"Powiatowy lekarz weterynarii, biorąc pod uwagę stopień zaawansowania prac związanych z budową nowego schroniska dla zwierząt przy ulicy Podole, zezwala na ponowne przyjmowanie zwierząt do dotychczasowego schroniska dla zwierząt przy ulicy Glinianej" - oto fragment pisma wystosowanego przez powiatowego lekarza weterynarii Macieja Błachiewicza do prezydenta miasta.
Wykryto bloker reklam!
Treść artykułu została zablokowana, ponieważ wykryliśmy, że używasz blokera reklam. Aby odblokować treść, proszę wyłączyć bloker reklam na tej stronie.
Jak się okazuje "Hotel dla zwierząt" znajdujący się w Łodzi przy ulicy Kosodrzewiny, z którym miasto podpisało umowę na odbieranie bezdomnych psów z naszego miasta, okazał się zbyt drogi dla piotrkowskich czworonogów. Dzienny koszt pobytu bezdomnego psa w tym miejscu wynosi 6,10 zł. Przy czym dzienna stawka żywieniowa dla jednego psa w piotrkowskim schronisku wynosi zaledwie 2 zł. Do tej pory do łódzkiego przytuliska nie trafił z Piotrkowa jeszcze ani jeden pies.
- W naszym schronisku jest 250 psów. Miesięcznie na utrzymanie tego miejsca wydaję 13 tys. i tyle musi mi wystarczyć. Opłaty, jakie wchodzą w skład, to: energia, leczenie, szczepienia, wynagrodzenie dla pracowników, ZUS, paliwo, telefon, opał, kasza dla psów, ubrania robocze dla pracowników i napoje sezonowe - mówi Grażyna Fałek, prezes Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Piotrkowie.
Okazuje się, że nie tylko cena hotelu dla bezdomnych zwierząt jest nie do przyjęcia.
W łódzkim schronisku przy ulicy Kosodrzewiny obecnie na stałe przebywa 700 psów i 100 kotów. Pierwotnie przewidziane było ono tylko na 250 bezdomnych zwierząt. Zwierzęta przebywają tam po kilka lub kilkanaście w jednym boksie. Sprawia to, że walka czworonogów o ciepłą budę czy jedzenie jest wyjątkowo silna. Zdarza się, że nie wszystkie psy są najedzone, gdyż panuje tam zasada, "kto silniejszy, ten syty". W związku z tym wiele z nich ma oznaki wyraźnego wychudzenia. Psy nie są wyprowadzane na spacery, gdyż zwierzę wyprowadzone na zewnątrz przesiąka innymi zapachami, co w konsekwencji może być powodem zagryzienia takiego zwierzęcia przez "współlokatorów". Jak twierdzą sami pracownicy łódzkiego schroniska, nie są oni w stanie zapobiec sytuacjom zagryzień, gdyż psów jest zbyt dużo, a pracowników i wolontariuszy ciągle brakuje.
Komentarze 0