To były Wigilie inne niż zwykle

Tydzień Trybunalski Czwartek, 23 grudnia 20100
Więzienie, statek na środku oceanu oraz daleki kontynent. Była choinka, kolędy, tradycyjne potrawy, ale nie było rodziny.
fot. E. Tarnowskafot. E. Tarnowska

Był też szpital, strach i niepewność, ale najbliżsi nie zawiedli. O Wigiliach, których się nie zapomina, tych bez kontaktu z dziećmi i żonami oraz tych, które zmieniają “coś” w ludziach na zawsze opowiadają: Asia, Jarosław, Zbigniew i Zbyszek.


Święta w ciasnej celi


Zbigniew tej Wigilii nie zapomni nigdy. Mimo że od tego czasu minęło wiele lat, do dziś pamięta szczegóły tamtych wydarzeń. To był 13 grudnia 1981 roku. Godzina zero. Po Zbigniewa przyszli funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa. Powiedzieli, że jest potrzebny w pracy. Nie był. Najpierw zabrali go na piotrkowski posterunek milicji, później trafił do więzienia w Sieradzu.

 

- Zabrali mnie tak, jak stałem. Rodzina długo nie wiedziała, gdzie przebywam i w jakim celu mnie zabrano. Nie byłem jedyny. Zabrano 43 osoby z województwa piotrkowskiego i umieszczono w więziennych celach. Żona uporczywie chodziła na posterunek, usiłując dowiedzieć się, gdzie jestem i co się stało. Byłem internowany. Tego czasu nie zapomnę nigdy. Dzień przed Wigilią otrzymałem paczkę od rodziny. Były w niej potrawy wigilijne, ciasta (pokruszone przez funkcjonariuszy, w obawie przed przemycaniem broni czy ukrytych wiadomości), a wśród nich mały notes z naklejonym misiem i napisem “Dla Tatusia”. Prezent od mojej wówczas dziewięcioletniej córki wzruszył mnie najbardziej. Nie mogłem ukryć łez. Wtedy obiecałem esbekom, że kiedyś jeszcze policzymy się za te łzy.

 

Potem była Wigilia. W ciasnej, brudnej celi było nas kilkunastu. Siedzieliśmy na piętrowych łóżkach, na brudnych kocach i prześcieradłach. W rogu celi muszla klozetowa, której zapach i widok trudno zapomnieć. Mieliśmy namiastkę wieczerzy, łamaliśmy się opłatkiem i składaliśmy sobie życzenia. Byliśmy dla siebie życzliwi, ale każdy myślał o domu i o rodzinie. Nie wiedzieliśmy, co z nami będzie. Co nam dodawało otuchy? Modlitwa Ojca Świętego. Usłyszeliśmy, że łączył się wtedy z nami. Zapalił w oknie Watykanu świecę. My też taką mieliśmy. Ten płomień był symbolem łączności między nami. To było cenne. Nie zapomnę też gałązki świerku, którą dostaliśmy od tzw. wychowawcy (jakby trzeba było nas wychowywać, jak przestępców). Nie ukrywam, że to był miły gest z jego strony. Nigdy nie zapomnę tych chwil. Może dlatego dziś moja radość ze spędzenia świąt z rodziną jest tak duża? Doceniam te chwile - mówi Zbigniew Mroziński, wiceprzewodniczący Zarządu Regionu Piotrkowskiego NSZZ Solidarność w Piotrkowie.


Wigilia podczas sztormu


Jarosław jako radiooficer Polskiej Żeglugi Morskiej Wigilii poza domem spędził kilka. To był przełom lat 70. i 80. Na morzu spędzał 300 dni w roku. W domu czekała na niego żona i troje dzieci. Dobrze wiedział, co to tęsknota i strach, że sztorm może spowodować, że już nigdy ich nie zobaczy.

 

- Tych Wigilii poza domem było kilka. Były w portach, na morzu, a nawet takie, kiedy sztorm kazał nam myśleć tylko o tym, jak ujść z życiem. To nie był łatwy czas. Byłem ciekawy świata, więc wybrałem taki zawód, ale z perspektywy czasu wiem, jak trudno być z rodziną na odległość. Najbardziej odczuwałem to właśnie w święta Bożego Narodzenia. Tych na morzu, bez rodziny było wiele. Ze wszystkich wigilii poza domem te na morzu lubiłem najbardziej. Wtedy na czas wieczerzy cała załoga gromadziła się w jednej mesie. Wszyscy, bez względu na stopień, zasiadali przy jednym stole. Mieliśmy prawdziwą choinkę, która jechała z nami z Polski (przechowywaliśmy ją w chłodni). W zanadrzu była też sztuczna, gdyby ta pierwsza nie przetrwała. Były potrawy wigilijne, tradycyjne. Często nawet lepsze niż w domu, bo kucharze stawali na wysokości zadania. Chcieli zrekompensować nam rozłąkę z najbliższymi, gotując najlepiej jak potrafili. Było miło. Dzieliliśmy się opłatkiem i śpiewaliśmy kolędy. Ja przygrywałem na organkach. Potem staraliśmy się o łączność z naszymi rodzinami. Nie było to wtedy łatwe. Na morzu znajdują się często tzw. martwe punkty i wtedy nie ma szans na rozmowę z bliskimi. Ja, jako radiooficer, pomagałem kolegom skontaktować się choć na chwilę z dziećmi i żonami. Potrzebne były skomplikowane wyliczenia i udawało się nawiązać łączność przez 15, czasem 20 minut, a w kolejce stało czterdzieści osób. Ci, którzy nie zdążyli porozmawiać, mogli liczyć na wysłany przeze mnie telegram. Nie było łatwo. Wigilie w portach były inne. Zazwyczaj przebywaliśmy w Australii lub USA. Tam rozchwytywani byliśmy przez licznie zamieszkującą tam Polonię. Spragnieni wieści z Polski zapraszali nas na tradycyjne, polskie wieczerze w zamian za opowieści z ojczyzny. Kiedyś w Wigilię przeżyliśmy sztorm. Było to na Oceanie Indyjskim. Zerwane dwie szalupy, zniszczone poszycie statku i wiele innych niszczycielskich skutków siły wody. Na szczęście na naszym statku nie było ofiar, chociaż ten kataklizm pochłonął ich sporo. Wtedy nie myśleliśmy o świętach, choć zasiedliśmy do wieczerzy, mocując krzesła do podłogi. Baliśmy się, że to nasza ostatnia kolacja.

 

Szybko zrozumiałem, że rodzina mnie potrzebuje i muszę wracać. Dzięki tym przeżyciom wiem, jak cenna jest rodzina i ten wspólnie spędzony czas. Dziś bardzo dbam o wszystkie świąteczne rytuały. Jako głowa rodziny zawsze czytam fragmenty Biblii. Niestety nie gram już na harmonijce, bo córka gra na fortepianie i nie mam przy niej szans. Tegoroczne święta rodzina spędzi właśnie u niej - opowiada Jarosław Cempel, dyrektor Aeroklubu Ziemi Piotrkowskiej.

 

W kolejce do telefonu

 

Zbyszek dziś już nie pamięta, ile świąt spędził poza domem. Pięć, może sześć. Był wtedy w pracy. Na innym kontynencie. Swego czasu sytuacja materialna rodziny zmusiła go do trudnej decyzji. Wyjechał do Afryki. Była Libia, wcześniej Irak. Tam budował porty i największe autostrady. Tam spędził kilka Wigilii w swoim życiu.

 

- Łącznie za granicą pracowałem kilka lat. W tym czasie nie zawsze mogłem przyjechać do domu na święta. Urlop mogłem dostać dopiero po roku pracy i kilka razy zdarzyło się tak, że święta spędzałem bez rodziny. Te Wigilie bardzo różniły się od tych w Polsce. Poza oczywistymi względami, przede wszystkim nie zakładałem ciepłego swetra tylko podkoszulek, bo temperatura sięgała 30 stopni Celsjusza. Kucharze starali się ugotować nam tradycyjne potrawy, a Polki, które wyszły za mąż za Arabów i mieszkały w okolicach, przychodząc z mężami na wieczerzę, przynosiły nam arabskie specjały. Było więc różnorodnie. Na takie kolacje zapraszani byli polscy księża i jakaś namiastka tych świąt była. Jednak to nie to samo. Zamiast z rodziną, dzieliłem się opłatkiem z kolegami z pracy, którzy po szybkim zjedzeniu kolacji uciekali do swoich pokoi i nie wychodzili z nich, nie wpuszczali nikogo, bo chcieli być sami. Każdy z nas czekał na kontakt z rodziną. Pamiętam te kolejki i zapisy do telefonów. W biurze był jeden aparat telefoniczny do dyspozycji dla kilkudziesięciu pracowników. Do Afryki cywilizacja dociera bardzo wolno. Telefony komórkowe pojawiły się zupełnie niedawno. Kontakt był więc utrudniony. Dostawaliśmy też listy od rodzin. W nich był opłatek, życzenia. Każdy z nas czekał z niecierpliwością na te koperty z Polski. Cieszyło wszystko. Pamiętam, jak raz jedna z córek przysłała mi gałązkę choinkową z Krakowa, gdzie wtedy studiowała. Druga córka pisała bardzo ładne życzenia. Żona zawsze pamiętała o opłatku. Nie było łatwo. Dziś jestem w domu. Może bardziej teraz się to docenia? Po tylu Wigiliach w upałach zawsze czekam na śnieg, bo wtedy jest inna atmosfera (w tym roku to już chyba się doczekam), z niecierpliwością czekam na pyszne potrawy przygotowane przez żonę (bo lubię jeść), no i ciekawy jestem, co znajdę pod choinką. To zwykłe, dla niektórych banalne rzeczy, ale w Polsce, z rodziną - podsumowuje Zbyszek Tarnowski, który brał udział w budowie największych afrykańskich portów i autostrad.

Najcenniejsze 45 minut

Asia dwa lata temu przeżyła trudną Wigilię. Był strach, niepewność i przyglądanie się ludzkiemu cierpieniu. Dziś przyznaje, że miała szczęście. Była z rodziną. Ta Wigilia zmieniła wiele w rodzinie państwa Szczepańskich.

 

- Dwa lata temu spędziliśmy Wigilię w szpitalu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Przebywał tam mój wówczas czternastoletni brat. Miał problemy z chodzeniem i lekarze nie wiedzieli, co się z nim dzieje. Ze względu na stan zdrowia nie dostał przepustki na święta w domu. Podjęliśmy rodzinną decyzję: skoro on nie może spędzić Wigilii z nami, my spędzimy go z nim. Nie było choinki, nie było ozdób świątecznych (prezenty owszem) i obfitego stołu, ale była rodzina, w komplecie. Dzięki jednej, bardzo życzliwej pielęgniarce mogliśmy do sali, w której leżał brat, wnieść maleńki stolik i położyć na nim kilka potraw. Dzieliliśmy się opłatkiem, składaliśmy sobie życzenia. To trwało zaledwie 45 minut, ale ten czas dużo w nas zmienił. To była Wigilia wyjątkowa. Inna. Pod względem tradycji nie była prawdziwa, jednak zgodnie twierdzimy, że pod względem duchowym była najprawdziwsza, jaką przeżyliśmy. Nigdy wcześniej życzenia nie były tak szczere (zawsze są szczere, wiadomo, ale inaczej), nigdy wcześniej nie byliśmy tak blisko. Może miała na to wpływ atmosfera szpitala i widok chorych, cierpiących dzieci oraz strach o brata? Ta Wigilia wiele zmieniła w naszej rodzinie. Dziś bardziej ją doceniamy, celebrujemy. Już nie spieszymy się tak, jak kiedyś. Nie biegniemy na tę kolację prosto z pracy i myślimy tylko o odpoczynku. Dbamy o każdy szczegół i o to, by tego dnia być razem. Całą rodziną - mówi Asia Szczepańska, dziennikarka Strefy FM.

 

Wigilia w więzieniu, szpitalu, na statku czy na innym kontynencie. Niby prawdziwa, a jednak nie zawsze taka, jaka powinna być. Czasem wyjątkowa i przełomowa. Może jednak potrzebna? Bohaterowie artykułu swoimi historiami potwierdzają, że potrzebna, by coś zmienić, zrozumieć, docenić.


Ewa Tarnowska

ankieta Ankieta

Czy w okresie świątecznym wyjeżdżasz z Piotrkowa?


Zainteresował temat?

0

0


Zobacz również

reklama

Komentarze (0)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

Na tym forum nie ma jeszcze wpisów
reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat