie obowiązkowy.
Nie bez znaczenia było również to, że we władaniu miasta był choćby komin ciepłowni jako miejsce montażu anteny nadawczej. Przychylność była zawsze, mimo że zarzucano mi popieranie komercyjnego i prywatnego przedsięwzięcia.
img=1Współczesnym dość trudno sobie wyobrazić, jaki odważny był to cel inicjatorów. Wówczas nie były tak powszechne radia lokalne, a już w mieście w pobliżu Łodzi... Doskonale pamiętam wizytę kol. nadredaktora Tomasza Stachaczyka, z którym byłem jako wspierająca władza lokalna na przesłuchaniu przez przewodniczącego tak obecnie popularnego organu, jakim jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, pana Markiewicza. Można jeszcze długo o szczegółach. Przyszedł moment uroczystego przecięcia kabla w pierwszej siedzibie Radia Piotrków i też tego nie zapomnę, a obecnie żadna komisja śledcza tego nie wyjaśni, czy specjalnie, czy przez przypadek podano mi bardzo stępione narzędzie i miałem problem. Jakoś się udało i poszło. I tak idzie do dzisiaj. Kiedy po latach włączamy radio, to jego obecność w naszej codzienności lokalnej wydaje się czymś naturalnym, a przecież po drugiej stronie istnieje cały czas ogromna praca: dziennikarska, ale i techniczna. Przez piotrkowskie radio przewinęło się sporo osób. Mam na myśli ludzi, którzy tu zaczynali pracę dziennikarską i albo pozostali, albo można ich oglądać w mediach ogólnopolskich.
Osobiście czuję wielki sentyment do naszego radia. Przez tych dwadzieścia lat spędziłem w nim też kilkanaście godzin. Oczywiście w różnym czasie z różną intensywnością. W pierwszych latach w co drugi wtorek wieczorem przez godzinę na żywo rozmowa z mieszkańcami.
Dużo by wspominać. Żaden z moich następców nie próbował takiego komunikowania i reagowania na bieżąco na różne problemy. Jak każda działalność gospodarcza, ma zarówno sferę ekonomiczną, jak również i merytoryczną. Właściciele radia niewątpliwie mają pasję. Jednocześnie przez tych dwadzieścia lat musieli żonglować na lokalnej scenie politycznej. Starają się nie wykazywać swoich preferencji politycznych, ale moim zdaniem to się nie udało, bo chyba jest to niemożliwe. Dążenie do obiektywizmu, to powinien być cel. Łatwo powiedzieć z boku, ja to rozumiem, choć ciężko osiągać. Media ogólnie bardzo się skomercjalizowały, a jednocześnie działają w otoczeniu niesamowitej konkurencji. Potrzebny jest news o cielaku dwugłowym, a nie o jakości mleka jego ciotek.
Radio Piotrków, czyli obecna Strefa FM – wolałem nazwę poprzednią - jest na stałe w naszym lokalnym krajobrazie. Dwadzieścia lat temu, kiedy mówiono mi, zobaczysz, będzie słuchane w sklepach, biurach, samochodach, myślałem, że to niedościgniony stan. Dzisiaj można się przekonać, że tak jest. Oczywiście są kręgi, które oficjalnie komunikują, że nie słuchają, ale jednocześnie zorientowane doskonale, co tam powiedziano.
Zawsze marzyłem o wspólnym budowaniu naszej lokalnej ojczyzny przez radio i ratusz. I nie chodzi o to, by ręka w rękę i tylko lukier. Myślę, że jeśli uczciwie podchodzą obie strony do problemów tych, co za oknem chodzą po ulicach, słuchaczy i wyborców, to jest miejsce na wspólne działanie. Po jednej i drugiej stronie są ludzkie charaktery ze swoimi ułomnościami. Jak bardzo bym chciał, by w duchu ekumenicznym, w poszanowaniu prawdy i zachowaniu własnej tożsamości, władza i radio działały na naszym lokalnym podwórku.
Z okazji dwudziestolecia mogę pomarzyć. Niektóre się spełniają. Życzę nam wszystkim, aby one się spełniły, bo to pomaga nam przetrwać trudne chwile, a radować się z sukcesu dobra wspólnego. Może trochę patetycznie, ale szczerze.
Michał Rżaneknextpage
Początki z pękiem kluczy
Przy okazji jubileuszowych imprez, związanych z powstaniem w naszym mieście lokalnego radia, przepytywany jestem o “prapoczątki” rozgłośni. Tak bowiem się stało, że miałem przyjemność pełnić obowiązki pierwszego redaktora naczelnego – tej pirackiej (wówczas) stacji radiowej. Świadomie użyłem określenia “pełniącego obowiązki”, bo o normalnej pracy redakcyjnej mowy być nie mogło. Była nas grupa zapaleńców i fantastów, która oddawała własny czas i umiejętności na rzecz informowania mieszkańców miasta i okolic o wydarzeniach i sprawach, które nie znajdowały uznania w publicznych mediach.
img=2 Aby oddać tamten czas i ludzi, dwa momenty pracy “redaktora”. Jest godzina 5.40 (choć bywało, że do rozpoczęcia programu – a zaczynaliśmy nadawać o 6.00 – pozostawało parę minut). Wjeżdżam na podwórko kamienicy w alei 3 Maja (dawny gmach partii). W jednej ręce torba z płytami (analogowymi), w drugiej potężny pęk kluczy. Mozolnie przebijam się przez kolejne zapory, aby wreszcie dostać się do “studia”, z którego za moment powitam piotrkowian. Jeszcze tylko uruchomienie wzmacniacza emisyjnego i całego sprzętu zgromadzonego w pomieszczeniu pełniącym funkcję studia i można nadawać na częstotliwości 71,1. Właśnie kończy się emitowana piosenka i trzeba wejść z komentarzem, aby uruchomić inny adapter z kolejnym nagraniem, gdy odzywa się telefon. Trzeba go koniecznie odebrać, bo inaczej jego dźwięk byłby słyszalny na antenie. Coś rzucam do słuchawki, odkładam ją na bok i jednocześnie przekazuję prognozę pogody dla Piotrkowa i okolic. Uruchamiam adapter – w eter płynie słodki głos Ani Jantar - mam więc dwie minuty na odłożoną rozmowę. Dzwoni czujny Wojtek Dąbrowski, abym poprawił ustawienia w korektorze, bo w jednym kanale coś “brumi”. Przy okazji informuje, że w moim pęku kluczy – już i tak imponującym - pojawi się jeszcze jeden, bo należy wprowadzić dodatkowe zabezpieczenie. Nigdy nie myślałem, że funkcja klucznika może być elementem składowym pracy redakcyjnej, ale dziś z uśmiechem i nutką nostalgii wspominam te pionierskie czasy.
Innym (ciekawym) zajęciem redaktora naczelnego były rozmowy z kandydatami na współpracowników, z którymi “nadredaktor” Tomasz Stachaczyk nie bardzo wiedział, co począć. Pamiętam, jak z lekko skrywanym uśmiechem przedstawiał mi “ludzi z ciekawymi pomysłami”. Kończył zawsze sakramentalnym – “No to niech Państwo sobie porozmawiają” – i znikał. Muszę przyznać, że były to bardzo kształcące dysputy, w trakcie których próbowałem przekonać moich rozmówców, że “semiologia życia codziennego” lub “pedagogizacja rodziców” to frapujące tematy seminaryjnych spotkań, ale antena “pirackiego” radia nie uniesie ciężaru ich naukowego wymiaru. Na szczęście byli to w przeważającej liczbie tacy sami pasjonaci, jak ci, którzy już byli w radiu, i z wyrozumiałością odnosili się do moich pauperyzacyjnych poczynań. W efekcie parę osób (np. Bożena Dawidowicz, Robert Gusta) przygotowywało “autorskie” audycje. Mam nadzieję, że nie żywią do mnie niechęci za “ściąganie na ziemię”, bo cenzorskim zapędom redaktora od programu towarzyszyło zawsze przeświadczenie, że radio to sferyczna strona życia.
Marek Grynkiewicznextpage
20 lat – bo marzenia się spełniają
Mógł być rok 1982 albo 1983, kiedy razem z innymi uczniami najstarszego liceum w Piotrkowie na zapleczu pracowni wychowania technicznego natknęliśmy się na radiostacje.
img=3A radiostacje wtedy to nie była codzienna sprawa, jak nie przymierzając dzisiejsze CB. Intrygowała i ilość, i przeznaczenie…
- To są radiostacje zomowskie - odparł zagadnięty przez nas młody nauczyciel wychowania technicznego.
- A skąd się tutaj wzięły?
- Zdobyczne - odparł zadowolony z siebie.
Żarcik na dzisiejsze czasy to raczej słabawy, a ja go zapamiętałem przez 30 lat, bo tamta rzeczywistość była inna. Siermiężna, z cenzurą, dwoma kanałami telewizji państwowej i czterema programami państwowymi radia. Innych niż państwowe kanałów mass mediów nie było w ogóle.
Gdyby ktoś wtedy powiedział mi, rozbawionemu żartem o zdobycznych radiostacjach zomowskich młokosowi, że za 10 lat ten młody nauczyciel - Tomasz Stachaczyk utworzy w Piotrkowie pierwsze prywatne, niezależne radio i nie będzie się musiał ukrywać, konspirować, nie uwierzyłbym. Tak jak teraz nie mogę uwierzyć, że to już 20 lat minęło od czasu, kiedy to radio nadało pierwszą audycję.
Dla mnie historia tego radia, to nie tylko zwykła historia zwykłej firmy.
Żeby je uruchomić, trzeba było mieć marzenia i nie bać się marzyć. Uwielbiam historie, w których marzenia zwyciężają.
Strefa FM wrosła w nasz piotrkowski klimat i zapuściła korzenie. Można by nawet rzec, że stała się jak kompot przy obiedzie . Zawsze była, zawsze jest i niech zawsze będzie.
“W radiu mówili” - tak wielu piotrkowian i mieszkańców regionu często przekazuje sobie “pocztą pantoflową” zasłyszane w Waszych audycjach informacje.
Mówcie nam zatem dalej droga Redakcjo Strefy FM. Grajcie nam muzykę. Miejcie marzenia zawodowe i prywatne i niech Wam się spełniają.
Dziękujemy za tych 20 wspólnych lat!
Paweł Ciszewski
Komentarze 0