TERAZ6°C
JAKOŚĆ POWIETRZA Bardzo dobra
reklama

Biją, są bici i mają z tego wielką radość

JaKac1
JaKac1 śr., 18 kwietnia 2012 09:36
Między sobą chwalą się dobrze osadzonymi pchnięciami i nie boją się silnych cięć. Na początku trenowali na kijach od szczotek, dziś walczą na szable, rapiery lub szpady.

Mówią o nich wariaci, nazywają szaleńcami. A oni mają pasję i są z tego bardzo dumni. Mowa o Dragonach z Piotrkowa - grupie pasjonatów, którzy w wolnym czasie uprawiają szermierkę historyczną.


Bijemy się bez udawania

 

Dragoni zrodzili się z pasji. Na początku była to pasja jednego człowieka, który zaraził nią innych. Bartłomiej Mysłek, nauczyciel języka angielskiego w ZSP nr 2 w Piotrkowie i w Gimnazjum w Mniszkowie, zainteresowanie historią militariów odziedziczył po ojcu. Potem stworzył Grupę Szermierki Historycznej Dragoni. - To grupa znajomych, entuzjastów szermierki historycznej. Bijemy się bronią białą, historyczną, ale nie jest to szermierka sportowa, która ma sztucznie określone zasady, a zawodnicy są podpięci pod aparaty elektryczne. Nam chodzi o realną walkę i o trafienia - mówi Bartłomiej Mysłek, założyciel Dragonów.

Grupa powstała w 2008 roku, ale jej historia sięga dużo wcześniej. - Studiowałem zaocznie w Warszawie. Podczas zajęć z tłumaczeń błysnąłem tak, że jeden z wykładowców poprosił mnie na prywatną rozmowę. Zapytał, czy interesuję się szermierką historyczną. Odpowiedziałem, że nie i w moim mieście nie ma czegoś takiego (nie wiedziałem, że istnieje bractwo, chociaż to nie to samo). Zauważył, że się trochę znam na tym, i zaproponował mi obóz treningowy w Bochni. Nie pojechałem. Wtedy przeszkodą był brak funduszy. Pojechałem rok później. Wróciłem jak uderzony młotem. Mój świat się zmienił. Zapisałem się do bractwa rycerskiego, ale nie chciałem się przebierać, tylko toczyć prawdziwe walki. Zrezygnowałem i zacząłem organizować własne treningi na placu pofranciszkańskim w Piotrkowie. Nie miałem wtedy jeszcze broni, więc biliśmy się na... kije od szczotek. To, co umiałem, starałem się przekazywać innym. W ten sposób zaraziłem kilka osób. Następnie dyrektor szkoły, w której uczę, udostępnił nam salę gimnastyczną i zachęcił do zaszczepiania tej pasji uczniom. Od 2008 roku mamy treningi pod dachem, w szkole. Nasze hasło to: “Po pierwsze przeżyć”. Walczymy więc na serio, jakby chodziło o życie - mówi lider grupy.

Kiedyś chciałem być rycerzem

Okazało się, że chętnych do bicia jest wielu. Wielu zaczęło przyjeżdżać na treningi z odległych miejscowości. Łącznie od 2008 roku “zarażonych” zostało ponad sześćdziesiąt osób. Stałych uczestników jest około piętnastu. - Jestem dragonem od niedawna. Zawsze mnie to pasjonowało, ale jakoś nie miałem śmiałości, by zapisać się do takiej grupy. Nie było okazji. Aż wreszcie zacząłem uczyć się japońskiej szermierki Kendo, ale grupa była daleko od miejsca zamieszkania i finansowo było trudno. Szukałem alternatywy i tak znalazłem się w Dragonach. Tutaj dużo się nauczyłem. Bartek dokształcił mnie w technice walki i nauczył mnie wielu nowych szczegółów: uników, bloków, zastaw, zasłon - mówi Krzysztof Piaszczyński.

- Ja jako mały chłopiec marzyłem, żeby być walecznym rycerzem, który walczy szablą. Kiedy urosłem, zapomniałem o tym. Ale poznałem Ewę, koleżankę, która była w Dragonach. Dzięki niej trafiłem na pokaz Dragonów. Zrobiłem parę zdjęć i... dołączyłem do nich. Szybko się zaaklimatyzowałem - mówi Krzysiek Sankiewicz. - Bartek był moim nauczycielem angielskiego w technikum przy Piomie. Przyszedłem na trening z dwoma kolegami. Oni poszli, ja zostałem. Do dziś. Podobało mi się, że walczą na serio, ale bez przebierania się za rycerzy - opowiada Emil Grochulski.nextpageKobiety do szabli, kobiety do szpady

W rozmowie na temat historycznego hobby uczestniczyli tylko reprezentanci Dragonów. Reprezentanci płci męskiej, ale nie oznacza to, że tylko faceci potrafią się bić. W Dragonach są też kobiety. - Kobiety w walkach na miecze i szpady na pewno nie są oszczędzane przez kolegów - uważa Agnieszka Hybińska, narzeczona lidera Dragonów.

- Nie zawsze tak jest. Jeżeli dziewczyna walczy agresywnie, po męsku, tak jak facet, to rzeczywiście zapomina się o tym, że jest kobietą i walczy się z nią bez skrupułów. Kiedy facet walczy z facetem, to najchętniej podłożyłbym mu nogę, przewalił i jeszcze przydusił do ziemi. W walce z kobietą zazwyczaj hamuje się rękę. Muszę przyznać, że panie są bardzo skuteczne w walce na szpady, bo środek ciężkości rozkłada się inaczej niż u mężczyzn, w tym wypadku z korzyścią dla pań - mówi Bartłomiej Mysłek.
img=1
Kobiet w grupie jest całkiem sporo, ale są też takie, które pełnią rolę dobrych duchów grupy i za szpady nie chwytają. Do tej grupy należy narzeczona lidera Dragonów. a- Agnieszka dużo wie na temat walk, często mnie zaskakuje, ale na samą walkę namówić się nie dała - mówi Bartłomiej. - Uczę się przez indukcję - mówi Agnieszka. - To prawda. Kiedyś, będąc na weselu u naszej koleżanki, Agnieszka za pomocą widelca pokazała profesjonalnie serię cięć. Wszystko tak samo jak szablą, tylko nieco innym narzędziem. Byłem z niej bardzo dumny - mówi Bartek. - Czasem mam już dość słuchania o szpadach, siniakach i walkach, ale wiernie kibicuję Bartkowi. Toleruję nawet całą kolekcję szpad, szabli i wszelkich akcesoriów w naszej ślicznej szafie wnękowej, którą, jak każda kobieta, wolałabym wykorzystać w inny sposób – śmieje się Agnieszka.

Szpady, rapiery, szable

Kolekcja jest rzeczywiście do pozazdroszczenia. Lider Dragonów mógłby obdzielić nią około 50 osób. Zresztą robi to co tydzień, podczas treningów. Dragoni w większości walczą bronią z prywatnej kolekcji ich założyciela. Bartek Mysłek w pokojowej szafie wnękowej trzyma tylko część swojej kolekcji. Znajdują się tam miecze długie, szable, szpady, hiszpańskie rapiery i wiele akcesoriów, tj. maski szermiercze, kurtki, rękawice, ochraniacze na kolana. I na ten temat Dragoni mogliby opowiadać godzinami. Zgodnie przyznają, że wśród osób, które ich nie znają, uchodzą za dziwaków lub wariatów.

- Dla niektórych to może być dziwne, że dorośli faceci pozwalają się bić, biją innych i jeszcze mają z tego radochę. Każdy z nas ma inny powód, dla którego walczy - mówi Emil Grochulski.

 

- Dzięki szermierce więcej się ruszam i trochę wolniej tyję . Poza tym spełniam swoje chłopięce marzenia z dzieciństwa. Macham szablą i spędzam fajnie czas. No i współczuję znajomym, bo cały czas faszeruję ich opowieściami i zmuszam do walk - mówi Krzysiek Sankiewicz. - Gdybym nie był Dragonem, byłbym zwykłym człowiekiem, który tylko spędza czas w pracy, na zakupach czy w klubie. A tak - nie jestem taki zwyczajny, jestem Dragonem - mówi Krzysztof Piaszczyński.nextpage- Wbrew pozorom jest to sport mało urazowy, choć siniaki czasami są. I to jakie. Zazwyczaj sami przed sobą chwalimy się nimi. Jak ktoś zarobi, to zaraz biegnie i się chwali: patrz, jakiego mam pięknego, żółtego siniaka wielkości pięciozłotówki - mówi Emil. - Najważniejsze jest to, w jaki sposób siniak powstał. Nie jesteśmy masochistami, którzy chwalą się obrażeniami. Tak naprawdę najważniejsze jest, czy cięcie było czyste technicznie, czy przeciwnik wykonał piękną i czystą techniczną akcję, która zostawiła ślad. To sport, który staje się sposobem na życie, nie można się od tego uwolnić - mówi Bartek.

Filmy historyczne to dla nich męka

Dla znawców szermierki historycznej oglądanie filmu o podobnej tematyce, gdzie wykorzystywana jest broń biała, to często wielka męka i nerwy. Potrafią wychwycić każdy błąd, a często okazuje się, że jest ich tak wiele, że nie da się spokojnie śledzić fabuły. - Bohater w filmie “Waleczne serce” walczy mieczem dwuręcznym, który powstał dopiero 150 lat po śmierci postaci - mówi Bartek.

- Dokładnie. W “Potopie” Kmicic walczy z Wołodyjowskim przed karczmą. Kmicic wyjmuje swoją karabelę, a kiedy zaczyna walczyć, trzyma w dłoni szablę husarską - dodaje Emil.
- Nie wspomnę już o opisach w niektórych muzeach (w naszym Muzeum są dobre). Oglądam i widzę szpadę, a eksponat podpisany jest jako rapier. Mnóstwo błędów można dostrzec w takich miejscach - dodaje Bartek.

Dragoni istnieją już cztery lata. Grupa ciągle się rozwija i ma mnóstwo planów. Te najbliższe to założenie stowarzyszenia, organizacja majowych pokazów walk razem z krakowską grupą Aramis oraz częstsze treningi. W Polsce takich grup jest całkiem sporo, ale w Piotrkowie Dragoni są jedyni. I niepokonani.

Ewa Tarnowska-Ciotucha

Podsumowanie

    Komentarze 0

    reklama

    Dla Ciebie

    6°C

    Pogoda

    Kontakt

    Radio