TERAZ4°C
JAKOŚĆ POWIETRZA Dobra
reklama

Depresja odebrała im życie, oddział próbuje je wrócić

K.Plackowski
Krzysztof Plackowski pt., 27 grudnia 2013 11:18
Maria* od lat żyje w toksycznym związku. W końcu targnęła się na życie. To jej drugi turnus na oddziale. Beata* – po rozwodzie z mężem alkoholikiem. Problemy ją przerosły. Właściwie stała się martwa dla dzieci, dla świata. Teraz powoli odzyskuje życie.
Zdjęcie 1: Depresja odebrała im życie, oddział próbuje je wrócić

1 z 4

Zdjęcie 2: Depresja odebrała im życie, oddział próbuje je wrócić

2 z 4

Zdjęcie 3: Depresja odebrała im życie, oddział próbuje je wrócić

3 z 4

Zdjęcie 4: Depresja odebrała im życie, oddział próbuje je wrócić

4 z 4

Alę* (po wypadku samochodowym) depresja uwięziła w domu. Nawet zwykłe zakupy nie były na jej możliwości. Teraz rozmawia, uśmiecha się, maluje – jeszcze do niedawna nie do pomyślenia. Monika* przez 20 lat leczyła się na różne choroby, aż zapadła się w czarną dziurę, z której teraz powoli wystawia głowę.

Wszystkie spotykają się w Klubie Byłego Pacjenta, który funkcjonuje przy Oddziale Dziennym Psychiatrycznym Samodzielnego Szpitala Wojewódzkiego im. Mikołaja Kopernika w Piotrkowie Trybunalskim.

 

Maria – od lat w toksycznym związku

Od lat żyję w toksycznym związku. Jestem psychicznie maltretowana. W końcu sytuacja dojrzała do takiego momentu, że targnęłam się na życie. Zostałam odratowana i doszłam do wniosku, że muszę coś ze sobą zrobić. Pierwsze moje kroki skierowałam tutaj – na dzienny oddział i bardzo się z tego cieszę. To już mój drugi pobyt na oddziale. Dzięki temu doszłam do wniosku, że już dłużej nie mogę pozwalać na takie traktowanie mnie w dalszym ciągu. I mimo że to nie będzie łatwe, to przy pomocy terapeutów, którzy są naprawdę wspaniałymi ludźmi, małymi kroczkami staram się zmienić swoje życie. Nie chcę już zmieniać partnera, chcę zmienić siebie. A spotkania – to jest ładowanie akumulatorów. Po takim spotkaniu wracam do domu i mam ochotę do dalszej pracy.

Beata – znów mogę być matką

 

Jestem z toksycznego związku. Jestem po rozwodzie. Mąż pił alkohol, były awantury, były problemy z dziećmi, a ja musiałam sobie sama ze wszystkim radzić. W końcu doszło do tego momentu, że było mi za ciężko. Coś zaczęło się ze mną dziać. Długo zwlekałam, zanim zaczęłam szukać pomocy. Iść do psychiatry? A co ludzie powiedzą? W końcu trafiłam do lekarza (ale przerywałam leczenie – a to błąd) i wreszcie tutaj, na dzienny oddział. W tamtym roku już niby wszystko było dobrze, ale jednak nie do końca. Wszystko się jeszcze pogłębiało. W tym roku znów tu jestem i jestem bardzo zadowolona. Wiele osób wie o mojej chorobie a ja już nie wstydzę się tego. Dzięki lekarzom i terapeutom tutaj mogę się już śmiać, cieszyć, dochodzę do siebie. Teraz już wiem, że jestem też ważna, coś warta, a kiedyś... mogło się skończyć tragicznie. Teraz wiem, że mogę pomóc dzieciom, mogę być dla nich matką (a nie tylko śpię, leżę i do niczego się nie nadaję). Do życia zawodowego jeszcze nie jestem gotowa (z pracy zostałam zwolniona ze względu na długą chorobę), ale wierzę, że i to się uda.nextpage

Ala – bałam się wyjść z domu

Trafiłam tu po wypadku samochodowym. Depresja nasiliła się do tego stopnia, że aplikowałam sobie leki, żeby tylko spać. Bałam się wejść do autobusu, do sklepu. Zrobienie zakupów przekraczało moje możliwości. Miałam wrażenie, że przy kasie ktoś oskarży mnie o kradzież, na sama myśl oblewał mnie zimny pot. Zresztą zwykła rozmowa i odpowiedź na najprostsze pytania była niemożliwa.

Skierowanie na ten oddział zaczęło mnie powoli wyciągać z tego stanu. Ale nie od razu. Najpierw był jeden pobyt, później drugi, a przede wszystkim niektóre osoby z tutejszego personelu bardzo dużo mi pomogły, np. pani Beata Szadkowska – w tych najtrudniejszych momentach podała mi rękę, pokazała drogę, nauczyła przełamywać i pokonywać swój lęk. Zaczęłam malować. Przerwałam spanie, zaczęłam wychodzić do ludzi. A te spotkania tutaj – są naprawdę bardzo fajne. Nawzajem od siebie dowiadujemy się, że warto żyć, że nie można zamknąć się w swojej skorupie, nawet do tego stopnia, żeby odebrać sobie życie.

 

Monika – depresja odebrała mi życie

Trafiłam na oddział po śmierci mamy (to był moment kulminacyjny), ale wcześniej - przez lata dosyć ciężkiego życia – wciąż leczyłam się na coś innego, nie zdając sobie sprawy, że u podstaw może leżeć depresja. 20 lat chodzenia po lekarzach różnych specjalności - a w końcu okazało się, że nie od tego trzeba było zacząć. Z małą depresyjką, z tymi zalążkami chodziłam już od wielu lat i to – gdzieś tam od głowy – wywoływało wiele chorób. W końcu lekarz nie widział już żadnej innej przyczyny moich dolegliwości. Zresztą stało się już tak, że depresja właściwie odebrała mi życie. Na oddziale spędziłam ponad rok. Kiedy tu trafiłam, było przerażenie. Czarna dziura, w jakiej człowiek się znajduje, i przekroczenie bariery, żeby wyjść do drugiego człowieka, wydaje się wtedy nierealne. Nawet jeszcze dzisiaj większość dnia potrafię spędzić w domu z totalną niechęcią do ludzi, ale mogę zadzwonić do mojej terapeutki, cieszę się, że poznałam tu tyle osób – przede wszystkim współtowarzyszy niedoli. To naprawdę świetni, wrażliwi ludzie. Ten oddział działa od niedawna, ale robi naprawdę świetną robotę.

 

Dorota – podali mi rękę we właściwym momencie

Trafiłam tu, bo nie mogłam poradzić sobie z różnymi przebytymi chorobami, które mocno mnie przygniotły. Tutaj mam drugą rodzinę. Między pacjentami i lekarzami, terapeutami, psychologami są tu takie relacje, że jest rzeczywiście niesamowicie. A te piątkowe spotkania (grupa samopomocowa dla byłych pacjentów oddziału) mnie bardzo pomagają. Można przyjść, porozmawiać, poradzić się. Pomagamy sobie nawzajem – nawet w poszukiwaniu pracy. Tu wszyscy jesteśmy równi. Gdyby nie pomoc tutejszych lekarzy, terapeutów – mnie by już tu prawdopodobnie nie było. Podali mi rękę we właściwym momencie. Wcześniej w ogóle nie wychodziłam z domu. Płakałam. Izolowałam się od ludzi. Chciałabym powiedzieć, że ludzie nie powinni bać się pójść do psychiatry. Depresja zaczyna się niewinnie, ale może zakończyć się śmiercią.nextpage

img=1 Beata Szadkowska, terapeuta zajęciowy na Oddziale Dziennym Psychiatrycznym działającym przy Samodzielnym Szpitalu Wojewódzkim w Piotrkowie Trybunalskim.

- Dzisiaj – jak w każdy pierwszy piątek miesiąca – mamy spotkanie w Klubie Byłego Pacjenta dla tych, którzy już skończyli u nas trzymiesięczny pobyt. To są tzw. grupy samopomocowe – mówiła 13 grudnia (tym razem w drugi piątek ze względu na spotkanie wigilijne) Beata Szadkowska. - Klub działa już od roku. W takich grupach samopomocowych pacjenci mają poczucie przynależności, wsparcia, mają poczucie, że nie są pozostawieni sami sobie. Mogą pomagać, doradzać sobie w trudnych sytuacjach. Choroby psychiatryczne mają to do siebie, że ludzie się alienują, wycofują. Zadaniem i rolą terapeuty jest aktywizacja osób do życia zawodowego i społecznego i to daje też grupa samopomocowa. W grupie samopomocowej rola terapeuty jest bardziej modulująca. Główną rolę odgrywają pacjenci. Rozmawiają ze sobą, wspierają się nawzajem, czasem pytają nas, jeśli czegoś nie wiedzą.

Z doświadczenia zawodowego wiem, że jest to potrzebne, że ludziom brakuje kontaktu z człowiekiem, który choruje na to samo, co ja, i będzie mnie dobrze rozumiał. I to ma być takie miejsce. Marzyłabym o tym, żeby podobne grupy powstały dla rodzin pacjentów, bo bardzo często także rodzina jest pozostawiona sama sobie. Trzeba by w jakiś sposób tę rodzinę odbarczyć, pokazać jej, jak pomóc.

Byli pacjenci chętnie przychodzą na spotkania. – Od roku (bo tyle istnieje grupa) nigdy nie zdarzyło się, żeby było mniej niż 15 osób, czasem jest ponad 20. Dziś – na spotkaniu świątecznym jest ponad 30 – dodaje Szadkowska.

 

img=2 Marta Auguścik, psycholog, psychoterapeuta, pracuje w Dziennym Oddziale Psychiatrycznym i Poradni Zdrowia Psychicznego przy ul. Wolborskiej w Piotrkowie.

Depresja to choroba, która przekłada się na cały sposób funkcjonowania, myślenia i odczuwania pacjenta. Oddziaływania, które się w takich przypadkach proponuje, to oczywiście farmakoterapia, ale też psychoterapia, różne formy warsztatów psychologicznych, psychoedukacja i terapia zajęciowa.

Bardzo ważna jest ciągłość leczenia. Zaniechanie leczenia, przerwanie albo zaniechanie go może prowadzić do bardzo trudnych dla pacjenta stanów, zarówno do pogłębienia choroby, jak i tego wszystkiego, co się z tym wiąże – zupełnego wycofania społecznego, w skrajnych sytuacjach do prób samobójczych.

Spotkania w grupie byłych pacjentów to forma pomocy. Według mnie to, co pacjenci dostają po wyjściu z oddziału, to wiedza, którą wynoszą ze spotkań z lekarzami i psychoterapeutami, ale także kontakty, które się tu nawiązują, które wzbogacają niesamowicie ich życie. Często są to ludzie samotni. A więc oprócz tego, że mają możliwość kontynuowania leczenia w formie psychoterapii indywidualnej, mogą też odświeżać swoje kontakty, być w grupie wsparcia, która pomaga w trudnych sytuacjach życiowych.

Jak zmobilizować osobę w ciężkiej depresji, aby mimo tego stanu podjęła wysiłek leczenia? - Na to pytanie trudno odpowiedzieć. Myślę, że trzeba szukać tych motywów, które są dla niej wartością i dla których ona sama zechciałby zawalczyć o siebie.

img=3 Anna Tomaszewska, lekarz psychiatra, koordynator Oddziału Dziennego Psychiatrycznego w Piotrkowie.

- Oddział funkcjonuje już prawie od dwóch lat. Właściwie cały czas mamy komplet pacjentów. Bardzo się cieszę, że dziś (na opłatkowe spotkanie grupy wsparcia) przyszło ich tak wielu. Mam nadzieję, że świadczy to o tym, że miło wspominają nasz Oddział, szukają tutaj wsparcia, pomocy. Takie spotkania wpływają bardzo dobrze zarówno na pacjentów, jak i na ich rodziny. Mogą się tu podzielić swoimi sukcesami zawodowymi, rodzinnymi, wymienić różnymi informacjami.

Jeśli chodzi o depresję, to im szybciej pacjent zgłosi się do lekarza, tym szybciej możemy uchronić go przed kolejnymi epizodami depresji. Na początku rodzinie i współpracownikom rzuca się w oczy obniżony nastrój. Pojawia się spowolnienie psychoruchowe, zaburzenia snu (bardzo częste i bardzo dotkliwe), lęk, brak satysfakcji, brak chęci i motywacji do jakiegokolwiek działania. Te objawy powodują, że pacjent przestaje funkcjonować zarówno w życiu rodzinnym, jak i społecznym, zawodowym. Przestaje się interesować tym, co się dookoła niego dzieje, przestaje się cieszyć nawet z tych rzeczy, które do tej pory sprawiały mu radość.

Jeżeli chodzi o rodzinę – to przede wszystkim potrzebne jest wsparcie i zrozumienie, bo często pacjenci żalą się, że rodziny oczekują od nich postawy: wstań i idź, kiedy oni nie mogą wstać z łóżka, nie są w stanie zmusić się do żadnej aktywności. Potrzebna jest też zachęta do leczenia.

 

Wysłuchała Anna Wiktorowicz

*Imiona bohaterek zostały zmienione.

Podsumowanie

    Komentarze 11

    reklama