Z uwagi na masę całkowitą, przekraczającą w pełnym obciążeniu ponad 5 ton, uchodzi za jedną z najtrudniejszych maszyn w pilotażu. Jest jednak niezastąpiony wszędzie tam, gdzie płoną lasy czy łąki. Stacjonujący na piotrkowskim lotnisku Dromader PZL M18B od ponad dwudziestu lat bierze udział w akcjach gaśniczych, zarówno na terenie województwa łódzkiego, jak i całego kraju. Pilotuje go jeden z najbardziej doświadczonych pilotów i instruktorów, piotrkowianin, Bogdan Bińkowski.
Aeroklub Ziemi Piotrkowskiej to nie tylko szkolenia pilotów szybowcowych i samolotowych, efektowne skoki spadochronowe, czy modelarstwo, to również działalność na rzecz bezpieczeństwa nie tylko lokalnej społeczności. Od ponad dwudziestu lat na piotrkowskim lotnisku istnieje tzw. „leśna baza”, miejsce gdzie stacjonuje i skąd startuje samolot gaśniczy Dromader PZL M18B, biorący udział w akcjach przeciwpożarowych i gaśniczych na terenie województwa łódzkiego, a także na terenie całego kraju. Maszyna należy do Wydziału Usług Lotniczych w Mielcu, a jednym z jej pilotów jest piotrkowianin, Bogdan Bińkowski. – Mimo że w nazewnictwie polskich lotnisk, piotrkowskie figuruje jako tzw. wyłączonego użytku, tak naprawdę nasze lotnisko spełnia wszystkie funkcje lotniska użytku publicznego. Zmienia to zasadniczo naszą aeroklubową funkcję i rolę w Piotrkowie, województwie łódzkim, a nawet całym kraju – mówi Jarosław Cempel, dyrektor Aeroklubu Ziemi Piotrkowskiej. – Darmowe udostępnienie piotrkowskiego lotniska ogółowi społeczeństwa traktujemy jako misję krzewienia wiedzy i kultury lotniczej. Z naszego lotniska korzystają wszystkie służby: Policja, Straż Pożarna, Wojsko Polskie (GROM) i wiele innych, specjalistycznych służb. Lądują tu także samoloty przewożące najwyższych urzędników państwowych. Mimo naszej służebnej roli dla bezpieczeństwa społeczeństwa jesteśmy normalnymi płatnikami podatków bez najmniejszych nawet ulg, które mogłyby przecież zostać wobec lotniska zastosowane. Nasza współpraca z ZUA oraz Łódzką Dyrekcja Lasów Państwowych w kwestii zabezpieczenia przeciwpożarowego, jednego z największych w Polsce kompleksów leśnych trwa już wiele lat i bardzo ją sobie cenimy. Jesteśmy dumni z tego, że czołową postacią w tej współpracy jest jeden z najstarszych stażem członkowskim w aeroklubie pilot – Bogdan Bińkowski.
5 minut gotów do startu
Sezon dla Dromadera rozpoczyna się wiosną, a kończy jesienią. Tak jest od przeszło dwudziestu lat. – Praktycznie mamy dyżury codziennie. Od godziny 9:30 i jeśli nie ma akcji gaśniczej, to kończymy na godzinę przed zachodem słońca. W tej chwili w Piotrkowie stacjonuje jeden dromader, dawniej były nawet trzy, ale wiadomo czasy się zmieniają – mówi Bogdan Bińkowski, pilot Dromadera, były szef wyszkolenia AZP. – Dostaję wezwanie do pożaru. Tutaj w bazie mam mapę, w samolocie dodatkowo GPS, który podaje nam koordynat do pożaru. Startuję, zabieram wodę do zbiorników i lecę do akcji gaśniczej. Obecnie są cztery stopnie zagrożenia. 0 i 1 to oczywiście najmniejsze, kiedy pożaru praktycznie nie ma, kolejnym jest 2, ten oznacza, że ogień występuje, najwyższy 3 stopień – wówczas mapa wyświetla się na czerwono. Mamy obowiązek wystartować do pożaru w ciągu pięciu minut. To niewiele czasu, jeśli wziąć pod uwagę, że musimy dojść do samolotu, uruchomić silnik, wykołować na pas startowy i wystartować. Dodatkowo musimy pamiętać o ruchu lotniczym, nie mogę doprowadzić do zagrożenia w korytarzach powietrznych, gdzie przecież inni latają.
2 tony wody w zrzucie
Jak wygląda gaszenie pożaru wykonywane z samolotu? – Akcja gaśnicza polega na tym, że nadlatuję nad pożar, następnie lokalizuję źródło ognia i zrzucam wodę. To jest jakieś 2 tys. litrów. Mogę zrzucić ją w jednym zrzucie lub zrzutem zwanym smużeniem, trwającym 15 sekund. Tak gasi się np. łąki. Jeśli jednak mam pod sobą duży las czy tzw. młodnik, wówczas zrzucam wodę jednym zrzutem. Oczywiście sposób gaszenia uzależniony jest to od wysokości i stopnia zagrożenia. Najniebezpieczniejszy dla nas, pilotów obsługujących Dromadery, jest pożar ściółkowy. Gdy mamy z nim do czynienia, musimy wejść na wysokość tuż nad nim i zrzucać wodę zaporowo, na wierzchołki drzew, by ogień nie przenosił się dalej. Skuteczność takich akcji jest duża, zwłaszcza przy mniejszych pożarach gasimy je praktycznie jednym zrzutem, przy większych ściśle współpracujemy ze Strażą Pożarną.