Michał Szulc
... z kozetki Doktora Freuda
psycholog, neuroterapeuta, szczęśliwy mąż jednej żony, miłośnik wsi z wyboru, hodowca koni z przypadku <<< gabinet@mailplus.pl >>>

wpisów

Klechdy naszych czasów
Niedziela, 05 sierpnia 2012
Od dłuższego czasu zdumiewa mnie naiwne przekonanie tak zwanego ogółu, że jedynie to co naukowe jest prawdziwe. Czasami ów prostacki sąd dla podkreślenia jego słuszności nazywa się racjonalnym oglądem świata, zdrowym rozsądkiem albo racjonalizmem w opozycji do zabobonu i ciemnogrodu, bujnie pleniącego się na zdrowej tkance narodu. Ciemnota krzewi się najchętniej w rejonach – co się podkreśla się z upodobaniem – słynących z wypieku szczególnego rodzaju ciastek na bazie miodu oraz pewnego księdza znanego ze skutecznej próby poruszenia tego co pod naszymi nogami i jeszcze jednego, który już niczego i nikogo tym bardziej chyba, nie porusza.

Ciemne wieki zaprzeszłe pielęgnowały przesąd równie chętnie jak ciemnogród współczesny. Zresztą cofając się w głębiny czasu odnajdujemy ciemnoty jeszcze więcej. Najwięcej chyba w chwalonym dzisiaj antyku. Starożytni wiedzieli że istnieje mit i słowo, nam pozostały już jedynie różnego rodzaju logie które wszystko celnie tłumaczą niczego w istocie nie wyjaśniając. Nie szukając daleko choćby psychologia tłumaczy nam pięknie i w zgodzie z własną etymologią mechanikę naszych dusz, nie wyjaśnia niestety czym owa dusza być by miała, a tym bardziej skąd pochodzi i dokąd zmierza. Nieliczni jak Wiktor Emil Frankl czy Carl Gustaw Jung próbowali w ogóle pytanie takie stawiać i chociaż ich wysiłki miały sens w stworzonych przez nich konceptach, jako że nie korespondowały z duchem logosu w sumie do rozumienia nas samych nie aż tak bardzo nas zbliżyły.

 

Wracając do zdumienia z początku felietonu zauważmy że w ogóle skłonni jesteśmy nadawać zerojedynkowy atrybut false/true w oparciu o rodzaj retoryki, a nie jej faktyczną wartość. Może to znak naszych przeinformatyzowanych czasów. Tymczasem fakt naukowości nie implikuje w żaden sposób prawdy czy fałszu. Dla przykładu popularna na przełomie wieku dziewiętnastego i dwudziestego w fizyce idea eteru spełniała wszystkie kryteria naukowości – była falsyfikowana, racjonalna, weryfikowalna – niestety była kompletnie fałszywa. Z drugiej strony baśnie i legendy niekoniecznie muszą kłamać. Przeciwnie często okazują się głęboko prawdziwe pomimo tego że opowiadają o zdarzeniach, które nigdy nie miały miejsca. Na szczęście w naszym przemądrzałym świecie zdarzają się jeszcze tacy, którzy zdają się o tym pamiętać, jak na przykład Gisela Labouvie –Vief, której myśl i pisma polecam czytelnikom bardziej ambitnym. Bardziej leniwi mogą pozostać przy Tao Te King i Bajce o Rybaku i Złotej Rybce, co w zupełności wystarczy do zwykłego, mądrego życia. Mądrego właśnie a nie inteligentnego czy jak kto woli cwanego. Ale o tym innym razem.

 

Duńskie bajki są jak duńskie ciastka. Kruche, niespecjalnie smaczne w zamian zdrowe i pożywne. Piekarze tacy jak Andersen wiedzieli co posila ducha. Dzisiaj nasze dzieci jadają kreskówkowe fastfoody, a my sami rozmaite odpowiedniki dziewiętnastowiecznej koncepcji eteru. Bo to naukowo więc i zdrowo. Zapominając że mythos i logos to tylko dwa różne sposoby opisu świata, a nie krainy fikcji i faktu.


Pozostałe felietony autora:
 … o wychowaniu
 Wojna światów
 … o odwracaniu kota ogonem
 Lustereczko powiedz przecie …

Komentarze (0)
wizya
~wizya (Gość)
16.08.2012 00:43

Gdybyś jeszcze - kolego - te swoje mądre wywody podparł jednak dawką mądrości z zakresu interpunkcji, to byłaby już mniejsza kompromitacja.

reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat