– Nasze działania, odpukać, są w stu procentach skuteczne – mówi podinspektor Bogdan Kujawski, zastępca komendanta miejskiego Komendy Miejskiej Policji w Piotrkowie.
Wyszła z domu, nie wróciła...
Grudniowy dzień, Piotrków. Nastolatka wychodzi rano z domu jak zwykle do szkoły. Nie wraca do wieczora. Zaniepokojeni rodzice zaczynają szukać. Pytają kolegów, znajomych. Wszyscy mówią, że nic nie wiedzą, że nikt jej nie widział. Zdesperowani nie wiedzą, co dzieje się z ich kilkunastoletnią córką. Zgłaszają jej zaginięcie na policję. Poszukiwania trwają kilka dni. Dziewczyna odnajduje się cała i zdrowa. – Podczas poszukiwań opieraliśmy się przede wszystkim na sprawdzeniu Internetu i komputera, z którego korzystała. Przesłuchiwaliśmy także znajomych, którzy “pod presją” policji zaczęli mówić więcej, niż wystraszonym rodzicom. Wszystkie ślady prowadziły nas najpierw w kierunku Warszawy, a później do samej stolicy. Nawiązaliśmy więc kontakt z tamtejszymi jednostkami policji. Następnego dnia mieliśmy już ustalone adresy, pod którymi mogła znajdować się zaginiona dziewczyna. Jeden z nich był trafny. Dziewczyna przebywała w jednym z warszawskich hoteli z obcokrajowcem. Na szczęście nie doszło do żadnego przestępstwa. Policjanci z Warszawy doprowadzili ją do siebie na komendę i za naszym pośrednictwem powiadomili rodziców, którzy w tym czasie tak naprawdę odchodzili od zmysłów i dla których informacja o tym, że córka jest w innym mieście z obcym, dorosłym mężczyzną była naprawdę szokiem. Nastolatka, na szczęście cała i zdrowa, została przez nich odebrana i przywieziona do domu – opowiada podinspektor Sławomir Sitarz, naczelnik Wydziału Kryminalnego KMP w Piotrkowie.
Inny przypadek. Kilkunastoletnia piotrkowianka nie wraca do domu na noc. Mimo tego, iż jest już bardzo późno, a jej nie ma w domu – rodzice czekają. Spanikowani czekają do rana, a dziewczyna się nie zjawia. Przerażeni tym, że mogło dojść do najgorszego, zgłaszają zaginięcie na policję. – W tym momencie, jak w podobnych przypadkach, ruszyła cała procedura poszukiwawcza. Przeszukiwaliśmy kontakty, sprawdzaliśmy Internet, rozmawialiśmy ze znajomymi. Informacje, jakie udało nam się uzyskać, po dwóch dniach zaprowadziły nas do Tychów. Okazało się, że nastolatka bez słowa wyjechała do swojej biologicznej matki. Przerażona zaginięciem rodzina w tym czasie szukała jej “na własną” rękę. Ale podobnie jak w poprzednim przypadku – nawet ci, którzy coś wiedzieli, nie “wydali” koleżanki. Dopiero rozmowa z nami przyniosła skutki. Najgorsze było to, że nikt z rodziny nie przypuszczał, iż dziewczyna może udać się właśnie tam – mówi podinspektor Sitarz.
Kiedy mówimy o zaginięciu i jak prowadzone są czynności?
O zaginięciu mówi się, gdy osoba nie wraca do domu przez 48 godzin. To jednak tylko teoria. Policja nie czeka, zwłaszcza w przypadku dziecka. - Jeśli przesłanki wskazują na to, że mogło dojść do zaginięcia, a nie jest to jakieś oddalenie do kolegi czy koleżanki, to nie czekamy. Włączamy czynności poszukiwawcze od razu. O zaginięciu mówimy w momencie złożenia zawiadomienia, jednak jest wiele przypadków, gdzie bez jego przyjęcia już wykonujemy szereg czynności operacyjnych. Wiadomo, dokumentujemy je później, ale jeśli pojawia się sygnał, że dziecka należałoby szukać, to “kwitologię” odsuwamy na dalszy plan. W momencie przyjęcia zawiadomienia uruchamiana jest potężna machina - wykorzystujemy różne instytucje i środki, które pomogą w odnalezieniu zaginionego dziecka - mówi podinspektor Jarosław Tokarski, zastępca naczelnika Wydziału Kryminalnego KMP w Piotrkowie.
Podinspektor Bogdan Kujawski wyjaśnia, że czynności prowadzone są dwutorowo. Jedne należą do “kryminalnych”, którzy pod kątem operacyjnym sprawdzają wszystko, co tylko jest możliwe i co może przysłużyć się do odnalezienia dziecka: kontakty, koledzy, koleżanki, ich stosunki z innymi znajomymi. - Druga rzecz to ogłoszenie alarmu przez komendanta lub zastępcę. Wtedy służby patrolowe zajmują się poszukiwaniem. Tutaj niesamowicie pomagają nam strażnicy leśni i Ochotnicza Straż Pożarna. Oczywiście również mieszkańcy chętnie służą pomocą, co także wykorzystujemy. Jesteśmy do tego przygotowani, potrafimy ustalić i określić miejsce, w które mają się udać. Z reguły tworzymy na danym miejscu sztab, który dowodzi działaniami. Staramy się jak najszybciej pozyskiwać śmigłowiec i nigdy nie było tak, że nam się nie udało. Kiedy zaszła potrzeba, były nawet dwa – jak w przypadku Dawidka – mówi zastępca komendanta.