To była zbrodnia, która wstrząsnęła Polską w 2006 roku. Czteroletni Oskar przez wiele miesięcy znosił głód, bicie i upokorzenia. Płakał, prosił o jedzenie, bał się – aż w końcu przestał się bać, bo przestał płakać. W marcu umarł w wynajętym pokoju przy Piastowskiej w Piotrkowie Trybunalskim. Zginął od ciosu w brzuch zadanego przez konkubenta matki. Ona patrzyła i milczała, czasem pomagała. Dziecko miało złamaną rękę, wybijane zęby, rany po przypalaniu. Ważyło 11 kilogramów. A jednak – przez ponad rok nikt nie zauważył albo nie chciał zauważyć. Sąsiedzi, lekarze, opieka społeczna. Wszyscy, którzy mogli uratować życie Oskarka, zawiedli.