Wrzesień 1939 we wspomnieniach tych, co przeżyli

Piątek, 30 sierpnia 20199
– Ranni leżeli wszędzie, jedni na siennikach, inni na rzuconej naprędce na podłogę kopce siana. Było ich pełno nawet na szpitalnym korytarzu. Żołnierzy i cywilów. On, młody żołnierz z pułku grodzieńskiego, który walczył na Longinówce, skonał przy mnie krzycząc: – Mamo!

Pierwsze dni tragicznego września 1939 roku wspomina Wacława Kamieńska, która wtedy, jako 17-letnia dziewczyna pomagała ratować rannych żołnierzy w piotrkowskim szpitalu św. Trójcy. Niewielu jest już piotrkowian, którzy przeżyli tragiczny wrzesień 1939 roku. Naocznym świadkiem i uczestniczką tamtych wydarzeń jest Wacława Kamieńska, z domu Juszkiewicz, córka hallerczyka, nestorka polskiego pielęgniarstwa, organizatorka struktur PCK oraz Polskiego Towarzystwa Pielęgniarek, jedna z pięciu Polek odznaczonych słynnym Medalem Florence Nightingale. Gdy wybuchła wojna miała zaledwie 17 lat i właśnie wróciła z obozu Przysposobienia Wojskowego Kobiet znad Olzy.

 

1 września


– W mieście trwała mobilizacja. Było pełno młodych ludzi w oddziałach RKU i panował ogromny ruch. Jednocześnie 25 pp wymaszerował ku Częstochowie. Z kolei z Grodna do Piotrkowa nadchodził następne oddziały wojskowe, skierowane tu do obrony miasta. Komendantka naszego piotrkowskiego hufca PKW, Danusia Gampt, dała nam przydział na dyżury w miejscach, gdzie w owym czasie w Piotrkowie były aparaty telefoniczne. Było ich bardzo niewiele, głównie w instytucjach miejskich, posiadali je również nieliczni lekarze i adwokaci. Dostałam przydział w aleję 3 maja pod numer 10 do „Kropli mleka”. I tam dyżurowałam. Ubrana w mundur PWK, czyli drelichową bluzę, granatową spódnicę, beret z orzełkiem w koronie, brązowe skarpetki i trzewiki.

 

2 września


W odróżnieniu od innych polskich miast w Piotrkowie 1 września upłynął w miarę spokojnie. Apokalipsa miasta zaczęła się dzień później, 2 września, za sprawą bombowców Luftwaffe. Mówi nasza rozmówczyni: – To był drugi dzień mojego dyżuru w „Kropli mleka”. Nikt nie przyszedł mnie zmienić. Nagle nad miastem pojawiły się niemieckie sztukasy (bombowce Junkers Ju 87; przyp. aut.) i zaczęły bombardować Piotrków. Przybiegła do mnie córka profesor Kędzierkiej, moja koleżanka, Jadzia. Powiedziała mi: – Mama kazała biec do szpitala, bo tam leżą pokotem ranni, żołnierze i cywile. Pobiegłam. To były straszne przeżycia. Wszyscy dorośliśmy jakby w jednej chwili. Znalazłam się w szpitalu i to właśnie wtedy po raz pierwszy zetknęłam się z umierającym młodym żołnierzem. Ranni leżeli wszędzie, było ich pełno nawet na szpitalnym korytarzu. Żołnierze i cywile. Pokrwawieni, niektórzy już obandażowani. Jedni na siennikach, inni na rzuconej naprędce na podłogę kopce siana. On, młody żołnierz z pułku grodzieńskiego, który walczył na Longinówce, był po zabiegu chirurgicznym. Siostra Helena kazała mi zwilżyć mu usta szpatułką zanurzoną w wodzie. Skonał przy mnie wołając: – Mamo! To było straszne. Jednak wszystkie emocje trzeba było w sobie zdusić. Nie było czasu na ich okazywanie. Przybywało rannych. Na naszych żołnierzy walczących pod Piotrkowem Niemcy najechali czołgam, stratowali ich, liczba zabitych i rannych była ogromna. Okoliczni chłopcy pomagali zakopywać ciała. Leżeli wszędzie, i na polu i w lasach. Do zakończenia wojny i przeprowadzonej później ekshumacji cały teren dawnych piotrkowskich wyścigów konnych był cmentarzem... Nieustające bombardowania przyniosły także duże straty wśród ludności cywilnej. Wacława Kamieńska straciła także kilka szkolnych koleżanek i kolegów. – Od odłamka bomby, która uderzyła w ogród bernardyński od strony ulicy Narutowicza, zginął brat mojej koleżanki Reni Zaksówny. Oni mieszkali w domu na rogu ulicy Szewskiej i placu Kościuszki. Chłopak stał w oknie, gdy ta bomba spadła. Od bomby zginęła też córka doktora Lipińskiego, Marysia. Szła na dyżur do szpitala… W pamięci naszej rozmówczyni zachował się również wygląd miasta w tych tragicznych dniach września 1939 roku. – Na ulicach wszędzie leżało rozbite szkło. Wyglądało to tak, jakby latem spadł śnieg… A jednocześnie było słonecznie i bardzo gorąco. Wręcz upalnie.


Exodus ludności cywilnej


Po pierwszych bombardowaniach zaczęła się ewakuacja Piotrkowa. Linia frontu przesuwała się tak szybko, że wszystko rozgrywało się w ciągu godzin. Wacława Kamieńska, która po śmierci ojca w 1927 roku zamieszkała z matką i starszą siostrą w Piotrkowie, znalazła się wśród ewakuowanych rodzin wojskowych z racji faktu, iż jej stryj był żołnierzem 25 pp. Jak wspomina pierwszym przystankiem w tej ucieczce z płonącego Piotrkowa był Włodzimierzów. – Tam była willa „Włodzimierzanka”, stała na pod tak zwanym Wesołym Pagórkiem, tam spędziliśmy noc. Nad ranem znów ewakuacja. Kazali nam uciekać do Sulejowa. W Sulejowie krzyczą, by uciekać dalej, bo nadlatują niemieckie sztukasy. Zdążyliśmy przejechać przez most i uciec w kierunku klasztoru Cystersów. Razem z bratem stryjecznym, Wiesławem, przeskakując z bruzdy do bruzdy na kartoflisku przedostaliśmy się do wsi Strzelce. Tam spotkaliśmy się z naszymi matkami, które wciąż jechały powodami. Lasy były pełne naszego wojska. Podobnie na polach. Ukryci żołnierze w snopkach siana strzelali do nadlatujących sztukasów. Po nawałnicy powędrowaliśmy dalej, aż do Łukowa, doszliśmy do Bugu. Wszędzie były łuny, trupy – i ludzkie i końskie, rozbite wozy. To były potworne widoki. Szło się jak w jakiejś malignie. Ledwie tam doszliśmy, a już z powrotem trzeba było uciekać, bo to był już 17 września i zaatakowali Sowieci. I cała ta ludzka nawałnica oraz niedobitki wojska ruszyły z powrotem. Po drodze napotykaliśmy niemieckie oddziały. Szczęśliwie nas nie zaczepili, ale gdy wróciliśmy do Piotrkowa okazało się, że nasze mieszkanie zostało doszczętnie splądrowane przez Niemców. Zaczęła się okupacja…

 

Agawa


Zainteresował temat?

8

0


Zobacz również

reklama

Komentarze (9)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

Romek ~Romek (Gość)17.03.2020 12:25

To w końcu był strzelcem czy podoficerem. Strzelec w piechocie to szeregowy a podoficer to kapral do sierżanta. Z tego co wiem, to w Katyniu mordowano oficerów i kilku chorążych a już na pewno nie podoficerów czy szeregowych. Był jeden kapral. Coś tu trąci myszką.

01


gość ~gość (Gość)03.09.2019 10:25

Mój dziadek bral udział w walkach pod Piotrkowem, rozprza-longinowce. Niestety podobno działania wojsk polskich były fatalne, źle zorganizowane A dowódca niestety niewiele wiedział co działo się na froncie.
Dziadek kończył szkołę podoficerska, był strzelcem. Przed wojną odbył służbę i przeniesiony został do rezerwy. Lecz zaraz 1 września powołany z powrotem gdzie walczył pod Piotrkowem. Niestety armia została rozbita. Znajomy powiedział babci (wtedy jeszcze dziadek nie ozenil się z babcią) że widział jej nazyczonego na polu że zginął od bomby niemieckiej. Wówczas babcia uznała że dziadek już nie żyje.
Lecz dziadek żył. Przedostał się z resztkami ocalałych wojsk na północ wschód w okolice Warszawy. Lecz niedługo poduszki rusccy i wylapali polskich żołnierzy których później pedzili na wschód czyli na Katyń.
Dziadek idąc wśród jeńców zaczął rozmawiać z ruskim żołnierzem, znał dobrze rosyjski. Pytał ruska gdzie ich prowadzą? Ruski mi powiedział że oni ich ubiją. Wtedy mój dziadek zaczął z nim rozmawiać i pytać, czy brata zabijesz, że jego rodzina ze wschodu, że dlatego zna rosyjski.
Wtedy rosyjski żołnierz tak jakby zlitował się na nim, kazał mu zwalniać tak żeby znalazł się na końcu. I jak będzie na końcu i da mu znać to żeby uciekł do lasu. I tak się stało. Ruski wyczuł moment jak nikt nie widzi a dziadek uciekł do lasu gdzie leżał jeszcze kilkanaście godzin. To było w okolicach Siedlec.
Potem zaczął wracać do domu. Przebrał się w ubrania cywilne. Znalazł rower popsuty, naprawił sobie go. Ale zaraz Niemcy go złapali i wykrecili pedały śmiejąc się z niego.
Wrócił po kilku tygodniach do domu. Babcia jadł opowiadała ta historię zawsze płakała.
Jak wspomina tamten dzień, była wtedy w polu, a ktoś szedł przez pola. Co się okazało to był właśnie dziadek. Podobno z wrażenia aż upadła. Potem musiał się ukrywać i coś tam w partyzantce działał ale nie znam więcej szczegółów.

132


gość ~gość (Gość)02.09.2019 13:34

Kiedyś to było kurla

06


gość ~gość (Gość)02.09.2019 12:28

Oby tamte czsy juz nigdy sie nie powtorzyly

110


reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat