Ale już w momencie regulacji płatności zatrzaśnięte przez najemców drzwi, lakoniczne tłumaczenia i „abonent czasowo niedostępny". Okazuje się, że państwo Kowalscy* nie są jedynymi, u których za darmo pomieszkiwało młode małżeństwo z dziećmi. Dziś ostrzegają innych, by uważali, komu wynajmują mieszkanie.
Wszystko zaczęło się od tego, że państwo Kowalscy, chcąc spłacać raty kredytu, postanowili wynająć mieszkanie. Początkowo nie mieli z tym problemu. Legalna umowa, odprowadzane podatki i uczciwa rodzina, która nie sprawiała najmniejszych problemów. Ci jednak dostali własne lokum i opuścili mieszkanie przy Al. Armii Krajowej w Piotrkowie. Pojawili się kolejni i to właśnie z ich powodu zaczęły się kłopoty.
- Na początku wydawało nam się, że wszystko będzie w porządku. Zamieściliśmy ogłoszenie w prasie, że chcemy wynająć mieszkanie. Zgłosiło się wiele osób, ale większości nie odpowiadała cena. Uważali, że była zbyt wysoka. Tylko państwu Nowak* ona nie przeszkadzała. Młoda kobieta, która przyszła z matką, nie negocjowała stawki. Wszystko im odpowiadało. Zależało im bardzo, by młoda kobieta i jej dwójka małych dzieci mogli wprowadzić się jak najszybciej. Twierdzili, że poprzedni właściciele lokalu, w którym mieszkali, wyrzucili ich i mają problem z odzyskaniem kaucji. Byliśmy wyrozumiali. Po podpisaniu umowy, w której była informacja, że wprowadzają się pierwszego lutego, daliśmy im komplet kluczy. Mówili, że chcą lokum pomalować i odświeżyć przed zamieszkaniem. Wprowadzili się bez pozwolenia 20 stycznia bieżącego roku (wiem to od kolegi z pracy, który mieszka w pobliżu). Wprowadziła się kobieta, jej dwójka małych dzieci i... mężczyzna, o którym wcześniej nie było mowy. To powinno być dla nas ostrzeżeniem. Zaufaliśmy im, ale szybko okazało się, że to był nasz błąd. Zanim to zrozumieliśmy, trzeba było za nich opłacić media za styczeń (mimo że w styczniu w ogóle nie powinno ich być w naszym mieszkaniu) - mówi pani Kowalska.
O tym popełnionym błędzie państwo Kowalscy przekonali się w momencie, kiedy przyszedł czas regulowania płatności. Najpierw były telefony, pukanie do drzwi, by później usłyszeć: „abonent czasowo niedostępny".
- Kiedy przyszedł umówiony czas płatności czynszu, opłaty za wynajem i mediów, państwo Nowakowie zamilkli. Kiedy po raz pierwszy zadzwoniliśmy do nich z prośbą o uregulowanie płatności, usłyszeliśmy odpowiedź, że nie zapłacą, bo jeszcze nie udało im się „zorganizować" pieniędzy. Zwlekali. Przez cały czas mieszkania w naszym lokum (półtora miesiąca) nie uregulowali żadnej opłaty. Potem przestali odbierać telefony. Zaczęliśmy z mężem odwiedzać ich w domu, bo w inny sposób nie dało się z nimi rozmawiać. Po prostu chcieliśmy odzyskać nasze pieniądze. I chcieliśmy to zrobić bez niepotrzebnych kłótni. Ale mąż pani Nowak potrafił zadzwonić do mojego męża z awanturą, że ten nachodzi jego żonę. Chodziliśmy tam o różnych porach. Państwo Nowakowie zawsze byli w domu, ale czasem otwierali i mówili, że nie mają pieniędzy, a czasem nie chcieli z nami rozmawiać. Po pewnym czasie zorientowaliśmy się, że te działania od początku mieli zaplanowane. Piotrków to małe miasto. Słyszałam od znajomych, co nasi lokatorzy mówią o nas. Opowiadali, że: „Trudno o takich kretynów jak my. Można u nas mieszkać i nic za to nie płacić". Byliśmy bezradni - mówi pani Kowalska.
Państwo Kowalscy próbowali różnych (zazwyczaj pokojowych) sposobów wyegzekwowania należnych im pieniędzy i domagali się opuszczenia ich lokum przez Nowaków. Zgodnie z procedurami nie mogli liczyć w tej sytuacji na policję, bo to prywatna sprawa. Sąsiedzi na kłótnie małżeństwa Nowaków nie reagowali. Twierdzą, że bali się Nowaka. - To dziwny typ człowieka - mówili sąsiedzi. Pani Kowalska zasięgnęła opinii z różnych źródeł. Przez chwilę była załamana, bo podpisała umowę z Nowakami na rok. Wiedziała, że nie może czekać tak długo. Zaledwie przez ponad miesiąc dług lokatorów urósł do około dwóch tysięcy złotych, a Kowalskich nie było stać na regulowanie cudzych płatności.
- Wysyłałam do Nowaków oficjalne pisma z wezwaniem do natychmiastowej spłaty długów. Nie reagowali. Za którymś razem proponowali za pomocą SMS-ów, że może zapłacą mi 50 zł, może 400 zł. Wreszcie poinformowałam panią Nowak, że 5 marca br. mija termin opuszczenia przez nich mieszkania. Jeśli tego nie zrobią i nie uregulują płatności, nastąpi odcięcie prądu i gazu. Minął piąty marca, szósty, siódmy. Bez zmian. Zaczęliśmy robić zdjęcia liczników. Następnie jako właściciel lokalu napisałam oświadczenie do zakładu energetycznego i gazowni wnioskujące o rozwiązanie umowy dotyczącej sprzedaży energii elektrycznej i gazu dla mojego obiektu przy ulicy Armii Krajowej. Wszystko było gotowe. Wystarczyło złożyć. Mieli przyjeżdżać i odcinać. Nie zdążyli. To przestraszyło Nowaków - mówi pani Kowalska.
Z relacji sąsiadów wynika, że Nowakowie cały swój dobytek spakowali w kilkanaście minut. Przy pomocy kilkunastu osób i trzech samochodów wyprowadzili się.
- Musieli to zrobić błyskawicznie, bo poinformowana o tym przez sąsiadów, nie zdążyłam przyjechać z Belzackiej na Armii Krajowej - mówi pani Kowalska.
Po półtoramiesięcznej walce z nieuczciwymi lokatorami państwo Kowalscy zostali z długiem zaciągniętym przez Nowaków (niezapłacone media, z których korzystali bez żadnych ograniczeń, i czynsz) i zdemolowanym mieszkaniem.
- Spłacamy kredyt i nie możemy pozwolić sobie na takie długi. Zwłaszcza cudze. W związku z tym złożyliśmy pozew do Sądu Rejonowego w Piotrkowie. Chcemy odzyskać pieniądze. Czekamy na decyzję. Wiem, że kiedyś je odzyskam. Nie wspominam o nerwach, jakie straciliśmy z mężem przez ostatni czas. A najgorzej było, gdy zobaczyliśmy, w jakim stanie Nowakowie zostawili to mieszkanie. Potworny zapach, pomazane mazakami ściany, porysowany parkiet. Nawet ze złości urwali drzwiczki od piekarnika. Podejrzewamy, że to było działanie z premedytacją - mówi pani Kowalska.
Okazuje się, że małżeństwo Nowaków jest dobrze znane również innym, którzy wynajmowali im domy i mieszkania. Wielu nie chce o nich rozmawiać... w obawie przed Nowakiem.
Udaje się nam jednak dowiedzieć, że takie postępowanie Nowaków to stały schemat. Najpierw wynajmują, mieszkają za darmo, potem dewastują lokum i... niespodziewanie je opuszczają. Często w mediacje Nowaków z właścicielami mieszkań włączają się członkowie rodziny.
Niektórzy mówią, że swego czasu Nowakowie uciekli nocą z domu, który wynajmowali, pozostawiając go otwartym.
- Ja ufam ludziom i początkowo dałam się nabrać. Opowiadam o tej sprawie na łamach gazety, bo chcę ostrzec innych, którzy wynajmują mieszkania. Wiem, że państwo Nowakowie nadal mieszkają w Piotrkowie, pewnie wynajęli gdzieś mieszkanie. Ostrzegam, bo z ich powodu można mieć wiele kłopotów - mówi pani Kowalska.
*Nazwiska bohaterów zostały zmienione ze względu na bezpieczeństwo obu rodzin.
Ewa Tarnowska