Cały ciężar spadł na dzieci

Tydzień Trybunalski Piątek, 19 sierpnia 20110
Najpierw stracili ojca. W lutym tego roku, po 1,5-rocznej walce z rakiem zmarła ich mama. Zostali sami...
Cały ciężar spadł na dzieci
foto arch. prywatne

Beata we wrześniu skończy 18 lat, Paweł ma lat 16, Adam to piętnastolatek. Najmłodsza z rodzeństwa Sylwia ma lat 13. Mijając ich na ulicy, nikt by nie pomyślał, że tak ciężko doświadczył ich los.

Najpierw stracili ojca. W lutym tego roku, po 1,5-rocznej walce z rakiem zmarła ich mama. Zostali sami. Musieli też od nowa zorganizować własne życie. - Dzieci i my wszyscy spodziewaliśmy się tego, bo to była długa choroba nowotworowa - mówi Tamara Kamińska, przyrodnia siostra rodzeństwa i ich obecna opiekunka prawna - Mieliśmy tylko nadzieję, że mama będzie żyła jeszcze trochę, nawet chora, żeby te dzieci jeszcze troszkę podrosły. Ale stało się tak, jak się stało... Ich mama chorowała półtora roku. To była bardzo ciężka sytuacja. Warunki były fatalne. Tam się zawalał dach, leciała woda do środka jak padało, nie było ciepłej wody, trzeba było palić w piecach, nosić węgiel, rąbać drewno, odśnieżać ścieżki. Naprawdę ciężkie warunki, tym bardziej, że nigdy się w tej rodzinie nie przelewało. Brakowało pieniędzy na wszystko i żyło się z dnia na dzień - mówi pani Tamara. - W trakcie choroby obowiązki spadły na dzieci. Musiały sobie radzić i z pracą fizyczną, i ze szkołą, i z opieką nad matką. Oczywiście znaleźli się sąsiedzi, którzy pomagali. Pomagała też, z tego, co wiem, gmina. Każdy robił, co mógł, ale oczywiście każdy ma też swoje rodziny, każdy ma swoje życie i tak naprawdę cały ciężar spadł wtedy na dzieci.

Rodzeństwo wspierało się nawzajem i podzieliło obowiązkami. - Ja najwcześniej wstawałam i wychodziłam z domu, bo dojeżdżałam do Piotrkowa do szkoły - mówi najstarsza z rodzeństwa Beata. - Siostra i bracia musieli już sobie sami radzić. No a później, wiadomo, po szkole musieli posprzątać, zrobić sobie coś do jedzenia.
- Na początku było ciężko - wtrąca Paweł. - Ale później już podzieliliśmy się jakoś obowiązkami i dawaliśmy sobie radę.
- Nie było kłótni - mówi najmłodsza Sylwia. - Ja zmywałam, sprzątałam w kuchni... - My z bratem nosiliśmy np. opał w zimę - zaznacza Adam. - Robiliśmy cięższe rzeczy, ale siostrom też pomagaliśmy - uśmiecha się Paweł.

Do naszego starego domu już nie wrócimy...

Sytuację komplikuje konflikt rodzinny. Po śmierci mamy właścicielką domu została ciotka, która nie zgodziła się na pozostanie w nim rodzeństwa. Dachu nad głową udzieliła im przyrodnia siostra Tamara. - Nasze działania od początku skierowane były na pozostawienie dzieci w miejscu zamieszkania, tam gdzie się urodziły, wychowały. Z tym miejscem są związane, chodziły tam do szkoły, miały przyjaciół i znajomych. Robiliśmy wszystko, żeby działka, która tam jest, została przepisana na dzieci. Niestety siostra mojego ojca, ciocia dzieci, nie zgodziła się na to - mówi smutno przyrodnia siostra dzieci.

- To są stare zaszłości rodzinne – dodaje. - Ojciec dzieci, mój ojciec, był alkoholikiem i zrobił w życiu wiele złego. Na pewno tej rodzinie również - swojej matce, swojej siostrze. Trzeba było wiele pomocy udzielać, również mnie - ja zostałam wychowana przez babcię. Ojciec porzucił jedną rodzinę, nie zajmował się również tymi dziećmi. Wszyscy, jak mogli, pomagali. Również ta ciocia pomagała. Natomiast myślę, że w tej chwili przelała się czara goryczy i to, co się jej należy, chce zagarnąć i nie oddawać dzieciom swojego brata. Tak jak powiedziała, dzieci swojego brata przez całe życie ma już dosyć. Najwyraźniej nie rozumie tej sytuacji, że dzieci tak naprawdę chciałyby tam pozostać, ale nie mogą. Całym obowiązkiem i odpowiedzialnością za zapewnienie bytu i mieszkania dzieciom obarczyła mnie. Ja oczywiście, decydując się na opiekę prawną nazajutrz po śmierci matki dzieci, wiedziałam, że taki obowiązek będzie mnie czekał, natomiast liczyłam na jakiekolwiek wsparcie rodziny, ale tego się nie doczekałam - mówi pani Tamara.

Skontaktowaliśmy się z ciocią dzieci - ta jednak stanowczo odmówiła komentarza. - Ciocia nie jest zbyt sympatyczna w stosunku do nas - mówi Beata. - Ciocia nie umie spokojnie słuchać. Chciałabym jej powiedzieć kilka słów, ale jeszcze nie wiem, jakich - dodaje Sylwia. - Czy mamy żal do cioci? Trochę tak, ponieważ od samego początku mieszkaliśmy w tym domu, a teraz pojawiły się takie problemy, że nie możemy nic z tym zrobić, aby poprawić tam warunki, bo po prostu ciocia nam na to nie pozwala - uzupełnia Paweł.

Jakoś to będzie...

- Chcemy wystąpić do sądu z wnioskiem o ustanowienie Beaty rodziną zastępczą dla młodszego rodzeństwa, natomiast o tym decyduje wiele względów. Zobaczymy, czy sąd przychyli się do tej decyzji; mamy nadzieję, że tak. W związku z tym chcemy tutaj w Piotrkowie zakupić mieszkanie. Podpisaliśmy już wstępną umowę z Towarzystwem Budownictwa Społecznego na wynajem mieszkania właśnie budowanego. Dzieci mogłyby w swoim mieszkaniu zamieszkać w grudniu (lub wcześniej) przyszłego roku - mówi pani Tamara. - My z własnych pieniędzy razem z mężem zapłaciliśmy wstępną kwotę 10 tysięcy złotych zaliczki, natomiast potrzebujemy jeszcze 54 tys. złotych - dodaje.

Dzieciom stara się pomóc lokalne Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju Gminy Aleksandrów “Jesteśmy Razem”. 14 sierpnia, w niedzielę w Dąbrowie nad Czarną odbędzie się charytatywny piknik. Pieniądze będą zbierane na poprawę warunków mieszkaniowych rodzeństwa.
- Mamy nadzieję, że przy pomocy państwa, tego festynu, przy pomocy właśnie Stowarzyszenia na rzecz Rozwoju Gminy Aleksandrów, które nam w tym pomaga i przy pomocy wielu ludzi dobrej woli i naszych znajomych uda się nam to. Jesteśmy optymistami i chcemy pomóc, żeby te dzieci miały bezpieczny dom, taką bezpieczną przystań – tłumaczy pani Tamara. - Teraz dzieci są zdezorientowane, najchętniej przebywają tutaj u nas. Zresztą już pozostaną w Piotrkowie. Od nowego roku pójdą tutaj do szkoły, co wiąże się ze zmianą miejsca zamieszkania. Jest to sytuacja szczególnie dla najmłodszej siostry, która ma 13 lat, bardzo stresująca. Przeżywa to najbardziej. Ale myślę, że razem sobie poradzimy.

“Brakuje nam mamy, obojga rodziców... Staramy się nie poddawać i iść cały czas do przodu”

Rodzeństwo - choć łatwo nie jest - nie poddaje się. - Brakuje nam mamy, obojga rodziców... Staramy się nie poddawać i iść cały czas do przodu - zapewnia Paweł.

Wszyscy mają swoje pasje i powoli zaczynają się przygotowywać do nowego roku szkolnego. - Ja najchętniej pójdę do klasy sportowej, bo interesuję się sportem. Mam nadzieję, że sobie jakoś poradzę - mówi Sylwia. - Chcę zostać siatkarką. Liczę, że w szkole nawiążę nowe przyjaźnie.
Na nowych znajomych liczą także starsi bracia. Paweł również planuje zostać siatkarzem. -Dostałem się do klasy sportowej, planuję zapisać się do klubu, grać, trenować - mówi. - My jakby dziedziczymy miłość do siatkówki od najstarszej siostry, która zaczęła grać, a później zaraziła mnie. Później ja zaraziłem brata, a brat zaraził najmłodszą siostrę. Oglądamy mecze, raz nawet byliśmy na meczu. Bardzo nam się podobało. Są to wspaniałe emocje i przeżycia. Wszyscy także grywamy, to nie zginie w nas - kończy.

Adam na razie myśli tylko o nauce. - Ja - mówi - chcę popracować nad jak najlepszymi ocenami w nowym roku szkolnym.
Beata zdała właśnie do trzeciej klasy techniku. O czym marzy? - Znaleźć jakąś pracę po szkole. Później? Kto wie, może jakieś studia...

Czego sobie teraz dzieci życzą? Na pytanie krótko odpowiada 13-letnia Sylwia: - Ciepłego, bezpiecznego domu...

 

Joanna Szczepańska

 

***

 

Ponad 18 tys. zł udało się zebrać podczas niedzielnego pikniku rodzinnego, który odbył się na placu OSP w Dąbrowie nad Czarną. Imprezę plenerową zorganizowali członkowie stowarzyszenia “Jesteśmy razem z Aleksandrowa”. Wszystko po to, by pomóc Sylwii, Beacie, Adamowi i Pawłowi.

Piknik zorganizowany był na rzecz poprawy warunków mieszkaniowych sierot z Dębowej Góry. Jak mówią organizatorzy, ofiarność ludzi przerosła ich najśmielsze oczekiwania.
- Chciałbym bardzo podziękować wszystkim ludziom dobrej woli, którzy przyszli na tę imprezę plenerową i pomogli. Dzięki nim udało nam się zebrać 18 tys. zł. Nie wiem jeszcze, ile pieniędzy wpłynęło na konto, a ile jeszcze wpłynie do 30 września, bo do tego czasu można pomagać. Poza tym nadal są do sprzedania cegiełki o nominale 100 zł. Na początku października podamy dokładną sumę, jaką udało nam się zebrać przez ten czas. Zebrana przez nas suma nie wystarczy, by kupić mieszkanie dla rodzeństwa, ale jest to dobry start - mówi Marek Stanik, współorganizator imprezy.

Rodzeństwo marzy o mieszkaniu, w którym mogłoby wspólnie zamieszkać. Dzieci planują zakup lokum w piotrkowskim TBS-ie, które kosztuje 64 tys. zł
- Wpłacona została już kwota 10 tys. Pozostały jeszcze 54 tys. Zebraliśmy 18 tys. i jeszcze zbieramy - dodaje Marek Stanik.

Podczas niedzielnej imprezy wystąpiły zespoły ludowe, młodzieżowe, taneczne, Biesiada Sołtysa Tolka Gałązki z Moszczenicy, a gwiazdą wieczoru był zespół Rambo Jet z Łodzi.
Każdy, kto chciałby pomóc, może to zrobić. Do 30 września można przekazywać pieniądze na specjalne konto bankowe: 66 2030 0045 1110 0000 0208 8200.


Zainteresował temat?

0

0


Zobacz również

Komentarze (0)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

Na tym forum nie ma jeszcze wpisów
reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat