TERAZ 5°C
JAKOŚĆ POWIETRZA Dobra
reklama

Nie będzie urologii w Piotrkowie?

MaWag
MaWag sob., 18 maja 2013 13:15
Taki czarny scenariusz jest możliwy, jeśli dyrekcja szpitala przy ul. Roosevelta i lekarze urolodzy ze szpitalnego oddziału nie porozumieją się co do pieniędzy i organizacji pracy. Póki co wszyscy lekarze złożyli wypowiedzenia umów o pracę...
Zdjęcie

Z kolei dyrekcja wypowiedziała im umowy kontraktowe, które były zasadniczą częścią ich wynagrodzeń. Czy dojdzie do porozumienia między stronami, a chorzy będą mogli liczyć na pomoc urologiczną w Piotrkowie? Na razie każda odpowiedź na to pytanie jest równie prawdopodobna.

- Oddział, żeby funkcjonował, musi mieć pracowników, musi mieć obsadę. Jeśli tych pracowników nie będzie, to jakaś teoretyczna groźba jego zamknięcia istnieje – mówi Paweł Banaszek, dyrektor Powiatowego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Piotrkowie. - Ja będę się starał zrobić wszystko, żeby ten oddział funkcjonował – dodaje.

Jak bardzo czarny scenariusz jest możliwy?

 

- Albo się sprawdzi, albo nie – odpowiada krótko dyrektor Banaszek. - Trudno mówić o jakichkolwiek szacunkach. Stało się, jak się stało. Koledzy chcą zmienić pracę i jeśli nie zmienią swojej decyzji, to muszę szukać innych pracowników.

Jak mamy pracować?

Podobno kiedy w jakimś sporze nie wiadomo, o co chodzi, to zwykle chodzi o pieniądze. W tym przypadku o nie na pewno także, ale mocno niesprawiedliwe byłoby stwierdzenie, że tylko o nie.
- W ten oddział się nie inwestuje. Nowy sprzęt pojawia się tylko na wymianę – jeśli już coś padnie i nie da się nim działać (większość sprzętu ma już 30 lat) – mówi doktor Andrzej Bartosik, urolog.
Z tym z kolei nie zgadza się dyrektor Banaszek. – W ubiegłym roku, żeby spełnić wymagania NFZ, kupiliśmy dla oddziału sprzęt za ponad 60 tys. zł.

Ale najważniejsze wydają się być problemy kadrowe. - Dyrekcja uważa, że można jeszcze więcej pracować. W tej chwili (od 3 lat) na etacie były 4 osoby. I w 4 osoby zabezpieczaliśmy poradnię urologiczną, oddział, dyżury lekarskie. Ale tak się już dłużej nie da – mówi doktor Bartosik. - Dyrekcja nie myślała (a przynajmniej nam o tym nie mówiła), żeby kogoś zatrudnić. A ordynator zgłaszał taki problem – dodaje. - Problem więc wyniknął z organizacji pracy przy niedoborze kadr. W tym momencie trzeba by mieć niepojętą ilość dyżurów. Organizacja pracy przy takiej ilości osób jest karkołomna – przecież są jeszcze urlopy, choroby, wypadki losowe (i to nie jest teoria).

Wydaje się, że czarę goryczy przepełniło wypowiedzenie umów na tzw. dodatkowe godziny kontraktowe (oprócz etatów i dyżurów). Wynagrodzenie za nie stanowiło istotny element pensji, ale też lekarze nie wyobrażali sobie organizacji pracy od 1 czerwca, kiedy tych godzin nie będzie.
- Od 4 lat mieliśmy dyżury kontraktowe. Wydawało się to dobrym rozwiązaniem (po takim dyżurze nie ma wymogu zejścia z oddziału, można więc było pracować dłużej – a przy brakach kadrowych to była konieczność). Bo jeżeli jedna osoba poszła do poradni, to zostawały 3. A czasami do operacji potrzebne są właśnie 3 osoby. Te dyżury kontraktowe były swego rodzaju kompromisem - mówi doktor Bartosik. - Nagle te umowy na dyżury kontraktowe zostały zerwane. Okres wypowiedzenia trwa do końca maja; od czerwca już ich nie będzie. Tylko co dalej, jak zorganizować pracę? W związku z tym, że nie było konkretnego pomysłu, jak to zrobić, zaczęliśmy rozmowy na ten temat. Negocjacje trwały ok. 2 tygodni. Nie przyniosły efektu, więc szef oddziału złożył wymówienie z pracy. Pozostali lekarze urolodzy – w ramach solidarności – również złożyli wypowiedzenia. Ich termin upływa z końcem lipca.

Dyrektor wypowiada umowy kontraktowe

Co się stało, że dyrekcja wypowiedziała lekarzom urologom umowy na tzw. dodatkowe godziny kontraktowe?
- Doszliśmy do wniosku, że inna organizacja pracy będzie lepsza na Oddziale Urologicznym – kwituje pytanie dyrekcja. Czy lepsza to też tańsza? - Niekoniecznie chodzi tu o to, żeby była tańsza. Jeżeli rozpisujemy formy konkursowe, to każdy może przystąpić do takiego konkursu. Trudno tu przewidywać, kto się zgłosi i będzie chciał pracować. Jeżeli to są tzw. dyżury lekarskie, wtedy też istnieje możliwość pozyskania lekarzy z zewnątrz i zatrudnienia ich, jak również zobowiązania do tych dyżurów lekarzy pracujących na oddziale, bo takie możliwości prawne istnieją. W Polsce jest trochę za mało lekarzy i to powoduje, że lekarze więcej pracują niż wynosi norma (160 – 170 godzin czystego etatu). Większość lekarzy, którzy pracują w szpitalu, dyżuruje, bierze te dodatkowe godziny pracy – tłumaczy dyrektor Banaszek.nextpage
Niezapłacony ZUS?

Okazało się, że nieporozumienia wywołały także niejasności dotyczące składek ZUS od wynagrodzeń, które lekarze dostawali w ramach godzin kontraktowych.
- Ja nie do końca znałem przepisy prawne, ale wydaje się, że taka duża firma jak szpital powinna mieć prawnika, który by takie rzeczy wiedział, że od tego typu umów trzeba odprowadzać składki zusowskie, a nam tych składek nie odprowadzano – mówi doktor Bartosik
- Tu jest niejasna do końca interpretacja prawna. Trudno mi to w tej chwili do końca rozstrzygać, ale bierzemy pod uwagę, że te umowy mogą mieś taką wadę prawną. Wiem, że w wielu szpitalach były umowy kontraktowe oprócz umów o pracę, ale nie wiem, czy były one podważane.

A może lekarska spółka

Wcześniej – podczas rozmów z dyrekcją – lekarze zaproponowali inne rozwiązanie: zawiążemy spółkę i będziemy świadczyć usługi szpitalowi za część pieniędzy z kontraktu. Pomysł wydawał się pierwotnie nie najgorszy, ale...
- To jest dobry pomysł, tylko rozbiło się to o stawkę. Ja nie mogę stworzyć oddziału, który będzie deficytowy u samego początku (przy pierwotnym założeniu przedstawionego biznesplanu) – twierdzi dyrektor.

I rzeczywiście o pieniądze poszło. Lekarze zażądali dla przyszłej spółki 33% kontraktu na oddział.
- W województwie łódzkim taka najniższa stawka za godzinę wynosi ok. 60 zł. My policzyliśmy, że żeby ten oddział funkcjonował - w roku jest ponad 8 tys. godzin – to przez tyle godzin musi być dyspozycyjny chociaż jeden urolog. Do tego jeszcze 5 – 6 godzin w poradni (4 dni w tygodniu), plus jeszcze dwóch kolegów do południa (operacje). Wyszło ok. 12 tys. godzin w roku. To dało poziom 33% kontraktu (stawka godzinna – ok. 63 zł). Zaproponowaliśmy, że założymy spółkę (5 lekarzy) i zapewnimy opiekę medyczną, organizację pracy na oddziale i w przychodni. Ale to dla dyrekcji okazało się propozycją nie do przyjęcia – mówi doktor Bartosik.

- To by były pieniądze tylko dla trójki czy czwórki lekarzy. A przecież jeszcze oprócz tego w tym oddziale pracują pielęgniarki, które muszą dostać wynagrodzenie, salowe. Ten oddział korzysta również z bloku operacyjnego, a tam pracują kolejne pielęgniarki, kolejni lekarze. Dla nich też muszę mieć wynagrodzenie – argumentuje dyrektor.

W takim razie jaka stawka byłaby realna dla dyrekcji? - Mówiliśmy o tym podczas rozmów, że w tej chwili koszty ponoszone (na lekarzy) są rzędu 25 – 26%. Około 1/4 kontraktu jest przeznaczana dla lekarzy urologów. Jeżeli mówimy o 35%, to jest wzrost o ponad 50% stawki przeznaczonej na wynagrodzenia. To zbyt duży wzrost – mówi dyrektor szpitala.
Rozmowy więc – póki co – nie przyniosły rezultatów, a przecież już za chwilę trzeba się będzie zmierzyć z nową organizacją pracy. Czy pacjenci będą mogli liczyć na dostateczną opiekę na Oddziale Urologicznym?

- W odpowiednim czasie ukaże się zarządzenie, które będzie regulowało te kwestie. To jest sprawa organizacyjna należąca do dyrektora. Dotąd jedynie urolodzy mieli takie dodatkowe umowy. Inni lekarze dyżurowali i jest zapewniona ciągłość pracy. Są możliwości organizacyjne, żeby i na tym oddziale ją zapewnić. To już jest mój problem, jak sobie z tym poradzić – twierdzi dyrektor Banaszek.

A jeśli lekarze odejdą?

Jeśli nic się nie zmieni, 30 lipca wszyscy lekarze urolodzy odejdą ze szpitala. Co wtedy? Czy poszukiwania nowego personelu już się rozpoczęły? - Nie są to jedyni lekarze, którzy mają specjalizację z urologii w tym województwie. Są możliwe różne warianty – odpowiada krótko dyrektor. - Jeżeli natomiast nie będę miał personelu, to nie mam możliwości wykonywania kontraktu.
Wtedy szpital musiałby ów kontrakt z NFZ zerwać. Czy z tego tytułu grożą mu jakieś kary? - Jeżeli to będzie uzasadnione, to nie. To jest kwestia pewnych rozmów, uprzedzenia o sytuacji. Ale trudno taki scenariusz do końca przewidywać. Myślę, że sobie poradzimy z tym problemem. Nie zakładam czarnego scenariusza – mówi dyrektor Banaszek.

Kiedy będzie wiadomo, co dalej z urologią?

- Wypowiedzenia są trzymiesięczne (do końca lipca). Wtedy będzie wiadomo, co dalej z urologią. Trzeba pamiętać, że to lekarze wypowiedzieli umowy o pracę. Jeżeli mają inny pomysł na życie, to ja nie mogę w to ingerować. Nikt nie jest niewolnikiem, nie ma przymusu pracy w danym miejscu – i tyle – mówi dyrektor szpitala.
Czy będą jeszcze rozmowy na ten temat z obecną obsadą oddziału? - Ja jestem zawsze otwarty na rozmowy. Do porozumienia trzeba dwojga. Z mojej strony jest dobra wola, ale musi być to z uwzględnieniem możliwości zakładu pracy – odpowiada dyrektor.

***

Wydaje się, że wszystkim zależy na tym, aby Oddział Urologiczny istniał w Piotrkowie i w dodatku funkcjonował sprawnie. Oby tylko wizje dojścia do tego stanu nie były zbyt rozbieżne i na końcu nie przegrał – jak zwykle – pacjent.

Anna Wiktorowicz

Reklama

Podsumowanie

    reklama

    Komentarze 24

    reklama

    Dla Ciebie

    5°C

    Pogoda

    Kontakt

    Radio