Zginął od siedmiu kul, z bliskiej odległości, we własnym garażu. Jego żona walczyła o życie, a mieszkańcy Piotrkowa przez wiele dni żyli w strachu. Morderstwo radnego Wojciecha Kulbata w 2007 roku to jedna z najbardziej tajemniczych i wstrząsających zbrodni w historii miasta. Zemsta, wyrok, a może porachunki z przeszłości?
Siedem kul utkwiło w ciele radnego Wojciecha Kulbata. Został zamordowany we własnym garażu. Ciężko ranna żona walczyła w szpitalu o życie. Wydarzenie, do którego doszło 1 lutego 2007 roku, wstrząsnęło mieszkańcami Piotrkowa. Przez kilka dni całe miasto żyło zabójstwem Wojciecha Kulbata – radnego, biznesmena i miłośnika sportu. Takiego wydarzenia nie było w mieście od kilku lat, a dokładnie od czasów niejakiego Morusia, który zabił w Piotrkowie kobietę, używając broni palnej.
O napaści na dom żona Wojciecha Kulbata zdołała zaalarmować sąsiadów.
Później straciła przytomność. Przybyli na miejsce policjanci znaleźli w garażu ciało 54-letniego mężczyzny. Nie było wątpliwości, że został rozstrzelany.
– Strzałów było kilka, głównie w klatkę piersiową – mówił następnego dnia po zdarzeniu komisarz Grzegorz Sowa, oficer prasowy KMP w Piotrkowie.
– Przyczyną zgonu ofiary było oddanie do niej siedmiu celnych strzałów z broni krótkiej. Jednocześnie sekcja pozwoliła na ustalenie tego, że pięć kul trafiło w lewą stronę łopatki w kierunku serca, natomiast dwa strzały trafiły ofiarę w głowę – mówił Witold Błaszczyk, rzecznik prasowy piotrkowskiej Prokuratury Okręgowej.
Policyjne śledztwo pozwoliło również ustalić, że morderstwa dokonał jeden sprawca.
– Prawdopodobnie nie był dobrze przygotowany do tej akcji – mówi jeden z policjantów.
– Żona ofiary, którą ciężko ranił, nie była przewidziana w jego planach i stała się niepożądanym świadkiem. Można sądzić, że skończyły mu się naboje - na szczęście dla tej kobiety, bo w przeciwnym razie już by nie żyła. Strzały padły z bliskiej odległości – mówił dalej policjant. – jeszcze nie wiadomo dokładnie, z jakiej broni.
Jak poinformowała KWP w Łodzi, była to broń, której nie można kupić legalnie.
Być może była to broń automatyczna.
Żona ofiary została uderzona jakimś tępym narzędziem w głowę. Trafiła do szpitala, gdzie przeszła operację trepanacji czaszki. Jej stan był bardzo poważny i długo walczyła o życie.
Państwo Kulbatowie mieszkali z adoptowaną nastoletnią córką. W dniu zabójstwa dziewczyny nie było w domu, przebywała na feriach zimowych w Poroninie.
Policyjne śledztwo zakrojono na szeroką skalę, a pod uwagę brano kilka wersji tego zdarzenia. Jedna mówiła o tym, że motywem działania sprawcy był napad rabunkowy. Rodzina była uważana za zamożną, od lat miała kantor w centrum handlowym. Trudno się ku tej wersji zabójstwa przychylić, gdyż z domu nic nie zginęło.
A było co, bo – jak się mówiło – w domowym sejfie znajdowała się znaczna ilość pieniędzy.
W rozmowie z jednym z emerytowanych policjantów pojawiły się kolejne motywy zabójstwa.
– Mam dwie wersje tego zdarzenia – mówił emerytowany policjant. – Jedna z nich zakłada, że były to porachunki jakiejś grupy zorganizowanej, gdzie w grę musiały wchodzić duże pieniądze, a druga z nich to próba zerwania z przestępczym światem. Ostatnio Wojciech Kulbat został przecież radnym, był wiceprezesem klubu AKS, może zobaczył, że można żyć uczciwie i postanowił pożegnać się z kryminalną przeszłością.
Żona zamordowanego radnego była najważniejszym świadkiem. W szpitalu pilnowała jej grupa antyterrorystyczna.
Chociaż z drugiej strony tak poważne obrażenia głowy i uszkodzenie mózgu pozwalały przypuszczać, że kobieta nie będzie nic pamiętać. Poza tym w garażu, w którym doszło do zdarzenia, było zupełnie ciemno. Sprawca bowiem odciął prąd, a wraz z nim alarm.
Sąsiedzi z ulicy Karolinowskiej byli wstrząśnięci tym zabójstwem.
– To przecież taki spokojny i miły człowiek – mówiła jedna z najbliższych sąsiadek.
– Jego sąsiedzi mówili, że taki dobry, miły – anonimowo opowiadała mieszkanka Piotrkowa bardzo dobrze znająca rodzinę Kulbatów. – Może ostatnio trochę przystopował, ale święty nie był. Jego przeszłość to wielkie bagno. Zaczynał jako cinkciarz, potem kradł. Podobno z Ruskimi robił interesy i to pewnie oni go zabili. Wreszcie się doigrał – dodawała kobieta. – Szkoda mi tylko tej biednej kobiety.
W miarę rozwoju sprawy mieszkańcy osiedla przyznawali, że też się boją. Nie chcieli podawać nazwisk.
– Może to napad rabunkowy, ale może jakieś porachunki. Lepiej siedzieć cicho, żeby nikomu się nie narazić – tłumaczyła kobieta z ulicy Karolinowskiej.
Do policjantów dotarły informacje, że przed śmiercią Kulbat mógł być zastraszany.
– Mógł się czuć zagrożony, bo ostatnio prosił najbliższych o wyjątkową ostrożność – wyjaśniała Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
– Widziałem radnego jakieś trzy tygodnie temu w jednym z piotrkowskich lokali – mówił jeden z mieszkańców Piotrkowa. – Siedział chyba z jakimiś bandziorami, tak przynajmniej wyglądali. Rozmawiali, a w pewnym momencie radny wyszedł bardzo zdenerwowany. Za kilka chwil wrócił i dał mężczyznom jakąś paczkę. Posiedzieli jeszcze trochę i wyszli. Może jakiś haracz im płacił? – zastanawiał się mężczyzna.
Śledztwo pod nadzorem prokuratury prowadzili najlepsi policjanci kryminalni z Komendy Miejskiej w Piotrkowie oraz Komendy Wojewódzkiej w Łodzi.
– Mogę zapewnić, że robimy, co w naszej mocy, aby wykryć sprawcę zabójstwa piotrkowskiego radnego Wojciecha Kulbata – mówiła nadkom. Joanna Kącka z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Piotrkowska policja uruchomiła także specjalny numer telefonu, pod którym czekała na – anonimowe nawet – informacje, które mogą pomóc w schwytaniu sprawców.
Na łamach lokalnej prasy kilka dni po tragedii ukazały się kondolencje od radnych i urzędników.

Zabójstwo radnego Kulbata połączono z innymi wydarzeniami, które miały miejsce w Kraśniku, Myślenicach, Tarnowie. Trzech mężczyzn oskarżono wówczas o dokonanie w sumie 5 morderstw. Sąd Okręgowy w Krakowie uznał dwóch z nich jako winnych serii zabójstw i wymierzył im karę dożywotniego więzienia. Trzeci z oskarżonych został skazany na piętnaście lat pozbawienia wolności.
Wojciech Kulbat urodził się w 1952 roku. W Piotrkowie Trybunalskim był postacią dobrze znaną – zarówno w środowisku biznesowym, jak i samorządowym. Prowadził kantor wymiany walut w jednym z centrów handlowych, działał także w branży transportowej. W 2006 roku zdobył mandat radnego Rady Miasta Piotrków Trybunalski. Był również aktywnym działaczem sportowym – pełnił funkcję wiceprezesa klubu AKS. Znany z ciętego języka i silnego charakteru, miał wielu znajomych, ale i wielu przeciwników. W lokalnym środowisku krążyły też plotki o jego powiązaniach z półświatkiem lat 90. – sam nigdy publicznie się do tego nie odnosił. Jego tragiczna śmierć wstrząsnęła opinią publiczną i wywołała lawinę spekulacji.

Komentarze 14