W środę urzędnicy wydali oświadczenie, z którego wynikało, że samoczynne włączenie się syren było wynikiem awarii. W czwartek przeprowadzono diagnozę, z której wynika, że za wszystko odpowiadają wyłączenia prądu, które wystąpiły w różnych miejscach Piotrkowa.
Corocznie system przechodzi konserwację. Do tego kilka razy w roku przeprowadzany jest trening systemu ostrzegania, więc wiemy, że był na pewno sprawny. Po przerwach w dostawie prądu doszło do zawarcia w jedynej z syren i dziś ponownie konserwator dokonał jej przeglądu - wyjaśnia Jarosław Bąkowicz, kierownik Biura Prasowego Urzędu Miasta.
Wielu mieszkańców jest zdziwionych faktem, że syrena wyła przez tak długi czas, a nie było oficjalnego komunikatu w tej sprawie. To - ich zdaniem - mogło budzić niepokój.
Nie mogliśmy wydać komunikatu, dopóki nie ustaliliśmy szczegółów zdarzenia. Szczególnie mając na uwadze, że zarówno z poziomu Piotrkowa, jak i Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Łodzi wynikało, że żadna z syren nie jest włączona. Zarówno my, jak i Łódź resetowały system ostrzegania w Piotrkowie, który nie przynosił skutku. Dlatego musieliśmy szukać wadliwej syreny jeżdżąc po mieście. Ostatecznie skończyło się ręcznym wyłączeniem bezpiecznika uszkodzonego urządzenia - relacjonuje kierownik Bąkowicz.