Tak wypadli samorządowcy z Gorzkowic w tegorocznej edycji konkursu na najpopularniejszego samorządowca roku 2011 województwa łódzkiego. O tym, czym ich zdaniem zasłużyli sobie na taki tytuł, o sukcesach inwestycyjnych i nieuniknionych porażkach opowiadają laureaci konkursu, samorządowcy z gminy Gorzkowice.
Zwycięstwo w takim plebiscycie ma znaczenie. Z pewnością świadczy nie tylko o popularności samorządowca, ale też o docenieniu jego działań. Jak sami zainteresowani odbierają zwycięstwo? - Takie zwycięstwo przede wszystkim bardzo cieszy. Przez niektórych taki konkurs traktowany jest jako forma rywalizacji, dla innych jako forma zabawy. Bardzo jestem zadowolony z sukcesu radnego Tomasza Filipczaka, który od lat znajduje się na wysokim miejscu w tym konkursie i zawsze zdobywa dużą ilość głosów. Miejsce na podium to także promocja naszej gminy. Moje zwycięstwo odbieram jako potwierdzenie tego, co zdarzyło się w ubiegłym roku. Wtedy nie spodziewałem się tak dużego poparcia (86% przyp. red.) w wyborach na wójta i teraz też nie myślałem, że uzyskam tak wysoki wynik. To bardzo budujące. Zazwyczaj my samorządowcy borykamy się z codziennymi problemami gminy, a taka nagroda to dowód na to, że warto pokonywać trudności, by zostać za swoją pracę docenionym przez mieszkańców - mówi Alojzy Włodarczyk, wójt gminy Gorzkowice.
- Ja śledziłem wyniki tej zabawy w Internecie i traktowałem ten konkurs właśnie jako zabawę. Nie ukrywam, że też jest mi miło, że z wójtem znaleźliśmy się na tak wysokich miejscach. Ja mieszkam w Daniszewicach, znam tam ludzi, znam każdy dom. Może od nich dostałem pozytywne głosy - mówi Tomasz Filipczak, radny gminy Gorzkowice. Głosować mógł każdy. By dać swoje poparcie najlepszemu samorządowcowi, wystarczyło wypełnić kupon, który znajdował się w “Dzienniku Łódzkim” lub wysłać SMS. W konkursie na najpopularniejszego samorządowca były dwie kategorie: najpopularniejszy wójt, burmistrz, prezydent i starosta oraz druga kategoria najpopularniejszy radny.
Czym zasłużyli sobie na takie tytuły?
- Dla mnie zwycięstwo radnego Tomasza Filipczaka nie było zaskoczeniem. To skromny człowiek, więc sam o sobie wiele nie powie, ale jest znany z wielu działalności i funkcji, jakie pełni. Od wielu lat jest pedagogiem, historykiem (historia to równocześnie jego wielka pasją). Wcześniej pracował w naszym lokalnym zakładzie remontowo-budowlanym, jest dyrektorem Niepublicznego Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych i oczywiście radnym. Myślę, że jego popularność bierze się z wielu funkcji, które pełni, i z tego, że potrafi docierać do ludzi - mówi wójt Gorzkowic.
- Dla mnie rozmowa z ludźmi jest najważniejsza. Mieszkam w małej miejscowości i cieszę się, że daje mi to możliwość bezpośredniego docierania do ludzi. W Daniszewicach znam każdy dom, każdą rodzinę, każdego człowieka. Wydaje mi się, że znam ich problemy i wiem, co ich nurtuje. Staram się im pomagać - mówi Tomasz Filipczak.
I właśnie ten bezpośredni kontakt z ludźmi obaj samorządowcy uważają za najważniejszy.
- Nie ze wszystkimi problemami mieszkańcy docierają do gminy. Staramy się wychodzić do nich. Nie zawsze udaje się to co roku, ale przynajmniej raz na dwa lata organizujemy spotkania, konsultacje, podczas których każdy ma możliwość powiedzenia tego, co myśli. Razem z radnymi przyjęliśmy taką zasadę, że w ważnych kwestiach dotyczących mieszkańców i ich spraw, przed podjęciem decyzji pytamy ich o zdanie. Przyznam, że jest to dość kłopotliwe i nie sprzyja podejmowaniu decyzji, bo zawsze zdania są podzielone, ale chcemy wiedzieć, co myślą mieszkańcy. Ludzie oceniają nas po tym, co dla nich i dla gminy robimy - mówi Alojzy Włodarczyk.
- Nie wszystko zależy do nas. Jest wiele sytuacji na, które my jako samorządowcy nie mamy wpływu. Na przykład na dochody gminy - mówi Tomasz Filipczak. - Dokładnie. Dochody się kurczą, a wydatki pochłaniające bieżące potrzeby są coraz większe. Nie jesteśmy aż tak bogatą gminą. Z czasem sytuacja finansowa państwa odbije się na finansach samorządowców. Tego niestety najbardziej się boję, bo wówczas liczba inwestycji będzie musiała być ograniczona - mówi wójt Gorzkowic.
Popularność samorządowców to doskonały miernik tego, co się w gminie dzieje. Jakie inwestycje są zrealizowane, co zostało wybudowane. Każdy z rządzących ma własne priorytety i własną ocenę rozwoju gminy. Co każdy z nich uważa za osobisty sukces? - Dla mnie największym sukcesem jako wójta jest to, że mieszkańcy pozytywnie ocenili cztery lata mojej pracy. To jednocześnie trochę przytłacza i powoduje ciągły stres, by nie zawieść tego zaufania, nadal spełniać się w roli rządzącego - mówi Alojzy Włodarczyk.
- Dla mnie sukcesem są nasze inwestycje, które udało się zrealizować. Kopiec, którego otwarcie już niebawem, nowy “Orlik”, boisko z krytymi trybunami i wiele innych. Tych inwestycji w ciągu dwóch kadencji Alojzego Włodarczyka i radnego Tomasza Filipczaka było sporo. W tym czasie w gminie Gorzkowice wybudowano ponad 20 km dróg, kilkadziesiąt odcinków chodników, kilkadziesiąt linii oświetlenia ulicznego, kilka kilometrów kanalizacji, wodociągów, nowe przedszkole, w dziedzinie bezpieczeństwa udało im się umiejscowić karetkę pogotowia w Gorzkowicach i siedzibę policji, o którą walczyło wiele miejsc. Poza tym doinwestowano jednostki OSP, wyremontowano szkoły w Krzemieniewicach, Gorzkowicach i Gościnnej, zwiększyła się ilość bibliotek, wykonano kopiec.
To sukcesy. W każdej pracy pojawiają się porażki i samorządowcy z Gorzkowic nie ukrywają, że i takie im się zdarzyły. - Chcąc nie chcąc, musieliśmy pogodzić się też z porażkami. Pierwszą, jaką wymienię, jest “Orlik” przy szkole podstawowej. Ta inwestycja miała być zakończona w październiku ubiegłego roku, a kończymy ją dopiero w tej chwili (otwarcie obiektu planowane jest na koniec czerwca). Porażką jest też dla nas inwestycja, której niestety nie będziemy w stanie zrealizować - to obwodnica. W Gorzkowicach są dwa potężne zakłady budowlane i cały ruch samochodów z ciężkim materiałem odbywa się przez centrum Gorzkowic. Liczyłem na to, że znajdę miejsce, gdzie ta obwodnica mogłaby być przeprowadzona, ale patrząc na działki na tym terenie i finanse gminy obawiam się, że w najbliższym czasie jej budowa nie będzie możliwa. Dla mnie porażką jest to, że nie wszyscy nasi mieszkańcy mają pracę. W każdy poniedziałek przyjmuję interesantów i 90% z tych, którzy mnie odwiedzają, to ludzie bez zatrudnienia w bardzo trudnej sytuacji finansowej. Nie wszystkim jestem w stanie pomóc. Nad tym ubolewam - mówi wójt Gorzkowic.
- Niestety przedszkole, które wybudowaliśmy, okazało się za małe. Brakuje w nim jednego, dwóch oddziałów. Byłem w komisji, która przydzielała dzieci do placówki i dla kilkudziesięciu zabrakło miejsc - dodaje radny. - Na pewno nie pozostawimy tych dzieci samym sobie. Chcemy wygospodarować przestrzeń w szkole, by tam dzieciaki mogły się bawić i kształcić. To kłopotliwa sytuacja, ale tego nie do końca uznałbym za porażkę. Kiedy zajmowaliśmy się przedszkolem, zastaliśmy go na etapie rozstrzygniętego projektu. Nie oskarżam tu swoich poprzedników, tylko wyjaśniam, że takie były wtedy realia. Dziś zmieniły się one diametralnie i przedszkole okazało się zbyt małe. Uspokajamy rodziców, że zadbamy o dzieci. Jeśli będą chęci, poprzemy inicjatywę prywatnego przedszkola - dodaje wójt.
Duża ilość głosów poparcia i spora w ocenie ich dokonań - to największy komplement dla samorządowca, jaki może sobie wymarzyć.
Ewa Tarnowska