O to pytamy ojca Wojciecha Jędrzejewskiego, dominikanina, który właśnie zakończył rekolekcje w kościele akademickim Panien Dominikanek w Piotrkowie.
- A więc czym powinien być dla nas Wielki Tydzień?
- O. Wojciech Jędrzejewski: To tak, jakby małżeństwo świętowało jubileusz. Oczywiście, że jest ta warstwa zewnętrzna: dobór menu, wina, lokalu, do którego się pójdzie. Ale najważniejsze są wspomnienia tamtych pierwszych chwil, pierwszego spotkania, najważniejszych momentów: zakochania, decyzji. To się zawsze odbywa na dwóch poziomach. I w życiu ludzkim, miłosnym, i w religijnym. Jest przygotowanie zewnętrzne i to najważniejsze – wewnętrzne. Tak naprawdę w święta przypominamy sobie taką żywą pamięcią te najbardziej przejmujące momenty z miłosnej historii, która nam się przydarzyła z Bogiem.
- Właśnie teraz mamy sobie te momenty przypomnieć...
- Tak. Jego (Jezusa) pokorę w Wielki Czwartek, kiedy jest tak bardzo otwarty na więź z nami, że rezygnuje z jakiegokolwiek poczucia wyższości, jest u naszych stóp. Kiedy przypominamy sobie, że nie ma takiej granicy, gdzie by się nie posunął, żeby nas odszukać. Jeżeli trzeba pójść do piekła, to pójdzie do piekła, żeby nas tam znaleźć (w Wielki Piątek). To jest święto, które nas zdumiewa i będzie zdumiewało do końca świata, że Jego miłość jest mocniejsza niż śmierć.
- A wymiarze naszego katolickiego obowiązku – co powinniśmy zrobić w te trzy dni?
- Być na liturgii z innymi. W tej obecności tkwi siła. Czymś zupełnie innym jest myślenie sobie w pojedynkę, a czym innym bycie we wspólnocie. Nawet jak człowiek nie czuje ochoty, trzeba przytargać ciało na siłę do kościoła. Reszty Bóg dokona.
- Co dzieje się w Wielki Czwartek, Wielki Piątek?
- Wielki Czwartek jest wspomnieniem ustanowienia Eucharystii i tej wielkiej prostoty Boga. Jest posiłek: chleb, wino. Piątek jest wspomnieniem Jego męki, tego, że Bóg w swojej miłości sięga jeszcze dalej. Idzie do otchłani. Jest wspomnieniem miłości uniżonej. A Zmartwychwstanie jest wspomnieniem miłości wywyższonej. Tam, gdzie się miłość uniży ze względu na drugiego, tam zawsze będzie wywyższona. Wielki Piątek jest wejściem w pustkę naszej grzeszności, którą Bóg wypełnia swoim krzyżem.
- A Wielka Sobota?
- Sobota jest przejmującym milczeniem, byciem przy Bogu ubogim, który – aby naszą pustkę wypełnić - stał się jak ziarno rzucone w ziemię. Ziarno nie od razu wydaje plon. Sobota jest dniem, kiedy sobie uświadamiamy, że to, co jest życiem w nas, potrzebuje czasu. To się nie zawsze dzieje spektakularnie. Nieraz potrzeba pustych dni, niepewności, żeby ziarno, które zostało rzucone, mogło wydać plon.
- I wreszcie dzień Zmartwychwstania... Jak powinniśmy go przeżyć?
- Są różne radości. Cieszą nas różne rzeczy. Cieszy nas smaczny obiad, cieszy nas czyjaś wizyta, cieszy nas to, że ktoś, kto ciężko chorował, nie umarł. A ten rodzaj radości, że Bóg, który wziął na siebie całą śmierć ludzką, pokonał tę śmierć - ona jest nie do wykreowania.
- A msza rezurekcyjna powinna być o świcie, czy może w nocy (tak jest coraz częściej)?
- Zgodnie z duchem liturgii i przepisami Kościoła my świętujemy WielkaNOC, czyli wszystko dzieje się w nocy. Liturgia powinna się zaczynać o zmroku w sobotę, po to też, żeby te symbole mogły przemówić (światło, paschał wnoszony do świątyni). To jest właśnie ta najstarsza tradycja Kościoła.
- Czego chciałby ojciec życzyć na święta?
- Żeby nasze serca były otwarte. Bo Bóg Zmartwychwstały to ten, który najpierw pozwolił sobie otworzyć serce na krzyżu, a potem zmartwychwstaje z otwartym sercem, z otwartymi ranami, po to, żebyśmy byli także ludźmi o otwartych sercach.
- Dziękuję za rozmowę.
Pytała Anna Wiktorowicz