Ba, to żywa legenda tego klubu i najwybitniejszy jego wychowanek. Jacek Berensztajn.
Specjalność - rzuty wolne
Jego kariera powoli zmierza do końca. Jeszcze tylko ten sezon i “Berek” definitywnie przestanie grać. Zawodowo, bo amatorsko wciąż strzela, i to w aż trzech ligach: bełchatowskiej, tomaszowskiej i piotrkowskiej. Zawodowo pomaga Włókniarzowi Zelów (III liga), dość regularnie pojawiając się na pozycji klasycznej “10”. Takiej w starym, dobrym stylu.
- Nie miałem idoli – wspomina Jacek Berensztajn. – Owszem, kiedy byłem młodym chłopakiem, na mojej pozycji grali wybitni piłkarze i pewnie, chcąc nie chcąc, podpatrywałem ich. Klasyczni rozgrywający tamtych lat to Diego Maradona, Michel Platini, a trochę później Roberto Baggio. Z polskich zawodników bardzo podziwiałem Leszka Pisza, z którym wielokrotnie rywalizowałem na boisku. Leszek chyba najlepiej w swoim czasie potrafił wykonywać rzuty wolne. Też tak chciałem…
img=1I dobrze mu to wychodziło. W podsumowaniu ostatnich dwudziestu lat “Berek” znajduje się w pierwszej “5” najlepiej egzekwujących rzuty wolne zawodników. Łącznie w polskiej ekstraklasie zdobył 22 gole.
Pierwszy awans, pierwszy spadek
Po raz pierwszy na treningu pojawił się w 1981. Miał wtedy 8 lat i właśnie przeprowadził się z Moszczenicy do rozwijającego się w szybkim tempie Bełchatowa. Wcześniej grywał w turniejach osiedlowych, gdzie został wypatrzony przez trenującego GKS piotrkowianina Henryka Kranca. I tak się zaczęło. Z tym klubem z przerwami związany jest do dziś.
- Z przerwami, bo w sezonie 93/94 przeszedłem do pierwszoligowej (odpowiednik dzisiejszej T Mobile Ekstraklasy – przyp. red.) Siarki Tarnobrzeg. Ale tylko na rundę wiosenną. – przypomina “Berek”. – Tam po raz pierwszy sprawdziłem się z najlepszymi piłkarzami w kraju, tam zdobyłem premierową bramkę w I lidze.
Gwiazdami polskiej ligi są wówczas m.in. Wojciech Kowalczyk, Jerzy Podbrożny czy Ryszard Czerwiec. Rodzime zespoły – Legia i Widzew - walczą o udział w elitarnej Lidze Mistrzów. GKS Bełchatów stara się o awans do I ligi. Udaje się w sezonie 95/96. Rok wcześniej Jacek podpisuje pierwszy poważny, profesjonalny kontrakt.
- Starczyło na modną w tych czasach wieżę hi-fi i parę ciuchów – śmieje się. – To nie były tak duże pieniądze jak obecnie. Ale już zarabiałem, z piłki się utrzymywałem. Długowłosy rozgrywający (niektórzy żartobliwie długo wypominają mu fryzurę na “czeskiego piłkarza”) prowadzi grę swojej drużyny, rozgrywa, strzela, ale GKS po roku spada z I ligi, wyprzedzony przez chorzowski Ruch. Wtedy po raz drugi postanawia skorzystać z propozycji innego klubu.
Wyjazd do Austrii
- Wyjechałem do Austrii, do SV Ried – mówi “Berek”. – Tam, grając 1,5 roku, poznałem smak profesjonalnej piłki. To była inna kraina: wszystko idealnie przyszykowane, każdy wie, co ma robić, każdy odpowiada za swoją działkę, pełne zawodowstwo. No i inne pieniądze. W Ried zarabiałem trzykrotnie więcej niż w naszych klubach.nextpageJacek zdobywa Puchar Austrii i debiutuje w europejskich rozgrywkach, gdzie w I rundzie jego drużyna eliminuje MTK Budapeszt. - W II rundzie już nie zdążyłem zagrać, bo… znów wróciłem do Bełchatowa – wspomina. – A wróciłem, bo trener SV zaczął stawiać na innych, a ja chciałem grać. Tymczasem w Bełchatowie mnie potrzebowali.
Potrzebowali też punktów, bo drużynie groził spadek z I ligi. I ten stał się faktem. W latach 1999 – 2005 GKS gra na zapleczu I ligi (później ekstraklasy). Wróci do niej już bez swojego najlepszego wychowanka, bo ten w międzyczasie... czterokrotnie zmienia barwy klubowe.
- Kibice najbardziej nie mogli mi wybaczyć przejścia do lokalnego rywala z Radomska. Ale wcześniej znów pograłem w I lidze, w barwach Odry Wodzisław. Potem RKS, następnie KSZO Ostrowiec i sosnowieckie Zagłębie. Tam po raz ostatni zagrałem w gronie najlepszych.
I tam zdobył swojego ostatniego gola w I lidze, przeciw Lechowi Poznań. To był rok 2007. Później grał już w niższych klasach rozgrywkowych naszego regionu, będąc wiernym Włókniarzowi Zelów. Ale znacznie wcześniej zaliczył zgrupowania i mecze reprezentacji Polski.
“Berek” reprezentacyjny
Powołany został przez legendarnego Antoniego Piechniczka najpierw na towarzyski mecz z Cyprem. 27 sierpnia 1996 roku zagrał całe spotkanie, które rozgrywane było w Bełchatowie, ale reprezentacja tylko zremisowała. - Z GKS powołano nas wtedy dwóch – wspomina Jacek. – Ale chyba dlatego, że zawodnicy najlepszych drużyn w Polsce, Widzewa i Legii, nie chcieli przyjechać na zgrupowanie. Dano szansę innym, wyróżniającym się zawodnikom. Drugą przygodę z dorosłą kadrą przeżyłem pół roku później na zgrupowaniu na Cyprze. Tam wystąpiłem w jednym nieoficjalnym i jednym oficjalnym meczu z Litwą. Wcześniej grałem w reprezentacjach juniorskich i młodzieżowych. W 1991 r. wystąpiliśmy w finałach mistrzostw Europy do lat 18.
Z tamtej drużyny na pierwszoligowych boiskach występuje jeszcze tylko bramkarz ŁKS Bogusław Wyparło. Czy mógł w kadrze i klubach osiągnąć więcej? - Ja się cieszę z tego, co się udało osiągnąć – mówi J. Berensztajn. – Może byłoby inaczej, gdybym w pewnym momencie skorzystał z innych propozycji, np. Sokoła Pniewy?
Jedno jest pewne: Bełchatów nie miał bardziej znanego i utytułowanego wychowanka. “Berek” nie tylko 130 razy zagrał w gronie najlepszych w Polsce, ale dwukrotnie wystąpił w finale Pucharu Polski, zdobył Puchar Austrii i zaliczył mecze w pierwszej reprezentacji kraju. Przy futbolu pozostanie – trenował już zespół GKS występujący w Młodej Ekstraklasie, pomagał szkoleniowcowi Włókniarza Zelów, gdzie wkrótce zakończy piłkarską karierę. Pewnie nadejdzie czas, kiedy zasiądzie na ławce trenerskiej drużyny, w której najdłużej grał jako piłkarz. Bo to prawdziwa klubowa legenda, a tacy ludzie są, a przynajmniej powinni być szczególnie szanowani przez zarządzających.
“Berek” amatorski
Występuje też w amatorskich rozgrywkach. I to w aż trzech miastach naszego regionu!
- Jak znajduję na to czas? Jeśli ktoś kocha piłkę, to zawsze znajdzie. Fakt, czasem moje dziewczyny w domu trochę ponarzekają, że mnie nie ma – śmieje się, tłumacząc, że najwyższy poziom reprezentuje amatorska liga w Tomaszowie Mazowieckim, a ta w Bełchatowie dopiero zaczyna. – W Piotrkowie na razie gram w drugiej lidze, ale wierzę, że awansujemy do pierwszej i wtedy powiem, że to właśnie tu poziom jest najwyższy (śmiech).
Jacek Berensztajn w Amatorskiej Halowej Lidze Piłki Nożnej organizowanej przez piotrkowski OSiR reprezentuje barwy drużyny Łódzki Futbol. Właśnie wywalczył z nią awans do I ligi, w ostatnim meczu strzelając 6 goli.
Jedną z bramek zdobył z rzutu wolnego. Właśnie z takiego wykonywania stałych fragmentów gry najbardziej pamiętają go kibice wszystkich klubów, w których grał.
Marcin Cecotka
Komentarze 0