Pierwsza sprawa o mobbing, do którego miało dojść w Publicznym Gimnazjum w Wolborzu, wygrana. Sąd (w pierwszej instancji) przyznał rację stronie skarżącej, czyli nauczycielowi.
Jak sprawa trafiła do sądu? W 2011 roku “Tydzień Trybunalski” jako pierwszy i jedyny pisał o tym, że w wolborskiej szkole źle się dzieje. Strach, ataki paniki, ból głowy, przemęczenie, bezsenność, ataki lęku, poczucie winy, nerwica i… ciężka depresja - na to właśnie skarżyli się niektórzy nauczyciele z Gimnazjum im. Królowej Jadwigi. Czy chodzi o mobbing? - pytaliśmy wtedy. - To niestety była klasyczna sytuacja, kiedy wszyscy wszystko wiedzą, tylko nikt nic nie mówi – przyznała wówczas Ewa Ziółkowska. - Mobbing polegał na wykorzystywaniu swojego stanowiska. Ona (była pani dyrektor – przyp. as) ich zwalniała, zatrudniała, podsłuchiwała pod drzwiami. To jedyna szkoła w województwie (jeśli nie w kraju), w której na korytarzu jest skrzynka, do której można pisać na nauczycieli. Mam informacje, że pani dyrektor wciąż zatrudnia młodych nauczycieli i nie przedłuża z nimi umów, tzn. cały czas zatrudnia na czas określony. Pani dyrektor np. składa wnioski o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec nauczyciela za to, że ten nie wypełnił jakiejś tabeli z tyłu dziennika.
O tym, że w szkole stosowany jest mobbing, przekonani byli też specjaliści ze Stowarzyszenia Przeciw Przemocy w Pracy “Godność” z Łodzi, którzy na prośbę nauczycieli badali sprawę. - Ośmieszanie i oskarżanie o nieefektywną pracę w obecności wszystkich nauczycieli biorących udział w posiedzeniu Rady Pedagogicznej; zastraszanie w ramach nadzoru pedagogicznego poprzez niezapowiedziane obserwacje zajęć przez całą jednostkę lekcyjną bądź tylko uchylanie drzwi podczas zajęć; unikanie przez dyrektora kontaktu z pracownikami poprzez wydawanie zarządzeń - to jedynie przykłady. Specjaliści z łódzkiego Stowarzyszenia stwierdzili, że działania prezentowane wobec jednej z nauczycielek można interpretować jako mobbing pracowniczy, który polega na systematycznym i długotrwałym nękaniu i zastraszaniu pracownika, wywołując u niego zaniżoną ocenę przydatności zawodowej, powodując lub mając na celu poniżenie lub ośmieszenie pracownika, izolowanie go od współpracowników lub wyeliminowanie z zespołu współpracowników.
Ci, wobec których miał być stosowany mobbing, długo zastanawiali się nad tym, czy sprawę skierować do sądu. Dziś, po prawie dwóch latach, jeden z nich (nauczyciel WF-u) proces ma już za sobą. Wygrał.
- Dziś już wiem, że w tego typu sytuacjach nie można dopatrywać się, dlaczego tak się stało, po prostu tak miało być. Ta chora sytuacja po prostu miała miejsce i tego - nawet z perspektywy czasu - nie da się ocenić. Proces trwał rok. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny. Było bardzo ciężko, ale prawda prędzej czy później wychodzi na jaw. Byłem osoba mobbingowaną – stwierdza dziś nauczyciel WF-u z wolborskiego Gimnazjum. - W takich przypadkach najgorsze, co można zrobić, to nie robić nic. Trzeba podjąć jakieś kroki, trzeba walczyć o swoją godność, o swoje prawa. Nie wolno się wycofywać. Zmiana na stanowisku dyrektora w Gimnazjum w Wolborzu bardzo korzystnie wpłynęła na atmosferę w pracy. Obecna pani dyrektor emanuje po prostu swoją dobrocią i normalnością, udziela się to pozostałym nauczycielom. Dziś bardzo pozytywnie oceniam wewnętrzne relacje w szkole. Poprzednia pani dyrektor twierdziła, że brudy należy prać we własnych czterech ścianach. Ja uważam, że są takie brudy, które niestety trzeba wyprać za pomocą instytucji zewnętrznych. Każdy środek do takiej walki jest dobry. Warto skorzystać z każdej instytucji, która może pomóc.
Krąg osób, które wspierały nauczyciela przed i w trakcie procesu, był spory, jednak – jak sam mówi – jedna osoba szczególnie chciała dociec prawdy, a była to Ewa Ziółkowska, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego w Piotrkowie. - Nieskromnie powiem, że chyba mam swój mały udział w tej sprawie, ponieważ ludzie ze szkoły w Wolborzu, którzy zgłosili się do mnie, nie bardzo wiedzieli, co z tym problemem zrobić - mówi prezes ZNP. - Było widać po nich, że są u kresu wytrzymałości. Było widać, że mają jakiś poważny problem, z którym nie są w stanie sobie poradzić. Jednocześnie byli tak przestraszeni, tak bardzo niepewni swego, że bardzo trudno było ich przekonać do podjęcia radykalnych działań, a tylko wejście na drogę sądową dawało jakąkolwiek możliwość załatwienia tej sprawy. W ich imieniu nie mógł wystąpić nikt inny, tylko oni sami.nextpage Ja mogłam ich jedynie zmotywować, zachęcić, wesprzeć, obiecać wsparcie. Bali się skierować tę sprawę do sądu. Wyrok, który przyznaje rację nauczycielowi, stwierdza, że był stosowany mobbing, pokazuje, że warto o swoje walczyć, że trzeba. Słyszałam, że w skali całego kraju zaczyna się wszczynać takie postępowania, że do ZNP zwracają się ludzie z podobnymi problemami. Skutki jednak najczęściej są negatywne. U nas takich spraw wcześniej nie było. Wiem, że kilka takich postępowań toczyło się, ale bez udziału jakiejś organizacji czy instytucji wspierającej. W tym przypadku człowiek po prostu nie wytrzymał i postanowił pójść do sądu. Myślę, że bardzo dobrze się stało, że jest już ten pierwszy wyrok. Być może wkrótce będzie kolejny, mam nadzieję, że również korzystny dla nauczycieli. Nauczyciele coraz częściej skarżą się na swoich pracodawców. To jest zjawisko, które zaczyna narastać. Myślę, że ono dotyczy nie tylko placówek oświatowych. Ma to związek z kryzysem, pracy jest coraz mniej i coraz łatwiej zwalnia się pracowników. Dyrektor ma właściwie nieograniczoną władzę, jeśli chodzi o politykę kadrową.
Sąd na rzecz pokrzywdzonego zasądził 20 tysięcy zł. Okazuje się, że (jeśli wyrok się uprawomocni) zapłacić ma nie była dyrektorka, ale Gimnazjum w Wolborzu jako strona pozwana. - Kolejna niespójność prawa. Wina zostaje udowodniona konkretnej osobie, a płacić musi za to organ prowadzący - komentuje Ewa Ziółkowska. - Gdyby dyrektorzy, również urzędnicy, ponosili bezpośrednio konsekwencje swoich decyzji, swoich czynów, dużo lepiej by nam się żyło. W tej chwili wielu urzędników czy dyrektorów jest bezkarnych, bo wiedzą, że wszystko idzie nie na ich osobiste konto, ale na konto instytucji, w której pracują. Przecież nie szkoła mobbinguje pracownika, nie budynek, nie cała społeczność szkolna. Robią to bardzo konkretne osoby i to wobec nich powinno się wyciągać konsekwencje. Nie wiem, dlaczego prawo jest właśnie tak skonstruowane.
Z obrotu sprawy nie jest zadowolona również burmistrz Wolborza Elżbieta Ościk, bo to ona (jeśli wyrok będzie prawomocny) będzie musiała wyłożyć - jako organ prowadzący szkoły w gminie - zasądzone 20 tysięcy. - W tej chwili nie mamy jeszcze uzasadnienia wyroku - mówi. - Kiedy zapoznamy się z uzasadnieniem, będziemy się zastanawiać, czy złożymy apelację. Zobaczymy, w jaki sposób sąd ustosunkuje się do naszej apelacji, ale gdyby wyrok pierwszej instancji został podtrzymany w mocy, wówczas będziemy się zastanawiać nad założeniem sprawy cywilnej w stosunku do byłej pani dyrektor w sprawie ściągnięcia środków finansowych, które sąd zasądził na rzecz pracownika szkoły. 20 tysięcy zł w skali budżetu gminy to duże pieniądze. Sytuacja finansowa jest trudna, dlatego nie wykluczamy takiej możliwości - dodaje.
Tymczasem przed Sądem Rejonowym w Piotrkowie toczy się proces kolejnego nauczyciela, który oskarżył byłą panią dyrektor szkoły w Wolborzu o mobbing. Może się więc okazać, że pani burmistrz znów będzie musiała zajrzeć do miejskiej kasy.
Aleksandra Stańczyk
Komentarze 31