TERAZ 5°C
JAKOŚĆ POWIETRZA Dobra
reklama

Wiele pasji w... kalendarzach

JaKac1
JaKac1 wt., 8 stycznia 2013 09:00
Kilkadziesiąt albumów, a w nich po kilkadziesiąt kieszonkowych kalendarzyków oraz moc wspomnień i historii. Ludzie mają różne pasje. Dla 53-letniego pana Krzysztofa Domarańczyka z Piotrkowa pasją stały się kalendarze listkowe, które zbiera już od kilku lat.
Zdjęcie

- Żyłkę do zbierania miałem tak naprawdę od zawsze. Kiedyś zbierałem różnego rodzaju plakietki, znaki turystyczne, proporczyki, itp. Do dziś w piwnicy mamy matę, do której są one przypięte i która wisiała w moim pokoju, gdy byłem kawalerem i mieszkałem jeszcze z rodzicami – wspomina pan Krzysztof. Opowiada, że zbierał także znaczki pocztowe, ale do pewnego momentu – do czasu, kiedy znaczek był mu potrzebny na list. – Nie miałem nic innego, więc wziąłem jakiś z serii, nakleiłem na kopertę i od tego czasu nie zbierałem znaczków – wyjaśnia.

Kiedy pan Krzysztof był jeszcze na studiach, zaczął zbierać kalendarzyki kieszonkowe. – Nie miałem ich dużo i po jakimś czasie je wyrzuciłem. Nie wiem nawet czemu, jakoś tak mi się po prostu to znudziło. Do kalendarzyków wróciłem kilka lat temu. Jak do tego doszło? Znalazłem kalendarzyk na ulicy i szkoda było mi go wyrzucić. Później w moje ręce trafił drugi, trzeci, kolejny i tak powstała kolekcja w jednym albumie – mówi. Po jakimś czasie z jednego albumu zrobiły się dwa i tak doszło do tego, że pan Krzysztof jest posiadaczem kilkudziesięciu albumów z kalendarzami listkowymi.

Skąd pan Krzysztof bierze kalendarzyki? Otóż w jego pasję zaangażowani są wszyscy wokół. – Sam je kupuję, dostaję od rodziny, znajomych, przyjaciół, sąsiadów, którzy wiedzą, że jestem kolekcjonerem – opowiada. – Jedną z kolekcji kupiłem we Lwowie. Mężczyzna miał je rozłożone na łóżku polowym. Zapytałem szybko, ile chce za kalendarzyki, bo już czekał na nas autokar. On mówi, że jednego dolara. Otrzymał więc pięć złotych i tak właśnie kolekcja trafiła w moje ręce – wspomina ze śmiechem.

Fakt, że pan Krzysztof zaraził swoim hobby ludzi, który go otaczają, potwierdza jego żona. - Powiem szczerze, że jesteśmy zaangażowani rodzinnie w hobby męża. Nasi znajomi, nasi współpracownicy wiedzą, co i jak, wiedzą, że wszystkie kalendarzyki są u nas mile widziane. Tak naprawdę człowiek, dopóki tego nie zobaczył, nie przypuszczał, że jest to tak fajne – wyjaśnia pani Anna.

Prawdziwy kolekcjoner zrobi wiele, by dołożyć kolejny element do swojej kolekcji. Pan Krzysztof stoczył ciężką walkę, by do jego albumu trafiła kolekcja kalendarzy z klubami ligi hiszpańskiej. – Mój kolega używał często określenia „walka na mokre ściery”. Taką właśnie walkę stoczyłem podczas aukcji, by dostać te kalendarze. W ostatniej chwili udało mi się podkupić i dostać tę serię – wspomina. – Ciekawe są momenty, kiedy na przykład córki przywożą mi jakieś kalendarzyki, a żona mówi: o ten już masz. A jednak różnica jest, bo kalendarzyk może być taki sam jeśli chodzi o rysunek, a inny może być rok. Mam cztery takie same, ale z różnych lat. Dla mnie są one inne. W swoim zbiorze nie mam dwóch kalendarzy, które miałyby taki sam nadruk i rocznik – mówi miłośnik kalendarzy.nextpageW swoich zbiorach pan Krzysztof ma kolekcje z kobietami (tymi ubranymi i w negliżu), ze zwierzakami, z widokami, sportowcami, motywami karcianymi, zabawkami, a nawet z naszymi lokalnymi politykami. W albumie pana Krzysztofa nie brakuje kalendarzyków z posłem Arturem Ostrowskim, radnym Janem Dziemdziorą, Konradem Czyżyńskim, czy prezydentem Chojniakiem. – Ciekawe jest to, że widząc człowieka na kalendarzyku na przykład z 2010 roku i z 2012, widzi się różnice, upływ czasu. To dla mnie także bardzo przejmujące – mówi.

W zbiorze naszego kolekcjonera znajduje się oczywiście kalendarzyk, który ma dla niego największe znaczenie. – Kiedyś byliśmy w Hiszpanii. Trudno było dogadać się z kobietą, która miała kalendarzyk, na którym było jej dziecko. Miałem w kieszeni jakiś swój, ponieważ zawsze noszę „na wymianę” więc dałem go jej i otrzymałem tamten – mówi pan Krzysztof.
- W sąsiednim bloku mieszka pani, która również zajmuje się kolekcjonowaniem kalendarzyków. Kilka razy do roku zdzwaniamy się, spotykamy i wymieniamy się kalendarzykami. Córka mojej siostry również zbiera kalendarze, więc nie jestem sam – śmieje się pan Krzysztof. Dodaje żartobliwie, że pojawia się także rywalizacja. – Gdyby siostrzenica nie zbierała kalendarzyków, miałbym wiele egzemplarzy, które ona posiada w pojedynczych wersjach – mówi.

Jak do pasji pana Krzysztofa podchodzi jego rodzina? – Cenię sobie bardzo ludzi, którzy mają jakiekolwiek pasje. Mnie zupełnie nie przeszkadza hobby męża. Jak już mówiłam, wszyscy jesteśmy zaangażowani w to zbieranie i nam się także to podoba. Idzie to pewnym łańcuszkiem: pracujemy w innych środowiskach, spotykamy się z innymi ludźmi, więc pytamy, mówimy i zostajemy zapamiętani. Kiedy w czyjeś ręce trafia kalendarzyk, osoba ta pamięta i nam go przekazuje – mówi pani Anna.

Pan Krzysztof mówi, że jest wiele kalendarzyków, których nie udało mu się zdobyć. – W Rynku Trybunalskim jest sklep muzyczny. Pracuje tam pani, która ma kalendarzyk z lat 40. Bardzo chciałem go mieć, jednak ona powiedziała, że to pamiątka po bracie i nie da rady. Ja oczywiście to rozumiem, ale bardzo żałuję, że nie posiadam takiego – wyjaśnia.
Najstarszy kalendarzyk w kolekcji pana Krzysztofa pochodzi z lat 60. Mamy nadzieję, że nadal będzie trwał przy swoim hobby, a jego zbiory będą powiększać się z roku na rok. Naprawdę jest się czym pochwalić.

Magdalena Waga

***

Rekordzistą w zbieraniu kalendarzyków jest Zbigniew Dudek z Legnicy, który zaczął zbierać kalendarze w 1977 roku. 9 stycznia 2012 roku kolekcja pana Zbigniewa liczyła 85 tysięcy kalendarzyków listkowych ze 130 krajów.

Najstarszymi egzemplarzami w kolekcji są: kalendarzyk wydany w roku 1933 przez Krakowską Fabrykę Kart do Gry, niemiecki z roku 1939, czeski z 1940 r. oraz argentyński z 1952 r. (źródło:http://kalendarzyki.site50.net/index.phphttp://kalendarzyki.site50.net/index.php).

Zbieraniem kalendarzyków listkowych zajmował się także były prezydent Polski, Aleksander Kwaśniewski. Kalendarzyki kieszonkowe zbiera od 1995 roku, kiedy to podczas kampanii wyborczej wpadły mu do rąk dwa kalendarzyki z kandydatem lewicy na prezydenta Rzeczypospolitej. Zdobywa je raczej okazjonalnie - przeważnie dostaje je od rodziny i znajomych. Swego czasu zdarzało się, że biegał po stoiskach na targach i tam szukał czegoś do kolekcji.

Reklama

Podsumowanie

    reklama

    Komentarze 0

    reklama

    Dla Ciebie

    5°C

    Pogoda

    Kontakt

    Radio