Rzecz, tragiczna w finale, wydarzyła się w niedzielne południe, 10 września 1933 roku, w zapełnionej klientami, najbardziej renomowanej w owym czasie piotrkowskiej restauracji „Europa”. Bohaterami było dwoje zakochanych. Osiemnastoletni Paweł Kawecki i dwudziestojednoletnia Pelagia Cynglerówna. Oboje pochodzili z pobliskiego Tomaszowa. On był młodzieńcem z bogatego domu, ona piękną, choć biedną robotnicą. Jak łatwo się domyślić, tych dwoje połączyło uczucie, którego nie chcieli zaakceptować rodzice chłopaka. „Uważali, że jest jeszcze zbyt młody, aby wiązać swe życie z ubogą dziewczyną. Tłumaczyli chłopcu, że powinien dalej się kształcić i zdobyć silną pozycję w życiu. Co prawda […] nie zażądali zerwania, ale w sposób kategoryczny przywrócili go do porządku”. Ojciec młodzieńca złożył wizytę w domu wybranki serca swego syna. Miał podobno tłumaczyć dziewczynie, dlaczego ona i Paweł nie powinni być razem. Niestety, senior Kawecki nie tylko nie uzyskał tego, czego oczekiwał, ale cała sprawa przybrała obrót, jakiego z pewnością się nie spodziewał. Młodzi opuścili Tomaszów i udali się w nieznanym kierunku. „W domu na stole została tylko złowieszcza kartka: »Wyjeżdżamy, i nigdy nie wrócimy«”. Zakochani ponoć udali się do Warszawy, do Piotrkowa przybyli kilka dni później. Z relacji naocznych świadków wynikało, że nic w zachowaniu obojga nie zapowiadało tak krwawego finału. Jak pisał „Tajny Detektyw”, „tragedia tych dwojga dzieci wywołała w Piotrkowie zrozumiałe wrażenie. Przyjechali tu z obcego miasta, nikt ich nie znał, a jednak w niejednym oku zabłysła łza…”.
Paweł i Pelagia w restauracji „Europa” pojawili się około południa. Ubrany w uczniowską czapkę, chłopak zwrócił się do kelnera z prośbą o miejsce. Chciał wspólnie z narzeczoną zjeść obiad, a na głównej sali zabrakło wolnych stolików. Wreszcie kelnerowi udało się znaleźć miejsce dla tych dwojga w jednym z gabinetów (małe pokoje przy głównej sali, zwykle mieszczące od jednego do dwóch stolików).
Wesołe twarze obojga i czułe spojrzenia świadczą o tem, że to para zakochanych. W gabinecie rozlega się wciąż beztroski śmiech. Po zupie i pieczystem na stole pojawiają się ciastka i wreszcie herbata. Kiedy kelner z pustą już tacą opuszczał gabinet z wnętrza dobiegać poczęły tony jakiejś smętnej melodji. – Młodzieniec grał na pianinie. Jakoś dziwnie kłóciła się ta rzewna muzyka z beztroskim nastrojem młodych ludzi. I nikt zapewnie nie zwróciłby uwagi na ten dziwny dysonans, gdyby nagle nie otwarły się drzwi, z poza których dobiegł straszny przejmujący krzyk:
– Mamusiu ratuj!...
Zarówno obsługa restauracji, jak i zgromadzeni w niej goście rzucili się ku pomieszczeniu, z którego dobiegł ich krzyk. Widok był straszny. Na podłodze gabinetu leżała dziewczyna, a obok niej chłopak. Kawecki, jak się okazało, strzelił z rewolweru do ukochanej, a następnie wycelował broń we własną skroń. Strzał był na tyle celny, że chłopak zmarł kilka godzin później w piotrkowskim szpitalu św. Trójcy (wówczas przy ulicy Piłsudskiego 2, dziś Wojska Polskiego 2), nie odzyskawszy przytomności. Dziewczyna została postrzelona w kręgosłup. Nie straciła przytomności. Prosiła tych, którzy jako pierwsi po jej krzyku znaleźli się w gabinecie, by ją stamtąd zabrali i ratowali. Tak jak Kawecki została przewieziona do szpitala św. Trójcy. Jej stan był ciężki. Zmarła następnego dnia, choć do końca zachowała przytomność i wypytywała o ukochanego. Mówiła, że bardzo go kocha i że żyć bez niego nie chce.
Co było powodem tak tragicznego zakończenia młodzieńczej miłości? Nie wiadomo. Kawecki zostawił dość obszerny list do rodziców. Przekazano go im, a ci nie ujawnili jego treści. Z pewnością zawierał wyjaśnienie desperackiego kroku osiemnastolatka.
– Kto by przypuszczał, że oni za chwilę odbiorą sobie życie… – zwierzał się korespondentowi „Tajnego Detektywa” kelner, który tego tragicznego dnia obsługiwał tych dwoje. – Byli tacy pogodni i weseli, on grał, a ona słuchała i patrzała się w niego jak w słońce. Uwijałem się po sali, bo huk było gości i nagle straszny krzyk… Strzałów wcale nie było słychać i gdyby Cynglerówna nie dopadła drzwi z krzykiem o ratunek, nikt by nie wiedział o tem, że w pobliskim gabinecie rozegrała się tragedja…
Kto wie, może duch tych dwojga nawiedza dawną restaurację, której budynek dziś stoi pusty i zamknięty dla postronnych…
Agawa