Powiedzieli dość i żądają od wójta, aby natychmiast zwolnił dyrektora szkoły w Srocku.
W Srocku zawrzało, a właściwie wrze od dawna, bo od dłuższego czasu to, co dzieje się w tamtejszym Zespole Szkół, jest na ustach wszystkich we wsi. 28 kwietnia w sali OSP wójt zorganizował spotkanie z mieszkańcami. Zważywszy na to, że Srock to miejscowość stosunkowo niewielka, przyszły tłumy. Wszyscy, wcale nie kryjąc emocji, domagali się jednego - wyrzucenia z pracy dyrektora szkoły.
- Sprawa ta była omawiana szczegółowo podczas ostatniej sesji. Wówczas podjąłem decyzję o zorganizowaniu spotkania, aby wyjaśnić wszelkie sporne sprawy. Na wstępnie deklaruję daleko idącą pomoc dla państwa – rozpoczął Marceli Piekarek, wójt gminy Moszczenica. - W 2012 roku dochodziły do mnie jako gospodarza gminy (a jednocześnie organu prowadzącego dla szkół) niepokojące wieści, że w tej szkole źle się dzieje, szczególnie jeśli chodzi o dyrektora szkoły. Potraktowałem te informacje bardzo poważnie. Podobne informacje otrzymywałem również ze strony radnych, niekoniecznie z tego okręgu wyborczego. Mam jednak zasadę - jeśli ktoś mnie o czymś informuje, to żądam udokumentowania tej informacji. Niestety nie doczekałem się potwierdzenia na piśmie. Po jakimś czasie odbyła się sesja Rady Gminy, podczas której omawialiśmy sprawy oświatowe. Byli obecni przedstawiciele dwóch szkół - Zespołu Szkół w Srocku i szkoły w Rękoraju. Zapytałem wprost: panie dyrektorze, czy w Zespole Szkół w Srocku wszystko jest w porządku? Padła odpowiedź: tak. Z tyłu siedziała kilkudziesięcioosobowa reprezentacja rodziców. Zapytałem ponownie. Odpowiedź była taka sama. Jest to zapisane w protokole sesji Rady Gminy. Dlatego właśnie złożyłem oświadczenie, że wszelkie informacje o tym, że w szkole w Srocku źle się dzieje, traktuję jako plotki. Nikt nie zaprotestował. Temat dla mnie został zamknięty.
Sprawa jednak nie została zamknięta. Bomba wybuchła z opóźnionym zapłonem. 1 marca rodzice uczniów skierowali do wójta pismo, a w nim zarzuty pod adresem dyrektora. - Szanowny panie wójcie, zwracamy się z prośbą o interwencję w związku z niewłaściwymi sytuacjami, jakie mają miejsce w bieżącym roku szkolnym w Zespole Szkół w Srocku. Jako rodzicom zależy nam na dobru naszych dzieci, ich bezpieczeństwie i wynikach w nauce. W ostatnim czasie dochodzi jednak do sytuacji, które szkodzą wizerunkowi naszej szkoły, negatywnie wpływają na uczniów i wywołują ogólne niezadowolenie - napisali rodzice.
Zarzuty zebrali w siedmiu punktach. Pierwszy z nich dotyczył częstych nieobecności dyrektora w szkole. - Gdy chcemy załatwić jakąś sprawę, słyszymy, że dyrektor wyjechał, jest w gminie lub w Starostwie. Wydaje nam się to dziwne, gdyż powszechna opinia naszych radnych jest taka, że dyrektor w gminie bywa wyjątkowo rzadko. Nie było go nawet na szkolnej choince, co pokazuje jego stosunek do starań Rady Rodziców i jej działań. Kiedy chcemy omówić z nim jakąś bieżącą sprawę (gdy jest w szkole), mówi, że nie jest potrzebny na naszym zebraniu, wygłasza swoją opinię i wychodzi - twierdzą rodzice.
Punkt drugi - dyrektor nie dba o wizerunek szkoły. Kolejny - nagminnie przepadają zajęcia. - Przepadają lekcje fizyki, chemii, muzyki, biologii. Dzieci informują nas, że siedziały w klasie same, były na świetlicy lub kazano im iść wcześniej do domu, ponieważ ich nauczyciela nie było. Lekcji fizyki nie było, bo pan nie przyjechał, siedział w sekretariacie lub rozmawiał przez komórkę. Dzieci z klas IV – VI mają wychowanie fizyczne połączone z dwiema klasami, ale na lekcji jest tylko jeden nauczyciel albo dyrektor, albo tylko pani od WF-u, a tego drugiego nie ma po prostu w pracy - mówią rodzice.
Punkt czwarty - zajęcia z informatyki nie istnieją. - W klasach starszych uczniowie nie mają nawet podawanego tematu. Nauczycielka siedzi przed działającym komputerem i przegląda sobie Internet, a dzieci bawią się przy kilku sprawnych komputerach uczniowskich. Na półrocze i koniec roku prawie wszyscy mają piątki, ale nie oceny są najważniejsze. Wolimy, żeby nasze dzieci były czegoś uczone i żeby coś po tych zajęciach potrafiły. Już dziś okazuje się, że nasi absolwenci nie radzą sobie z tym przedmiotem w szkołach średnich, co jest dla nich krzywdzące, a dla nas niezrozumiałe - piszą rodzice w piśmie do wójta. W punkcie piątym rodzice twierdzą, że dyrektor nie rozlicza się z pieniędzy, które szkoła zarabia na wynajmie sali sportowej (“Okoliczni mieszkańcy składali się na jej budowę, dzisiaj pytają rodziców, co dzieje się z pieniędzmi za jej wynajem. Nasi znajomi płacą za wynajęcie 20 zł na godzinę, w ciągu tygodnia daje to kwotę ok. 200 zł. Być może Urząd Gminy zna cel, na który te pieniądze są wydawane, ale my nie możemy się tego dowiedzieć”).
Zarzut kolejny dotyczy braku zasad postępowania w przypadku kryzysu. - Kiedy uczeń dowożony szkolnym autobusem uległ wypadkowi, nikt nie poinformował pozostałych czekających na odwiezienie do domu po lekcjach, co mają robić. Niektórzy sami dzwonili po rodziców, inni sami wracali kilka kilometrów do domu. Taka sytuacja nie powinna się powtórzyć - twierdzą rodzice.
Ostatni z zarzutów wystosowanych pod adresem dyrektora dotyczy braku dzienników lekcyjnych w szkole. Ponoć zniknęły na cały tydzień. - Dzieci w domu żartują, że chyba nie muszą już chodzić na lekcje. Co z obecnościami i ocenami? Jak długo może tak być? - pytają mieszkańcy Srocka.
Pod pismem podpisali się “zaniepokojeni rodzice uczniów Zespołu Szkół w Srocku” z przewodniczącą Rady Rodziców Barbarą Reliszką na czele.
Wójt skargę na dyrektora potraktował jak skargę na siebie samego, pismo przekazał więc przewodniczącemu Rady Gminy. Temat powrócił na sesji. Sprawą zajęła się Komisja Rewizyjna. Ta skargę uznała za zasadną, jako główny powód swojej decyzji podając “nierozliczanie się z wynajmu sali gimnastycznej, sklepiku i ksero”. Również Rada Gminy podczas sesji kwietniowej podzieliła zdanie Komisji Rewizyjnej. - Wówczas powiedziałem, że spotkam się z mieszkańcami, aby tę sprawę omówić, bo nie traktuję jej wyłącznie jako skargi na dyrektora, ale rodzaj konfliktu pomiędzy rodzicami a dyrektorem szkoły - mówi wójt.
Za nadzór pedagogiczny w szkole odpowiada jednak nie wójt, a Kuratorium Oświaty. Marceli Piekarek postanowił więc skierować skargę rodziców na dyrektora również do kuratora oświaty. Ten kontrolę w szkole w Srocku przeprowadził 20 marca. Wówczas to dyrektor poinformował kontrolujących, że informacje o jego częstych nieobecnościach w szkole zawarte w piśmie Rady Rodziców są nieprawdziwe. Nieprawdą wg niego jest również brak uczestnictwa w zebraniach Rady Rodziców. Czy stwierdzono jakiekolwiek nieprawidłowości?
Analiza dzienników wykazała brak wpisów tematów zajęć edukacyjnych w kilku przypadkach (muzyka, j. angielski, WOŚ, godzina wychowawcza, fizyka, informatyka, j. niemiecki, zajęcia artystyczne, WF, technika, historia, matematyka) - w sumie kilkadziesiąt przypadków we wszystkich klasach szkoły podstawowej i gimnazjum. Zwrócono również uwagę na to, że na pierwsze półrocze w zdecydowanej większości klas wystawiono wszystkim uczniom jednakowe - bardzo dobre oceny z informatyki. Oceny te wynikały z jednakowych dla wszystkich uczniów ocen cząstkowych. Wytknięto również, że dyrektor nie prowadził informacji w szkole o braku dzienników lekcyjnych. Kontrolerzy wnioskowali więc o “zintensyfikowanie działań nadzoru pedagogicznego w kwestii przestrzegania oceniania wewnątrzszkolnego, w szczególności przez nauczyciela informatyki”. Ponadto zalecono systematyczne monitorowanie realizacji podstawy programowej i wybranych programów nauczania, a także zobowiązano nauczycieli do prawidłowego prowadzenia dokumentacji - dzienników lekcyjnych.
Wójt o wyjaśnienia poprosił również dyrektora Zespołu. Ten do zarzutów odniósł się na piśmie. - Zgodnie z ustawą o systemie oświaty rolą dyrektora jest reprezentowanie placówki na zewnątrz. Nieobecności dyrektora w gabinecie nie oznaczają, że dyrektor nie pracuje. Nieobecności w szkole związane są z czynnościami służbowymi. Radni gminy nie są etatowymi pracownikami Urzędu Gminy i nie mają wiedzy, ile razy dyrektor gości w Urzędzie, tym bardziej, że Wydział Oświaty nie mieści się w budynku Urzędu Gminy - odpowiedział na zarzut nr 1.