TERAZ0°C
JAKOŚĆ POWIETRZA Bardzo zła
reklama

Podwyżki dla pielęgniarek, nie dla lekarzy

MaWag
MaWag niedz., 2 czerwca 2013 10:52
To on tworzył odział urologiczny w Piotrkowie, on go rozwijał. Teraz słyszy, że jego istnienie jest zagrożone i... trudno mu się z tym pogodzić. Doktor Marek Pilch, długoletni ordynator oddziału urologicznego, postanowił odnieść się do niepokojących informacji o kłopotach oddziału (o problemach z organizacją pracy na oddziale i wypowiedzeniach złożonych przez wszystkich lekarzy pisaliśmy w 20 numerze “Tygodnia Trybunalskiego” z 15 maja br.).
Zdjęcie
Autor: Doktor Marek Pilch40 lat temu tworzył oddział urologii w Piotrkowie

- Trudno nie być zaniepokojonym, bo to przecież moje dziecko – mówi doktor nauk medycznych Marek Pilch. - To jeden z dłużej pracujących oddziałów w kraju (w ubiegłym roku oddział obchodził 40-lecie istnienia). Szkoda byłoby całą tę pracę zaprzepaścić

Oddział powstał w 1972 roku wówczas w Szpitalu Miejskim przy ul. Rakowskiej. Liczył 38 łóżek. - Wielkie województwo łódzkie miało wtedy tylko jeden oddział urologiczny w Zgierzu (poza klinikami w Łodzi). Podzielono je wówczas na dwa obszary. Piotrków miał do zabezpieczenia całą południową część województwa (łącznie z Wieluniem, Łaskiem, Sieradzem, Brzezinami) – opowiada dr Pilch. - Wtedy nie było ani kadry, ani sprzętu. Tylko dzięki zakładom pracy udało się go powoli kompletować.

Personel? Zaczynałem sam

- Jeśli chodzi o personel – nikogo nie było. Byłem ja – jako ordynator i jeden doświadczony pielęgniarz, który przyjechał ze mną z Tuszyna. Byli też dwaj lekarze stażyści. Siedziałem na oddziale dzień i noc, bo innej możliwości nie było. Ale to były początki. Później był nabór nowych lekarzy. Młodzi zaczęli robić specjalizacje. Łącznie oddział wychował i specjalizował kilkunastu lekarzy urologów. Lekarze się szkolili (a to się wiązało z ciągłym delegowaniem na kursy i szkolenia do klinik; odkąd ja odszedłem, nikt się nie wyszkolił). W związku z tym stale przynajmniej jednego lekarza nie było. Przeprowadzaliśmy też szkolenia dla lekarzy innych specjalności. To też pochłaniało czas i mimo tego udawało się organizować pracę na oddziale. I robiliśmy to bez większego wysiłku, a mam prawo tak twierdzić, bo 30 lat prowadziłem ten oddział i organizowałem pracę. Oddział sprawował też specjalistyczny nadzór urologiczny nad wszystkimi szpitalami województwa piotrkowskiego. Przynajmniej raz w tygodniu musiałem więc jechać do innego szpitala, szkolić, wydawać zalecenia, wizytować. To też zajmowało czas, ale jakoś mimo wszystko dawaliśmy radę – twierdzi dr Pilch.

- Wszystko powstawało w dużym trudzie i przy olbrzymich niedoborach kadrowych, a teraz słyszę narzekania, że czterech lekarzy i ordynator (wszyscy ze specjalizacjami) nie mogą obsłużyć oddziału. Myślę, że tymi obecnymi kadrami można spokojnie zapewnić obsługę oddziału – twierdzi były ordynator urologii.

- Chciałbym też podkreślić, że przez tych 30 lat miałem to szczęście, że miałem zawsze wspaniały personel pielęgniarski. I jeżeli ktokolwiek jest finansowo niedoszacowany, to właśnie pielęgniarki. Ich pensje są skandalicznie niskie (we wszystkich oddziałach, w całej Polsce). A to na nich spoczywa ogrom pracy w każdym oddziale. I to są te osoby, które wychodzą z pracy o tej godzinie, o której mają w umowie, i przychodzą też o tej godzinie, o której mają w umowie. Z lekarzami jest trochę inaczej. Wymaganie punktualności (a ja to robiłem) bardzo się nie podobało.nextpage
O sprzęt trzeba się starać

Doktor Pilch nie rozumie także do końca narzekań na braki w wyposażeniu oddziału.
- Kiedyś sprzęt załatwiali nam sponsorzy, niektórzy nawet bardzo hojni. Sulimar kupił nam wtedy urządzenie za 50 mln starych złotych(tor wizyjny wyprodukowany w Japonii, wówczas najnowocześniejszy w kraju). Nie mogę się więc zgodzić ze stwierdzeniem, że w oddział się nie inwestowało. Inwestowały firmy. Mogę zapewnić, że odział zostawiłem wyposażony kompletnie (dr Pilch nie pracuje już na nim od 8 lat). Na pewno sprzęt się starzeje, ale trzeba się o niego starać. Teraz jest dużo łatwiej niż kiedyś. Są pieniądze unijne i są firmy farmaceutyczne i można różnie z nimi współpracować. Bo firma kupi coś dla oddziału albo coś dla lekarza... Mówię, co mogą firmy, a mogą coś kupić dla oddziału, zresztą mnóstwo kupiły (kuchenki mikrofalowe, lampę bezcieniową, laptopa), tylko trzeba było z nimi rozmawiać.

Dodatkowe godziny kontraktowe

Jednym z punktów zapalnych w konflikcie pomiędzy lekarzami urologii i dyrektorem szpitala były tzw. dyżury kontraktowe (teraz odebrane lekarzom).
- To już jest kwestia dyrektora Banaszka, że je w ogóle dał. Żaden lekarz z innego oddziału nie dostał takich godzin. Jeżeli dyrektor dał się raz zaszantażować kolegom i pojechał z nimi do Łodzi do konsultanta wojewódzkiego (bo koledzy powiedzieli, że odejdą, albo ja muszę odejść), to może da się zaszantażować po raz kolejny. A ja tylko wymagałem pracy. A koledzy obrośli w piórka. Zrobili specjalizacje (zresztą pod moim kierunkiem) i chcieli więcej zarabiać a mniej pracować. Dyrektor dał im dyżury kontraktowe, a teraz zabrać jest znacznie trudniej – mówi dr Pilch. - Jeżeli dyrektor poświęci dodatkowe środki na płace (a w służbie zdrowia wszystkie płace powinny wynosić maksimum 55 – 60%), to może być niebezpiecznie. Ale myślę, że dysponując tymi 55% budżetu, znajdzie kadrę.

Jeśli lekarze odejdą...

- To na pewno będzie jakiś problem dla dyrekcji, ale można się zgłosić do konsultanta wojewódzkiego, bo on ma przekrój całego województwa. Jest wielu lekarzy bez pracy. Wydaje mi się, że jest to sprawa do załatwienia – kwituje sytuacje Marek Pilch.

Anna Wiktorowicz

Podsumowanie

    Komentarze 9

    reklama

    Dla Ciebie

    0°C

    Pogoda

    Kontakt

    Radio