W kwietniu pisaliśmy, że nowy trener naszej reprezentacji klasyków, Rosjanin Hazbulak Bazorkin dwa razy usunął zawodnika piotrkowskiego Atletycznego Klubu Sportowego ze zgrupowania, za trzecim razem w ogóle go nie powołał i ostatecznie Mateusz Bernatek nie wziął udziału w ostatnich mistrzostwach Europy. Od tamtej pory piotrkowianin nie uczestniczył w zgrupowaniu kadry i wszystko wskazuje na to, że nie pojedzie również na zbliżające się mistrzostwa świata.
- Podjęliśmy decyzję o zawieszeniu Mateusza Bernatka i Arkadiusza Kułynycza i jestem zbulwersowany, gdy słyszę, że organizują w tej sprawie konferencję prasową, ponieważ nie mają żadnych argumentów na swoją obronę. Oni przecież dwa razy złamali przepisy, po raz pierwszy podczas tego słynnego zgrupowania, z którego zostali wyrzuceni, a po drugie nie podjęli współpracy z kadrą, nie pojechali na zgrupowanie, choć otrzymali powołania! Po mistrzostwach Polski zorganizowaliśmy specjale spotkanie, podczas którego chcieliśmy załagodzić tę całą sytuację. Zawodnicy chcieli trenować indywidualnie, ale selekcjoner powiedział im, że nie może robić odstępstw, bo gdy jednemu na to pozwoli to za chwilę inni też będą się tego domagać. W ten sposób rozpadło się polskie judo. Dawałem obydwu szansę, powiedziałem im, że jeśli trener kadry im się nie podoba, mogą przyjechać ze swoim, a my jeszcze za niego zapłacimy, ale musicie przyjechać na zgrupowanie. Przecież Mateusz Bernatek podpisał zobowiązanie, że będzie realizował program szkoleniowy kadry, na tej podstawie dostaje stypendium z Ministerstwa Sportu. Próbowałem namawiać Mateusza do zmiany decyzji, rozmawiałem z nim kilka razy, ostatni raz w sobotę (11 sierpnia). Mateusz już wie, że nie pojedzie na mistrzostwa świata, ponieważ został zawieszony. Jeśli po mistrzostwach ci zawodnicy będą chcieli być częścią kadry narodowej, to będą musieli wypełniać obowiązki reprezentanta kraju, czyli realizować założenia szkoleniowe. Reguł trzeba przestrzegać, ja też będąc mistrzem świata zostałem zawieszony, ale zacisnąłem zęby i wróciłem silniejszy, mam nadzieję, że Mateusz też to zrozumie – powiedział nam w niedzielę Andrzej Supron.
Decyzja dotycząca zawieszenia Mateusza Bernatka wciąż do Atletycznego Klubu Sportowego nie wpłynęła, prezes Andrzej Supron przyznał, że to jego wina, ponieważ jeszcze go nie wysłał, gdyż liczył na to, że uda się ten problem rozwiązać. Dokumenty już są jednak podpisane i w ciągu kilku dni mają zostać wysłane do klubu i Ministerstwa Sportu. Do medialnego szumu w niedzielę odniósł się manager Mateusza Bernatka i jego klubowy kolega Radosław Grzybicki.
- Całą wiedzę na ten temat posiadamy tylko z mediów, żaden z członków Polskiego Związku Zapaśniczego się z nami w tej sprawie nie kontaktował. Żadne dokumenty nie wpłynęły, dlatego trenujemy dalej i czekamy na rozwój wydarzeń. Po tym jak Mateusza wyrzucono ze zgrupowania faktycznie odbyło się spotkanie z przedstawicielami PZZ, Mateusz otrzymał wówczas słowną reprymendę i nie pojechał na mistrzostwa Europy. Później poprosiliśmy, o to, żeby Mateusz mógł trenować indywidualnie za swoje pieniądze, ponieważ mieliśmy już zarezerwowane miejsce w Sierra Nevada. Działacze wyrazili zgodę, ale pod warunkiem, że po powrocie weźmie udział w zgrupowaniu kadry, później Mateusz nie dostał jednak żadnego powołania. Teraz zamierzamy ciężko trenować i w następny weekend chcemy wystartować w Grand Prix Niemiec w Dortmundzie, co ciekawe lecimy na ten turniej razem z chłopakami reprezentacji. Nie kontaktowałem się z prezesem Andrzejem Supronem, ponieważ nie mam nawet jego numeru telefonu i jeszcze raz powtarzam, że prezes nie kontaktował się też z nami. Nasze stanowisko jest jasne, ten kto pchnie dalej, kto biegnie szybciej itd., powinien reprezentować Polskę na arenie międzynarodowej. Mateusz walczy dla Polski, od 2014 roku tylko on regularnie zdobywa medale dla naszego kraju i chce to robić dalej. Moim zdaniem to są jakieś osobiste rozgrywki – powiedział Radosław Grzybicki.
W obydwu relacjach są co najmniej dwie sprzeczności, ale jedno jest pewne, jeśli Mateusz faktycznie nie wystartuje w mistrzostwach świata, będzie to ogromna strata dla polskiej reprezentacji i Andrzej Supron też zdaje sobie z tego sprawę, co sam w rozmowie z nami potwierdził.