Nad centralną Polską rozświetliła zorza polarna- w nocy, 17 kwietnia byliśmy świadkami zjawiska niezwykle rzadkiego dla naszych szerokości geograficznych. Niebo, przybrało odcienie różu, czerwieni i zieleni. Zorze polarne to zjawiska typowe dla rejonów podbiegunowych, jednak wyjątkowo silna aktywność geomagnetyczna sprawiła, że tym razem można było je podziwiać również w Polsce - i to niemal w całym kraju.
Zorza polarna, czyli aurora borealis to efekt oddziaływania wiatru słonecznego z magnetosferą Ziemi. Gdy na Słońcu dochodzi do rozbłysków lub koronalnych wyrzutów masy (CME), w stronę Ziemi pędzą strumienie naładowanych cząstek. Wchodząc w kontakt z atmosferą naszej planety, wywołują świecenie atomów — i to właśnie widzimy jako zorzę.
To rzeczywiście była dość ciekawa zorza, którą mogli obserwować mieszkańcy północnej, centralnej i tylko w szczególnych przypadkach, w niektórych chwilach również południowej Polski. Była spowodowana wyrzutem ze Słońca dwóch tzw. słonecznych filamentów, czyli jęzorów plazmy, które wędrowały przez kolejne dni przez Układ Słoneczny i połączyły się w jedną większą całość, która po dotarciu do Ziemi wzbudziła tzw. burzę magnetyczną, co spowodowało pojawienie się niższych niż zazwyczaj zórz polarnych, które można było bez większego trudu dostrzec również z terenu Polski. Zorza pięknie prezentowała się na zdjęciach, trochę mniej okazale obserwowana gołym okiem. Okazało się, że było troszkę słabsza niż się spodziewaliśmy, ale tak to już w tym sporcie bywa, że zorza zawsze do ostatniej chwili jest pewnego rodzaju niewiadomą i niewiele możemy powiedzieć o jej przebiegu do czasów, gdy jej po prostu nie zobaczymy, dlatego zawsze w takich sytuacjach najwięcej zyskują Ci, którzy poświęcają kilka godzin gdzieś w polu, w ciemności i czekają po prostu na rozwój wydarzeń. Ci, którzy ruszają się z kanapy dopiero wtedy, kiedy inni informują, że już zorza jest, no to zwykle muszą obejść się później smakiem - poinformował Karol Wójcicki, popularyzator astronomi, założyciel strony "Z głową w gwiazdach"
Trzeba śledzić alerty. Profil Karola Wójcickiego „Z głową w gwiazdach” jest bardzo dobrym termometrem. I co dalej? Zapakować się ze statywem i aparatem w samochód i odjechać od miasta na tyle, żeby było trochę na północnym horyzoncie, co u nas jest dość trudne, bo nam świeci Łódź bardzo, więc musiałoby być to troszeczkę ciemniej - nauczyciel akademicki, Marcin Gliszczyński.
Komentarze 0