Powiedzenia "Co konia obchodzi, że się wóz przewrócił" niestety nie można zastosować do sytuacji, jaka ma miejsce w kamienicy w Piotrkowie. Lokatorzy domu przy ul. Żeromskiego 5 cierpią z powodu rodzinnego konfliktu między pięciorgiem rodzeństwa, współwłaścicielami budynku. Konflikt, który narastał od kilku lat, teraz przybrał postać absurdalną, bo spowodował odcinanie dopływu wody do mieszkań, wbijanie gwoździ w zamki czy zakładanie kłódek na kontenery na śmieci.
Daria Bereska do kamienicy wprowadziła się miesiąc temu. Od ponad tygodnia nie ma bieżącej wody. Rodzina i znajomi dowożą ją w beczkach. W podobnej sytuacji jest pięcioro innych lokatorów, którym mieszkania wynajął Krzysztof Dróżdż, współwłaściciel budynku, który w trosce o swoją część majątku przyjechał do Piotrkowa z Kanady.
- Siostry chciały mnie oszukać. Siostra, która administrowała budynkiem, wykazywała straty, dlatego cofnąłem jej pełnomocnictwo na moją część kamienicy, a puste mieszkania wynająłem - mówi, dodając, że po tym zaczęły się problemy nowych lokatorów. W nowe zamki powbijano gwoździe, zabroniono korzystania ze wspólnych liczników energii elektrycznej, a na koniec piłami odcięto rury, a tym samym wodę w nowo wynajętych mieszkaniach.
- Coś im nie wyszło, bo zaczęło się lać po ścianach i instalacjach. Ze względu na zagrożenie odciąłem wodę - mówi.
Dodaje też, że dotychczasowi lokatorzy na prośbę sióstr utrudniają życie nowym. Nie chcieli jego i straży miejskiej wpuścić do piwnicy, w której były zawory.
Zdaniem siostry pana Krzysztofa, Lidii Zawodzińskiej, to brat działa bezprawnie, bo lokale wynajął nielegalnie.
- Zgodnie z kodeksem cywilnym musiał mieć zgodę większości współwłaścicieli, a nie miał - podkreśla, dodając, że zaraz jak tylko brat zaczął wynajmować lokale, wraz z siostrami zameldowały się tymczasowo w czterech z sześciu wolnych mieszkań.
- Potem ci ludzie próbowali się też tu meldować, a ja osobiście wręczałam im pisma, że mieszkają tu bezprawnie - zaznacza tłumacząc, że wbijanie gwoździ w nowe zamki było z jej strony tylko próbą obrony swojej własności. - Zresztą za te zamki zaraz zwracałam pieniądze - dodaje.
Podobnie było z wodą, bo jak wyjaśnia pani Lidia, nie będzie płacić za nielegalne zużycie.
- Jak brat mógł podpisywać umowy na najem bez zapewnienia świadczeń? Na swój koszt wezwałam hydraulików, żeby naprawili to, co brat zepsuł, ale on znów utrudnia, bo gdzieś zniknął - mówiła w piątek. Jej stronę trzymają "starzy" lokatorzy, którzy uważają, że gość z Kanady, choć zameldowany przy ul. Żeromskiego 5, robi wszystkim na złość.
O ciągłych wyzwiskach ze strony "starych" lokatorów mówi z kolei Krzysztof Dróżdż, który na zmianę z nimi wzywa policję lub straż miejską.
- W piątek 86-letnia staruszka ganiała mnie z siekierą, a ostatnio podobno miałem kogoś pobić - mówi dodając, że czuje się bezsilny, jeżeli chodzi o pomoc "nowym" lokatorom.
O bezsilności mówi też pani Lidia i to chyba jedno co ich łączy wraz z lokatorami, którzy bez względu na sympatię wobec stron, tylko smętnie kiwają głowami nad swoją sytuacją.
Komentarze 5