W tym roku mija 25 lat jak Piotrków był gospodarzem Centralnych Dożynek. W niedzielę 9 września 1979 roku, za sprawą 250 dziennikarzy telewizyjnych, radiowych i prasowych, oczy i uszy całej Polski zwrócone były na nasze miasto, a dokładnie na koronę stadionu "XXXV-lecia PRL" . Zanim jednak o godzinie 10:00 wspomnianego dnia, na trybunie głównej, pojawił się ówczesny I sekretarz KC PZPR Edward Gierek z premierem Piotrem Jaroszewiczem i całym Biurem Politycznym oraz specjalnie zaproszonymi na tą okazję gośćmi, Piotrków przez osiem miesięcy poprzedzających wielką rolniczą imprezę wyglądał jak ogromnych rozmiarów plac budowy. Miejska instancja partyjna musiała i chciała przecież godnie przyjąć rzesze szacownych gości, a że zdarzały sie potknięcia i wpadki... Jak powiedział nam Marcin Gąsior, znawca dziejów Piotrkowa, "(...) miasto otrzymało duże pieniądze na przygotowania do Dożynek. Niestety czasu na nie było niewiele, bo zaledwie kilka miesięcy. Stąd też znaczna część zrealizowanych wówczas inwestycji została wykonana w wielkim pośpiechu" i jak można sie domyślać nie do końca prawidłowo...
TRZY LATA W PIĘĆ MIESIĘCY
Jako pierwszy pod koła spychaczy, koparek i dźwigów "dostał się" nieduży dzielnicowy stadion piłkarskiego zespołu Piotrcovii. Dziś wszystkim bardziej znany jako stadion "XXXV-lecia...". Już w styczniu 1979 roku Łaskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego pod kierunkiem inż. Tadeusza Króla rozpoczęło pierwsze prace modernizacyjne na tym terenie. Zgodnie z przyjętymi przez ówczesne władze założeniami ów obiekt miał być areną głównych uroczystości dożynkowych. Z tego też powodu musiał przejść gruntowną przebudowę, której kluczowe punkty stanowiły: poszerzenie płyty boiska, podwyższenie nasypów, powiększenie sektorów dla publiczności z 6 tys.miejsc na 19 tys., budowa długiej na 90 metrów trybuny głównej z kabinami dla telewizji i utworzenie zaplecza logistycznego. W tamtym okresie cykl budowy tego typu obiektów sportowych wynosił trzy lata, w Piotrkowie ekipa z Łasku, jak się przyznała, miała tylko pięć miesięcy na całkowitą realizację inwestycji. Tempo iście rekordowe. Pieniądze zresztą też. Łączny koszt 122 mln zł. Początkowo ze względu na warunki pogodowe przy rozbudowie stadionu pracowano w systemie jednozmianowym. Wraz z nastaniem wiosny robotnicy rozpoczęli prace na trzy zmiany na dobę. Brakowało ludzi więc do pomocy zmobilizowano również samych sportowców. Codziennie od 7 do 10 rano piłkarze Piotrcovii zamiast na treningu spędzali czas na utwardzaniu nasypów, porządkowaniu nawierzchni i montowaniu ławek na trybunach. Na dzień przed Dożynkami ostatnie prace na terenie stadionu wykonywała młodzież w ramach czynów społecznych. Proszący nas o anonimowość jeden z piotrkowskich muzyków, wówczas uczeń liceum, wspomina: "pod główną trybuną miał być zorganizowany szwedzki stół. W sobotę nosiliśmy tam produkty, które mogły przetrwać noc bez lodówki. Pamiętam do dziś jak nosiłem wielkie pudła pełne butelek szampana." Niestety nasz rozmówca nie umiał nam powiedzieć czy był to polski cud, produkowany w Koninie szampan o nazwie "Perlisty" czy też radziecki Igristoje.
WŚCIEKŁY KANAREK I STRASZNY POMARAŃCZ
Ponieważ główne uroczystości dożynkowe miały odbyć się w południowo- zachodniej części miasta, tam skoncentrowano większość prac budowlano-modernizacyjnych. Stare miasto i okolice poddano zabiegom czysto kosmetycznym polegającym na odnowieniu frontów budynków. Nowego wystroju doczekało się ponad 1200 elewacji. Malowano tak zapamiętale, że w pobliskiej Woli Krzysztoporskiej w zakładzie wytwarzającym barwniki zabrakło czarnego pigmentu. Komórka architektoniczna Miejskiego Sztabu Dożynkowego otwarcie przyznawała, iż z tego powodu nie można było "łamać" kolorów i wychodziły zbyt czyste, jaskrawe. Stąd też na murach kolegium Jezuitów zagościł wściekły kanarek, a z kolei budynki przy Krakowskim Przedmieściu 39 prezentowały ściany w kolorze a la straszny pomarańcz.
Widoczne jeszcze dziś gdzieniegdzie m.in. na ul. Narutowicza, Wojska Polskiego i na Dworcu PKS, malowidła na szczytowych ścianach budynków przedstawiające piotrkowskie zabytki to kolorystyczne akcenty z tamtego okresu.
JEDEN DZIEŃ JEDNA NOC
W równie rekordowym tempie jak w mieście budowano tak i też burzono. Nie ostawały się żadne rudery, albo jak kto woli, to co za nie uznawano. Jeden z mieszkańców opowiedział nam dość śmieszną historię z tamtego okresu- "wracałem po zmierzchu z pracy do domu i jak zwykle mijałem rogatkę Narutowicza plac Kościuszki. Stał tam od zawsze stary drewniany dom. Jakież było moje zdziwienie, gdy na drugi dzień rano na jego miejscu zobaczyłem okazałych rozmiarów trawnik, na którym w najlepsze kwitł rząd pięknych róż." Jak się okazało wystarczyła jedna noc, niewielki oddział żołnierzy i gotowy trawnik w kawałkach, by zmienić znacząco tą część miasta.
Inni mieszkańcy Piotrkowa z tamtego okresu wspominają również ekspresowe przeprowadzki. Pani Katarzyna S. pamięta, jak jej rodzice w ciągu jednego weekendu musieli przenieść się ze starego domu z parku w POM-ie do dopiero co wybudowanego wieżowca na osiedlu "XXXV-lecia...". "To był maj, dzień mojej Pierwszej Komunii Św., do kościoła poszła ze mną tylko babcia, bo rodzice wraz z zaproszonymi gośćmi malowali i meblowali nasze nowe mieszkanie."
492 TYSIĄCE GODZIN CZYNÓW SPOŁECZNYCH
Nie tylko sportowcy i licealiści zajmowali się upiększaniem miasta. Brakowało rąk do pracy więc nikogo nie dziwiło, że na zieleńcach, skwerach, w parkach, przy budowie trasy Warszawa- Katowice (słynna Gierkówka) można było spotkać eleganckie panie w kostiumach i panów w garniturach kopiących grządki, grabiących trawniki czy utwardzających nawierzchnię jezdni. Byli to urzędnicy, pracownicy biur, lekarze. Nie oszczędzano nikogo. Zdarzało się iż "na mieście" nie można było nic załatwić, bo instytucje świeciły pustkami. Nawet niedziele były 16 godzinnymi dniami roboczymi. Jak policzono łącznie piotrkowianie na tzw. społecznych czynach dożynkowych spędzili przeszło 492 tysiące godzin, wartość tych czynów w przeliczeniu na jednego mieszkańca przekroczyła kwotę 1 tys. zł. Dodatkowo nad Strawę w okresie letnim ściągnięto Junaków z OHP. Trzy tysiące młodzieży przez trzy turnusy zajmowało się wykonaniem planu estetyzacji miasta.
EKIPY BUDOWLANE WSZYSTKICH WOJEWÓDZTW ŁĄCZCIE SIĘ...
Nie wszystkie przewidziane przez partyjnych notabli inwestycje mogły być zrealizowane przez lokalne przedsiębiorstwa. Nie pozwalał na to brak czasu i odpowiednich możliwości technicznych. Z tych też powodów na chwałę miejskiej instancji partyjnej pracowały ekipy budowlane z innych województw. I tak warszawiacy w dwa miesiące postawili amfiteatr na "Krzywdzie", ogrodnicy z sieradzkiego byli odpowiedzialni za miejskie zieleńce i skwery, natomiast ekipy z częstochowskiego w kilka tygodni, kosztem ok. 8 mln zł, odnowiły Dworzec PKP i wybudowały kładkę nad torami na ul. Słowackiego. Wnętrzami lokali gastronomicznych zajmowali się olsztynianie.
Wielu piotrkowian nie mogło uczestniczyć w uroczystościach dożynkowych na stadionie. Po prostu rzesze zaproszonych żniwiarzy, przedstawicieli partii z innych województw, placówek dyplomatycznych, przodowników pracy z kraju i ZSRR kompletnie zapełniły trybuny obiektu. Tylko nielicznym udało się znaleźć na płycie stadionu, reszta chętnych musiała zadowolić się telewizyjną transmisją bądź miejscem na najwyższych piętrach i dachach pobliskich wieżowców. W sumie jednak piotrkowianie cieszyli się z Dożynek. Miasto wyładniało, rozrosło się, stało się sławne (choć na jeden dzień, ale jednak)...
Trudno sie więc dziwić, że tak wielu żywi do tamtego okresu ogromny sentyment.
Agawa