- Marchewka była obrzydliwa, ale mam szczura, więc zabierałem ją do domu dla niego. Jabłka lubię, więc zabrałem do domu aż sześć, bo chłopaki oddali mi swoje - mówi 9-letni Wiktor, uczeń Szkoły Podstawowej nr 12, w której program został wdrożony już w pierwszym semestrze.
Z efektów unijnego programu zadowolona jest dyrekcja, która podkreśla, że "Warzywa i owoce w szkole" jest jednym z elementów działań przeciwko otyłości, promujących zdrowe odżywianie. Działań, które szkoła prowadzi od lat. - Program profilaktyki w naszej szkole zawiera mnóstwo treści, które realizujemy w ciągu roku szkolnego, a dotyczących systematycznego i zdrowego odżywiania się. Program "Warzywa i owoce w szkole" stał się uzupełnieniem tych działań, jakie podejmowaliśmy do tej pory w ciągu ubiegłych lat. Myślę, że wspomaga nasze działania. Sądzę, że sprawdził się i w związku z tym wystąpiłam w drugim semestrze o jego kontynuację - mówi Anna Kulisa, dyrektor SP 12 w Piotrkowie (ul. Belzacka).
W unijnym programie uczestniczą wyłącznie uczniowie klas I - III, czyli dzieci w wieku 6 - 9 lat. Ma on przeciwdziałać otyłości u dzieci, zapobiegać chorobom cywilizacyjnym spowodowanym nieodpowiednią dietą, a także zatrzymać spadek konsumpcji owoców i warzyw w Polsce. Unia chce w ten sposób kształtować nawyki żywieniowe dzieci, a także przekonywać najmłodszych uczniów do zdrowego odżywiania się.
By program mógł funkcjonować, w resorcie rolnictwa została opracowana tzw. strategia krajowa, w której został określony m.in. system zakupu, dystrybucji i przekazywania owoców i warzyw dzieciom. Ustalono, że dzieci będą otrzymywały jabłka, gruszki, marchew, rzodkiewkę, paprykę, ogórki, soki owocowe i warzywne - produkty wytworzone w kraju.
Czy dzieci rzeczywiście chcą na drugie śniadanie zjadać ogórka? - Mama zapisała mnie na jedzenie warzyw i owoców w szkole, ale ja tego nie jem, bo nie lubię. Raz zjadłem gruszkę, resztę wyrzuciłem - mówi Kuba, uczeń SP 12.
- Na początku pierwszego semestru pojawił się problem. Na stronie Agencji Rynku Rolnego pojawiło się 5 podmiotów, które miały realizować program w województwie łódzkim. W momencie, kiedy podjęłam z nimi kontakt, nie każdy z nich chciał te warzywa i owoce dowozić do Piotrkowa, do naszej szkoły. Mimo że tych porcji jest bardzo dużo, bo aż 420 (tyle dzieciaków pobiera warzywa i owoce), to rezygnowali z różnych, przedziwnych przyczyn, m.in. dlatego, że się nie opłacało, że nie mieli doświadczenia w tym zakresie, nie wiedzieli, jak to przygotować. Wszyscy, z którymi podjęłam kontakt, nie chcieli przywozić do Piotrkowa warzyw i owoców. Pokusiłam się więc o kontakt z innymi dostawcami, większymi. Nawiązałam współpracę z dużą firmą z Kórnika, która dostarcza surówki na terenie całego kraju. Oni dostarczają nam porcje w pierwszym semestrze. Przez odległości, które pokonują, nie zawsze, przynajmniej na początku, wywiązywali się z terminowych dostaw. Odbywało się to tak, że zaznaczyłam, że owoce i warzywa mają docierać w poniedziałki i środy. Czyli w poniedziałek i wtorek są dwie porcje owoców, które byłam w stanie przechować we właściwych warunkach i środa była dniem, w którym dostarczano porcje na środę i na czwartek. Założeniem programu jest dostarczenie w ciągu pierwszego semestru 40 porcji, 4 porcje przez 10 tygodni. Dzieci dostają porcje 4 razy w tygodniu - mówi Anna Kulisa.
Aleksandra Stańczyk
więcej w najnowszym numerze (2) „Tygodnia Trybunalskiego"