- Żyłkę do zbierania miałem tak naprawdę od zawsze. Kiedyś zbierałem różnego rodzaju plakietki, znaki turystyczne, proporczyki, itp. Do dziś w piwnicy mamy matę, do której są one przypięte i która wisiała w moim pokoju, gdy byłem kawalerem i mieszkałem jeszcze z rodzicami – wspomina pan Krzysztof. Opowiada, że zbierał także znaczki pocztowe, ale do pewnego momentu – do czasu, kiedy znaczek był mu potrzebny na list. – Nie miałem nic innego, więc wziąłem jakiś z serii, nakleiłem na kopertę i od tego czasu nie zbierałem znaczków – wyjaśnia.
Kiedy pan Krzysztof był jeszcze na studiach, zaczął zbierać kalendarzyki kieszonkowe. – Nie miałem ich dużo i po jakimś czasie je wyrzuciłem. Nie wiem nawet czemu, jakoś tak mi się po prostu to znudziło. Do kalendarzyków wróciłem kilka lat temu. Jak do tego doszło? Znalazłem kalendarzyk na ulicy i szkoda było mi go wyrzucić. Później w moje ręce trafił drugi, trzeci, kolejny i tak powstała kolekcja w jednym albumie – mówi. Po jakimś czasie z jednego albumu zrobiły się dwa i tak doszło do tego, że pan Krzysztof jest posiadaczem kilkudziesięciu albumów z kalendarzami listkowymi.
Skąd pan Krzysztof bierze kalendarzyki? Otóż w jego pasję zaangażowani są wszyscy wokół. – Sam je kupuję, dostaję od rodziny, znajomych, przyjaciół, sąsiadów, którzy wiedzą, że jestem kolekcjonerem – opowiada. – Jedną z kolekcji kupiłem we Lwowie. Mężczyzna miał je rozłożone na łóżku polowym. Zapytałem szybko, ile chce za kalendarzyki, bo już czekał na nas autokar. On mówi, że jednego dolara. Otrzymał więc pięć złotych i tak właśnie kolekcja trafiła w moje ręce – wspomina ze śmiechem.
Fakt, że pan Krzysztof zaraził swoim hobby ludzi, który go otaczają, potwierdza jego żona. - Powiem szczerze, że jesteśmy zaangażowani rodzinnie w hobby męża. Nasi znajomi, nasi współpracownicy wiedzą, co i jak, wiedzą, że wszystkie kalendarzyki są u nas mile widziane. Tak naprawdę człowiek, dopóki tego nie zobaczył, nie przypuszczał, że jest to tak fajne – wyjaśnia pani Anna.
Prawdziwy kolekcjoner zrobi wiele, by dołożyć kolejny element do swojej kolekcji. Pan Krzysztof stoczył ciężką walkę, by do jego albumu trafiła kolekcja kalendarzy z klubami ligi hiszpańskiej. – Mój kolega używał często określenia „walka na mokre ściery”. Taką właśnie walkę stoczyłem podczas aukcji, by dostać te kalendarze. W ostatniej chwili udało mi się podkupić i dostać tę serię – wspomina. – Ciekawe są momenty, kiedy na przykład córki przywożą mi jakieś kalendarzyki, a żona mówi: o ten już masz. A jednak różnica jest, bo kalendarzyk może być taki sam jeśli chodzi o rysunek, a inny może być rok. Mam cztery takie same, ale z różnych lat. Dla mnie są one inne. W swoim zbiorze nie mam dwóch kalendarzy, które miałyby taki sam nadruk i rocznik – mówi miłośnik kalendarzy.
- “Całe to skrzyżowanie jest do du.. !”
- Sześciolatki w szkołach. Dla kogo zabraknie miejsca?
- Italiano, co dalej z tobą?
- Unikalne miejsce w piotrkowskim sądzie
- BHT Piotrkowianin JUKO Piotrków Trybunalski – plany na nowy rok
- HARC kręcił teledysk
- Pozytywnie nakręceni – Stowarzyszenie Przyjaciół Dzieci i Młodzieży HARC
- Jak rozpoznać powiat
- Andrzej Poniedzielski – jestem poetą użytkowym