TERAZ 4°C
JAKOŚĆ POWIETRZA Umiarkowana
reklama

Jak uratowano polskie złoto w 1939 roku? I co się z nim stało?

A.Wolski
Artur Wolski wt., 2 września 2025 09:58

Wyjechało z kraju we wrześniu 1939 roku i już nigdy nie wróciło do Polski. Warte 360 mln ówczesnych złotych wywieziono, aby nie trafiło w ręce Niemców czy Sowietów. 77 ton polskiego złota trafiło przez Rumunię, Turcję, Liban do Francji, a potem ostatecznie do Kanady, USA i Wielkiej Brytanii. Niestety sporą część po zakończeniu II wojny światowej przejęły władze komunistyczne w Warszawie. Choć kruszec jednak nadal znajdował się poza granicami kraju, to pieniądze z jego sprzedaży trafiały już do władz ulokowanych w stolicy Polski przez Stalina. 

Zdjęcie

Początek kampanii wrześniowej

W 1939 Polska miała większe zapasy złota niż hitlerowskie Niemcy. Część z nich o wartości nieco ponad 100 mln złotych znajdowały się w zachodnich bankach. Większość (około 363 mln zł) przechowywano w kraju, głównie w skarbcu głównym Banku Polskiego przy ul. Bielańskiej w Warszawie (o wartości ok. 113 mln zł.), lecz również w Brześciu nad Bugiem (120 mln), Siedlcach (80 mln), Zamościu (30 mln) i Lublinie (20 mln).

Tuż po wybuchu wojny, aby ratować kruszec przed posuwającymi się w głąb Polski wojskami niemieckimi, władze zdecydowały o przetransportowaniu całości złota na wschód. Ówczesny premier gen. Felicjan Sławoj - Składkowski owierzył pieczę nad konwojem płk. Ignacemu Matuszewskiemu (byłemu ministrowi skarbu), płk. Adamowi Kocowi (twórcy Obozu Zjednoczenia Narodowego i byłemu prezesowi Banku Polskiego) oraz mjr. Henrykowi Floyar – Rajchmanowi (byłemu ministrowi przemysłu i handlu). - Pojechałem do ministra skarbu Eugeniusza Kwiatkowskiego, tam dowiedziałem się, że złoto w całości znajdowało się w kraju. Była to dla mnie bardzo zła wiadomość, ponieważ ewakuowanie tak wielkiego towaru musi wywołać trudności transportowe, zwłaszcza w warunkach wojennych – mówił po latach w rozmowie z Radiem Wolna Europa płk Adam Koc, wówczas przewodniczący Komisji Wojskowej Senatu RP.

Samochodów było zbyt mało, aby wywieźć wszystko za jednym razem. - Na wykonanie koniecznych transportów miałem pojedynczą kolumnę, i to nie samochodów ciężarowych, ale starych autobusów. Dostępnych było 10 autobusów kolejowych PKP i 2 z magistratu. Ale trzeba było je naprawić. Dałem na to dobę  – dodał płk Koc. Były lider OZON martwił się też o stan mostów na drogach i wytrzymałości pojazdów.

Transport złota

Do autobusów załadowanych złotem w 60. kilogramowych skrzyniach dołączyło około 100 konwojentów, pracowników banku uzbrojonych w broń krótką. Transportowi towarzyszyły również władze Banku Polskiego - prezes Byrka, dyrektorzy: Barański, Czernichowski, Karpiński i Nowak. Dowództwo nad transportem objął płk Michał Groszek.

W nocy z 4 na 5 września pierwsza partia z Warszawy dotarła do Lublina. Po rozładowaniu auta wróciły do stolicy po resztę złota. 5 września stolicę opuściła druga kolumna. 

Wyładowane skrzynki ze złotem umieszczono w piwnicach lubelskiego gmachu bankowego, zabezpieczając odpowiednio drzwi i okna. Wydawało się, że będą tam mogły pozostać przez dłuższy czas. Ale już następnego dnia nadeszły wiadomości, nakazujące ponowne załadowanie złota na samochody i udanie się do Łucka. W Lublinie dołączył urzędnik bankowy Władysław Bojarski, który w rozmowie z Radiem Wolna Europa wspominał, że w mieście tym nie było problemu z ludźmi do pomocy przy załadunku złota. – Nikt nie uchylał się od tego trudu, pomagali też moi koledzy urzędnicy. Niestety nie wszystkie skrzynki miały uchwyty, co utrudniało noszenie. Znajdowały się w nich albo sztaby złota, albo worki z monetami.  

Transport przybył do Łucka nad ranem 8 września. Z Brześcia transport złota pojechał koleją do Śniatynia na granicy polsko – rumuńskiej. – W Łucku obsługa wozów po kilku nieprzespanych nocach była kompletnie wyczerpana – relacjonował płk Koc. – Samochody były w złym stanie, nie było ani paliwa, ani smarów. A radio niemieckie podawało informacje, gdzie znajduje się polskie złoto. Bombardujące eskadry niemieckie krążyły nad miastem, musiałem za wszelką cenę wyprowadzić kolumnę z Łucka. Dostaliśmy policyjną ochronę. Z Kowla mieliśmy dostać paliwo i smary, co załatwił wojewoda – mówił w rozmowie z RWE Adam Koc.

Potem konwój pojechał do Dubna na Wołyniu. – Tylko dzięki dzikiej energii majora Rajchmana oraz pomocy pułkownika Koca udało się odnaleźć cysternę z paliwem. Ściągnięto ją z Równego. - Zaopatrzono kolumnę w materiały pędne na ok. 350 km – relacjonował płk Matuszewski.  W Dubnie 3,8 tony złota przekazano do dyspozycji rządu. Ustalono też trasę do granicy przez Brody i Tarnopol. Z kolei Krystian Ostrowski z Ministerstwa Spraw Zagranicznych wspominał: - Trzeba pamiętać, że złoto jest bardzo ciężkie, ale zajmuje mało miejsca. Zatem autobusy wyglądały jakby były zupełnie puste. Jechaliśmy tylko nocami, a w dzień staliśmy w lasach. Ponad 70 ton złota dotarło 13 września do granicy z Rumunią. Przebywający wówczas w Czerniowcach płk Koc otrzymał informację, że wszystkie trzy transporty z Brześcia, Łucka i Zamościa dotarły do granicy. Trwały jednak naloty niemieckiego lotnictwa. - Po raz pierwszy złoto zebrane razem znajdowało się w tak wielkim niebezpieczeństwie. Musiałem jednak pójść na ryzyko transportu kolejowego, ponieważ samochody były już niezdolne do dalszej drogi – opowiadał w RWE płk Koc.

Wieczorem na stacji kolejowej w Śniatyniu przeładowano złoto do wagonów, a Floyar - Rajchman formalnie przekazał kierownictwo transportu Ignacemu Matuszewskiemu, któremu pomagał Stanisław Orczykowski – główny skarbnik Banku Polskiego. Jedną z ciężarówek kierowała Halina Konopacka, prywatnie żona Matuszewskiego, mistrzyni olimpijska w rzucie dyskiem z 1928 roku.

Złoto opuściło kraj 

Nocą z 13 na 14 września 1939 roku skarb opuścił Polskę. Władze formalnie neutralnej Rumunii, na prośbę ambasadora Rogera Raczyńskiego, wspartą przez ambasadorów Wielkiej Brytanii i Francji, zgodziły się na transfer kruszcu, pod warunkiem, że nie będzie on trwał dłużej niż 48 godzin. W tym czasie poseł Niemiec w Bukareszcie Wilhelm Fabricius gorączkowo, acz nieskutecznie, naciskał na rumuńskiego ministra spraw zagranicznych Grigore Gafencu, by potraktować polskie złoto jako materiał wojenny i zatrzymać je na terytorium Rumunii. – Przed nami otwierała się droga w nieznane, przez obcy kraj – wspominał Władysław Bojarski.

15 września 1208 skrzyń wypełnionych sztabami i monetami dotarło w dziewięciu wagonach kolejowych do portu w Konstancy. Złoto załadowano na pokład małego tankowca "Eocene". Niestety miejscowi urzędnicy nie wyrazili zgody na opuszczenie portu, utrzymując, że nie zostały załatwione wszystkie formalności. Ryzyko zajęcia transportu przez Niemców było zbyt duże i dlatego postanowiono, nie pytając nikogo o pozwolenie, wypłynąć na południe w kierunku cieśnin tureckich.

Polacy nie wiedzieli, jakie będzie stanowisko Turcji, więc statek stał na redzie. Sytuacja dodatkowo skomplikowała się 17 września, kiedy do Polski wkroczyła Armia Czerwona. Jak się okazało, Turcy wykazywali olbrzymią życzliwość. Zaoferowali możliwość zdeponowania złota w jednym z banków w Stambule, na co Polska ostatecznie nie przystała.

Mimo nacisków niemieckich na władze Rumunii i chwiejnego stanowiska Turcji, złoto udało się drogą morską dostarczyć do Stambułu, a później – dzięki staraniom ambasadora RP w Ankarze Michała Sokolnickiego – w złożonym z dwunastu wagonów pociągu wysłać do libańskiego miasta Rayak, dokąd dotarło 23 września. Tu przesyłkę przeładowano na dwa składy kolei wąskotorowej, które jeszcze tego samego dnia dojechały do Bejrutu. Następnie złoto podzielono na trzy części i na pokładach okrętów francuskiej marynarki wojennej – krążownika „Émile Bertin” oraz kontrtorpedowców „Vauban” i „Épervier” – dotarło ono do portu w Tulonie.

Sytuacja była o tyle korzystna, że już 1 września 1939 r. Włosi wprowadzili do stosunków międzynarodowych nowy termin: non belligeranza, czyli nieprowadzenie wojny. Mimo że na mocy paktu stalowego z maja 1939 r. byli faktycznym sojusznikiem Niemiec, to jednak wojny postanowili nie prowadzić. Dzięki temu okręty ze złotem były bezpieczne.

Przerzut złota do Francji

Operacja przerzutu złota do Francji zakończyła się 5 października 1939 roku. Spoczęło obno w podziemiach skarbca oddziału Banku Francji w Nevers nad Loarą i formalnie pozostało pod kontrolą władz polskich. - Rząd polski na uchodźstwie podchodził do kwestii polskiego złota bardzo rozważnie, traktując je jako skarb narodu, który powinien być zachowany na potrzeby powojennej odbudowy. Odrzucono pojawiające się co jakiś czas pomysły, aby złoto spieniężyć, utrzymać z niego rząd polski na uchodźstwie i pokryć koszty formowania Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie – pisał Jan Wróbel.

Wydawało się wówczas, że złoto jest bezpieczne we Francji, które posiadało jedną z najsilniejszych armii lądowych w Europie. Poza tym mogło liczyć na pomoc Wielkiej Brytanii. Linia Maginota dawała gwarancję bezpieczeństwa, przynajmniej tak sądzili Francuzi, ale również i ich sojusznicy.

Niestety w maju 1940 roku, gdy Niemcy zaatakowali jednak Francję i ponownie  pojawiła się groźba przejęcia przez ludzi Hitlera ewakuowanego złota Banku Polskiego. Dla polskiego premiera gen. Władysława Sikorskiego klęska Francji była nie tylko wstrząsem politycznym. Była to też dla niego tragedia osobista. Zawiedli go jego francuscy przyjaciele: generałowie i politycy. - Był przybity, ale na szczęście nie bezradny – pisała Walentyna Korpalska.

22 maja 1940 roku polski rząd poprosił Brytyjczyków o pomoc w przewiezieniu skarbu do USA. Skrzynie wydobyto ze skarbca w Nevers i przetransportowano do portu Lorient, gdzie 16 czerwca załadowano je na krążownik „Victor Schoelcher”. Transport konwojował tylko jeden Polak, dyrektor Oddziału Warszawskiego Banku Polskiego Stefan Michalski. Okręt miał popłynąć – jak ustalono – do Stanów Zjednoczonych. Wcześniej jednak przybił do portu w Casablance, a po kilku dniach wyruszył w dalszą podróż – tym razem do Dakaru.

30 czerwca dyr. Michalski poinformował polski rząd w Londynie, że ładunek przejęli Francuzi. Bez pytania Polaków o zgodę kruszec wywieziono do miejscowości Kayes, leżącej 800 km w głąb lądu. Dysponentem skarbu stał się w ten sposób kolaborujący z Niemcami rząd Vichy.

Polski rząd negocjował zarówno z marszałkiem P. Pétainem, jak i z generałem Charles’em de Gaulle’em z Wolnej Francji. Negocjacje z władzami Vichy nie przyniosły jednak rezultatu. W październiku 1941 r. udało się natomiast zawrzeć z de Gaulle’em tajny protokół, który przewidywał, że jeśli Wolna Francja wejdzie w posiadanie naszego złota, to je nam zwróci.

Władze polskie wystąpiły jednak również przed sądem w USA z pozwem przeciwko Bankowi Francji. Na mocy wydanego wyroku uzyskano zablokowanie francuskich depozytów znajdujących się w Banku Federalnym w Nowym Jorku jako zabezpieczenie polskich roszczeń.

W styczniu 1944 roku polscy urzędnicy bankowi dotarli do fortu Kayes, gdzie w pilnie strzeżonym budynku administracji kolei przechowywano skarb Banku Polskiego. Skrzynie przewieziono do Dakaru i tam komisyjnie przejęli je Polacy. W trakcie inwentaryzacji pojawiły się rozbieżności (na naszą niekorzyść) na ponad 10 proc. w stosunku do dokumentów przedstawionych przez Polaków. Miały one zostać wyjaśnione później. Niestety, nigdy to nie nastąpiło. Rząd na uchodźstwie zdecydował, żeby skarb Banku Polskiego podzielić na trzy części i rozlokować w Nowym Jorku, Ottawie i Londynie. Transport cennego ładunku realizowano partiami przez pół roku. Na koniec 1944 roku polskie złoto o wartości 398,4 mln zł wylądowało w skarbcach Banku Anglii (155,2 mln zł), Banku Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku (154,8 mln zł), Banku Kanady w Ottawie (67,3 mln zł), Narodowym Banku Rumunii (370 tys. zł), oddziale Banku Polskiego w Londynie (430 tys. zł). Transport złota do Stanów Zjednoczonych przebiegł bez problemów. Resztę przewieziono do Londynu. Nie używano jednak w tym celu specjalnych okrętów. Partie złota były zabierane dość przypadkowo z obawy, że niemieckiemu wywiadowi uda się ustalić, kiedy złoto jest transportowane. U wybrzeży Wysp Brytyjskich wciąż działały niemieckie okręty podwodne, które mogłyby próbować torpedować okręty z cennym ładunkiem.

Co dalej ze złotem?

W czasie wojny część polskiego złota została sprzedana, aby sfinansować działalność Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i rządu emigracyjnego. Kilkanaście ton polskiego złota przejęli bezprawnie Brytyjczycy. W wyniku negocjacji złoto pozostawione w Rumunii sprowadzono do kraju dwoma samolotami 17 września 1947 roku, po 8 latach od opuszczenia Polski. Przy czym, co ciekawe, Rumuni niejako "blokowali" Polakom przez pewien czas dostęp do złota, tłumacząc to nieścisłościami w zakresie statusu Banku Polskiego (był on hybrydą instytucji państwowej i prywatnej). W 1952 roku ostatecznie zlikwidowano Bank Polski. Funkcje banku centralnego pełnił już wówczas – utworzony przez komunistów w 1945 roku – Narodowy Bank Polski. Podlegał on ministerstwu skarbu, jednak pieczę nad przedwojennym złotem sprawował Hilary Minc, minister przemysłu i handlu, a później wicepremier odpowiedzialny za politykę gospodarczą. Dość szybko spieniężył on złoto, głównie dokonując za granicą zakupów na potrzeby odbudowującej się gospodarki polskiej. Warto zaznaczyć, że uzyskane w ten sposób środki przeznaczano – zgodnie z dyrektywą Stalina – przede wszystkim na rozbudowę przemysłu ciężkiego i zbrojeniowego.

dr Artur Wolski

Autor jest adiunktem w Akademii Piotrkowskiej 

Bibliografia:

R. Forczyk, Fall Weiss. Najazd na Polskę 1939, Poznań 2020.

K. Kopeć, Uratować złoto, pamięć.pl, nr 9/2014

W. Korpalska, Władysław Eugeniusz Sikorski. Biografia polityczna, Warszawa 1988.

K. Nędzyński, W 1939 roku Bank Polski posiadał 77 ton złota. Co się z nim stało?, forsal.pl, 26 października 2014.

M. Olkuśnik, Wojenna odyseja złota Banku Polskiego, dzieje.pl, 04.09.2014.

W. Rojek, Odyseja skarbu Rzeczypospolitej. Losy złota Banku Polskiego 1939-1950, Kraków 2000.

E. Romiszewski, Epopeja polskiego złota, Radio Wolna Europa, audycja z 1966 roku.

P. Rosik, Jak ocalono polskie złoto w czasie II wojny światowej, biznes.interia.pl, 09.02.2022.

J. Wróbel, Wojenne losy polskiego złota, Biuletyn IPN 2002.

Wrzesień 1939. 80 ton polskiego złota w niebezpieczeństwie!, polskieradio.pl, 04.09.2023.

 

 

 

Reklama

Podsumowanie

    reklama

    Komentarze 7

    reklama

    Dla Ciebie

    4°C

    Pogoda

    Kontakt

    Radio