- Mieszkam przy ulicy Hutniczej 13 i piszę w sprawie likwidowania placu zabaw dla dzieci, który jest miedzy blokami przy Hutniczej i Wysokiej. W naszej dzielnicy jest coraz więcej dzieci, które muszą mieć gdzie się bawić, ale wygląda na to, że trzeba ich trzymać w klatce, bo starszym ludziom to przeszkadza. Dzieci muszą przecież się wyszaleć, a że troszkę pokrzyczą, to nic złego. Starsi ludzie zapomnieli jak sami byli dziećmi. Szkoda, że nie przeszkadza im, jak schodzą się i piją pod blokami. Najlepiej dać dzieciom skrzynkę piwa i posadzić ich na ławce i niech piją, to nikomu nie będzie przeszkadzać. Zbieramy podpisy pod petycją, by nie likwidowali placu zabaw, ale wiem, że sami nie wygramy - pisze jedna z mieszkanek osiedla w liście do redakcji.
Postanowiliśmy sprawdzić, czy rzeczywiście konflikt pokoleń na osiedlu jest aż tak poważny. - Pozabierali huśtawki, podobno były popsute, ale jaka jest prawda, to nie wiem. Czy dzieci przeszkadzają? To zależy, jak się bawią, to jest cicho, ale jak grają w piłkę, to jest nie do wytrzymania - mówi mieszkanka bloku przy Hutniczej (wiek - ok. 70-tki).
- To wszystko przez tego na dole - mówi lokatorka z parteru (wiek - ok. 50-tki). - Jak swoje wnuczki i prawnuczki wychował to teraz plac zabaw jest mu niepotrzebny. Gdzie te dzieci mają się bawić? Tu pijaki siedzą, tam samochody, dalej garaże. Oczywiście, że jestem przeciwna likwidacji placu zabaw. Dzieci muszą się gdzieś wyszumieć. Sąsiad z bloku naprzeciwko złożył wniosek, żeby zlikwidować ten plac zabaw. Napisał, że ma w domu pełno piachu. Dzieci mu piach do domu wnoszą? - pyta kobieta. - Chłopcy grają w piłkę przed blokiem. Ja jestem chora, syn pracuje w nocy, a rano odsypia, ale co ja mam tym dzieciom powiedzieć, żeby poszły sobie stąd, bo moje dziecko śpi? Zapomniał wół jak cielęciem był! Pijaki jakoś nikomu nie przeszkadzają. Może mamy dzieciom dać skrzynkę piwa i papierosy, wtedy będzie spokój. Ludzie wyzywają na te dzieci, dzieci potem robią na złość i taki jest tego skutek. Teraz ludziom wszystko przeszkadza.
Oficjalnie żadna informacja o zamiarze likwidacji placu zabaw do lokatorów nie dotarła. - Ten plac zabaw przeszkadza jakiemuś panu z tamtego bloku. Uważam, że dzieci powinny mieć swoje miejsce, gdzie mogą się bawić. Wybudowany rok czy dwa lata temu plac zabaw spełniał ich oczekiwania. W końcu nie musiały wisieć na trzepaku, mogły pobawić się w piaskownicy, pohuśtać na huśtawce, pozjeżdżać na zjeżdżalni. W tej chwili dziwne rzeczy się dzieją, bo widzimy co rano, że kolejne elementy placu zabaw są po kryjomu usuwane - mówi mężczyzna po 40-tce.
Mama chłopców w wieku szkolnym, którą spotkaliśmy przed blokiem, przyznaje, że dzieci są przeganiane z placu zabaw przez starsze osoby. - W okolicy nie ma nawet boiska dla takich chłopców. Dzieci chodzą od bloku do bloku, są przeganiane przez starsze osoby. Niedaleko jest nawet miejsce, gdzie można byłoby urządzić plac zabaw i nikomu by to nie przeszkadzało, ale nie wiem, czyj jest to teren. Szkoda byłoby tego placu. Wakacje się zbliżają, a przecież dzieci muszą się czymś zająć – mówi młoda kobieta. Jej syn przyznaje, że dzieci w jego wieku łatwego życia na osiedlu nie mają. - Zlikwidowali nam dwie huśtawki. Jak zlikwidują wszystko, będę musiał chodzić na inny plac zabaw, trochę dalej, przez ulicę. Przeganiają nas, niektórzy straszą policją. My kopiemy sobie leciutko piłkę, a oni już chcą dzwonić po policję i Straż Miejską. Jednego dnia Straż przyjechała 3 razy, kazali nam iść na boisko. Musieliśmy przejść przez dwie ruchliwe ulice – mówi chłopiec, a jego mama dodaje: - To było w tamtym roku, byłam tego świadkiem. Stare dewoty wykosiły sobie trawę i nasadziły krzaków, żeby dzieci nie grały. To jest coś okropnego!
Udaliśmy się również do mieszkańca osiedla, którego młode pokolenie oskarża o całe zamieszanie z placem zabaw. - Powiedzmy sobie prawdę, plac dzieciom jest potrzebny, ale takim do 10 lat. A starsze chłopaki czy dziewczyny to mają boiska. Rodzicom najbardziej pasuje, żeby dziecko było przed blokiem - mówi około 80-letni mężczyzna, który mieszka w bloku przy Wysokiej wraz z małżonką. Sam przyznaje, że swoje dzieci już odchował, ale swego czasu bawiły się oczywiście przed blokiem. - W zeszłym roku trochę ganiałem tych chłopaków, żeby nie grali w piłkę itd. Rodzice z tamtego bloku są przeciwko mnie. Gdzieś z jakiegoś donosu słyszałem, że mają likwidować ten plac. Już są wyjęte huśtawki. Jakby zlikwidowali, to bym „zdrowaśki” odmawiał – mówi, a wtóruje mu żona: - One mi tu przyjdą i okno wywalą, a rodzice im na to pozwalają. W piłkę mi tu pod oknem grają! Ja potrzebuję odpoczynku, a nie hałasu. Po co mi tu ten plac zabaw?
- Rodzice na wszystko pozwalają, nie zwracają dzieciom uwagi. Mnie to na pewno przeszkadza. Mam już swoje lata i potrzebuje spokoju, ja i moja żona – mówi starszy mężczyzna, zaprzeczając jednocześnie, że kiedykolwiek wzywał Straż Miejską czy policję. - Jak ja nie wezwę, to nikt inny tego nie zrobi.
Młodszych uspokajamy, starszych musimy zmartwić – plac zabaw zostaje. Jak poinformował nas kierownik administracji osiedla (z Piotrkowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej) huśtawki zostały zdemontowane, ponieważ zagrażały bezpieczeństwu. Spółdzielnia raz w miesiącu robi przegląd zabawek na placach zabaw. To, co można naprawić, naprawia, a to, czego naprawić się nie da, demontuje. Jedno jest pewne, plac zabaw zostaje, a nowe zabawki pojawią się na nim w miarę możliwości finansowych Spółdzielni.
as