... mówią mieszkańcy Kamocina (gm. Grabica), którzy przeciwko rozlewni propan-butanu protestują już od czterech lat.
Protesty przybrały na sile, bo gmina wydała pozytywną opinię o środowiskowych uwarunkowaniach zgody na realizację przedsięwzięcia budowy rozlewni. - Do tej pory gmina wydawała decyzje pozytywne dla społeczeństwa a negatywne dla inwestorów. Tym razem, sadzę, że pod naciskami firmy, wydała zgodę. Warunkowo - mówi Jarosław Murawski z Kamocina mieszkający w bezpośrednim sąsiedztwie potencjalnej rozlewni gazu.
Rozmowy i protesty trwają już od czterech lat i do tej pory mieszkańcom udawało się wstrzymać budowę. Nie wyobrażają sobie takiej firmy tuż obok domów mieszkalnych. - Uważam, że ta inwestycja jest całkowitym nieporozumieniem. Jak można wymyślić sobie w centrum wsi zainstalowanie dwóch potężnych zbiorników (56 metrów sześciennych każdy) w celu rozlewnia gazu. Nasza gmina jest gminą typowo rolniczą, nie ma tu innej działalności. W gminie jest bardzo dużo takich miejsc, przestrzeni w dużym oddaleniu od budynków mieszkalnych, gdzie taka rozlewnia bezkolizyjnie mogłaby powstać. Niestety firma wymyśliła sobie Kamocin, w centrum wsi - mówi Jarosław Murawski.
Okazuje się, że teren, na którym zaplanowano rozlewnię gazu, nie jest przypadkowy. Stanowi on formę odzyskania pieniędzy od lokalnego przedsiębiorcy, który kilka lat temu mocno zadłużył się u właścicieli firmy D&D. - Ta lokalizacja jest ściśle zwiana z interesami właściciela nieruchomości, na której miałaby być zlokalizowana ta inwestycja. Właściciel działki chce ją sprzedać firmie w zamian za długi i zobowiązania. Po prostu długi zostaną anulowane za działkę. Ten człowiek ma nóż na gardle. Kilka lat temu handlował gazem kupowanym od D&D, rozlewając go w małych ilościach i sprzedając. Od około czterech lat tego nie robi, bo jego firma splajtowała. Dziwię się, że poważna firma D&D pakuje się w taką sprawę, która jest dla lokalnego społeczeństwa nie do przyjęcia - mówi Jarosław Murawski.
A do przyjęcia nie jest, bo mieszkańcy Kamocina się boją. Boją się i nie chcą mieszkać tuż obok rozlewni. Mają na to liczne argumenty. - Jestem przeciwna, by w tym miejscu została wybudowana rozlewnia gazu. Moja działka znajduje się w jej bezpośrednim sąsiedztwie. Automatycznie grunt traci na wartości. Poza tym będzie smród nie do wytrzymania. Tak było, kiedy małą firmę prowadził mieszkaniec Kamocina, który splajtował, a co dopiero, gdy inwestycja będzie większa i ilości gazu będą większe. Poza tym jak wąską drogą, po której do tej pory jeździły maszyny rolnicze, zaczną jeździć ciężkie auta, końca zepsują i tak niezbyt dobrą drogę, a budynki zaczną pękać - mówi mieszkanka Kamocina.
- Kto tę drogę nam naprawi jak zepsują, bo gmina raczej nie? Kto kupi od nas działki w takim sąsiedztwie, bo nikt nie będzie się chciał tu budować - pyta mieszkaniec Kamocina. - A mnie to nie przeszkadza. Tyle poprzedni właściciel rozlewni gazu prowadził firmę i nikomu to nie przeszkadzało. Jakie ja będę miał z tego korzyści? Nie będę miał, ale firma może zatrudni kilka osób i będzie praca - dodaje inny mieszkaniec Kamocina. - Temu panu to nie przeszkadza, bo on też chce firmie D&D sprzedać swoje grunty znajdujące się blisko działki, na której ma powstać rozlewnia, za kolosalną cenę. I o jakim zatrudnieniu tu mówimy? Jedna osoba, góra dwie będą tam pracowały. Na duże zatrudnienie nie ma co liczyć - dodaje Jarosław Murawski.