- Kiedy mi powiedziano, jak wygląda budynek przystanku PKP w Moszczenicy, wprost nie mogłem uwierzyć. Poszedłem sprawdzić i dosłownie zdębiałem - pisze do nas stały czytelnik „Tygodnia Trybunalskiego”. Rzeczywiście wszystkie otwory okienne i wejściowe zamurowano. Mieszkańcy Moszczenicy dziwią się, że historia zatoczyła koło.
Wykryto bloker reklam!
Treść artykułu została zablokowana, ponieważ wykryliśmy, że używasz blokera reklam. Aby odblokować treść, proszę wyłączyć bloker reklam na tej stronie.
- Po wybudowaniu Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej przez długi czas nie było przystanku PKP w Moszczenicy. Dopiero na początku XX wieku, chyba po wybudowaniu fabryki przez Teodora Endera, uruchomiono przystanek. Wszystko wskazuje na to, że wrócimy do momentu likwidacji przystanku PKP. Drogie bilety, rzadkie kursy pociągów w godzinach pasujących urzędnikom układającym rozkład jazdy. Będzie tak, jak w książce „Szmat życia i ziemi”, że „chodzono na przejazd, aby pozdrowić przejeżdżających znajomych, a dzieciom rzucano cukierki”. Do najbliższej stacji w Babach było trzy wiorsty, ale już do Piotrkowa było ich siedem. Wiadomo, jaki będzie wybór - mówi czytelnik „Tygodnia Trybunalskiego”.
Komentarze 0