Dyrektor Domu Dziecka w Piotrkowie jest zszokowany, ludzie zbulwersowani. – Nic nie usprawiedliwia ataku domniemanych obrońców praw człowieka na “okna życia” – mówi siostra Maria, salezjanka opiekująca się piotrkowskim “oknem”.
Co na to piotrkowianie? Pierwsza przypadkowo napotkana osoba jest zbulwersowana pomysłem likwidacji “okien życia”. - Co wtedy stanie się z dziećmi, które trafiając tam, żyją, znajdują nową rodzinę i są otaczane miłością? Te dzieciaczki i tak już są poszkodowane przez los, bo ledwo co przyszły na świat, a już zostają porzucone. “Okno” zapewnia im prawo do życia i nikt nie powinien im tego odbierać, bo w końcu możliwość poznania swoich rodziców nie może być ważniejsze niż prawo do życia. Nie powinna zostać zlikwidowana taka działalność, bo niechciane dzieci będą wyrzucane na śmietniki albo zabijane przez matki – mówi mieszkanka Piotrkowa.
W Piotrkowie Trybunalskim przy kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa już od 2009 roku istnieje “okno życia”, założone przez Caritas Archidiecezji Łódzkiej, którym opiekują się siostry salezjanki. Do tej pory dwie matki zostawiły tam swoje dzieci dając im prawo do życia. - Co to jest dwoje dzieci? A może aż dwoje dzieci, czyli dwoje pełnoprawnych ludzi, którzy żyją, bo właśnie ich rodzicielka pozwoliła im żyć dzięki temu, że jest “okno życia”. Może uczyniły to, bolejąc, bo nie znalazły innego rozwiązania godnego dla człowieka, ale w ten sposób zapewniły swoim synom skarb, do jakiego miały największe zaufanie: rodziców pewnych i sprawdzonych przez prawo, kochających i gotowych do wspierania ich ludzkiego wzrostu – mówi siostra Maria, salezjanka z Piotrkowa.
- Matki, pozostawiając w “oknie życia” swoje dzieci, uznały to za najlepsze rozwiązanie, jakie proponuje Kościół i państwo dziecku, gdy matka i ojciec, przeżywając nieznane nam dramaty życiowe, uznają je za ciężar. Dziecko pozostawione w “oknie życia” zawsze będzie mogło myśleć o swojej matce, że je kochała, dlatego pozwoliła mu żyć, a z innych powodów przekazała je ludziom, bardziej do tego przygotowanym i jemu oddanym. Również matka, która już wystarczająco cierpi nad faktem, że nie może z jakichś powodów wychowywać swojego dziecka, oddając je do “okna życia”, pozostawia w swoim sercu tajemnicę, gdy nie stać jej na oficjalne zrzeczenie się dziecka – mówi siostra Maria.
Siostra Maria dodaje, że nic nie usprawiedliwia ataku domniemanych obrońców praw człowieka na “okna życia”. O zdanie zapytaliśmy także dyrektora piotrkowskiego Domu Dziecka, który nie ukrywa swojego niezadowolenia z planów ONZ. - Gdy usłyszałem o pomyśle likwidacji “okien życia”, pomyślałem, że jest to dziwny pomysł jakiegoś urzędnika z Brukseli. Gdy wczytałem się, że to pomysł węgierskiej socjolożki, która stwierdziła, że dziecko powinno mieć możliwość poznania swoich biologicznych rodziców, byłem zszokowany - mówi Damian Wąchała, pełniący obowiązki dyrektor Domu Dziecka w Piotrkowie.
Konwencja Praw Dziecka rzeczywiście mówi o tym, że dziecko ma prawo poznania swoich rodziców, o ile jest to możliwe. – Mamy przecież tutaj sytuację, gdzie dziecko zostaje porzucone. Pytanie więc, czy ma ono trafić, brzydko mówiąc, na śmietnik, czy do “okna życia”? W Polsce dzięki “oknom życia” uratowano około 50 dzieci. Faktem jest, że na przestrzeni tych sześciu lat, bo pierwsze powstało w 2007 roku, to nie jest kolosalna liczba, ale lepiej, że zostały one uratowane, niż porzucone czy skrzywdzone – wyjaśnia Damian Wąchała.nextpageArgumenty przeciwników “okien życia” dotyczą także tego, że procedura adopcyjna dla porzuconego dziecka jest bardzo długa. - Jest to wierutna bzdura i kłamstwo - podkreśla dyrektor piotrkowskiego Domu Dziecka. – Ludzie są chyba niezorientowani. Tok postępowania w tym przypadku jest bardzo krótki. Od razu rozpoczyna się procedura preadopcyjna: dziecko od razu przez sąd zostaje skierowane do rodziny, mieszka tam, aklimatyzuje się i ma zapewnione godne warunki do życia przez ojca i matkę. Wtedy też trwa procedura adopcyjna, która nie przekracza półtora, dwóch miesięcy – tłumaczy Damian Wąchała. Dodaje, że w porównaniu do innych adopcji jest to niesamowicie krótki czas, a dzieci dostają nowe rodziny, nowe szczęśliwe życie.
- Uważam, że dziecko ma prawo do poznania swoich biologicznych rodziców, ale nie za wszelką cenę - mówi Damian Wąchała. Według dyrektora Domu Dziecka argumenty ONZ są całkowicie niezrozumiałe i nieuzasadnione. – Oczywiście, że “okno życia” nie jest czymś najszczęśliwszym w życiu, nie jest rozwiązaniem wyśmienitym. Ale przecież lepiej, by dziecko trafiło tam niż na śmietnik. Przeczytałem wypowiedź pani Magdaleny Środy i Joanny Senyszyn. O ile mogę jeszcze zrozumieć panią Senyszyn, która ma bardzo radykalne poglądy (“Tłumaczenie, że okna życia ratują niemowlęta przed śmiercią, jest kłamliwe” – źródło: senyszyn.blog.onet.pl.), to pani Środa, która piastowała funkcję rządową, z takimi pomysłami (nazwała “okna życia” reliktem epoki Dickensa – przyp. red.), to dla mnie absurd – bulwersuje się dyrektor placówki.
Do piotrkowskiego Domu Dziecka trafiło dwoje dzieci z “okna życia” – dwóch malutkich chłopców. – “Okno” w Piotrkowie powstało w 2009 roku we wrześniu. Pierwszy chłopczyk trafił do nas już w marcu 2010, a drugi w kwietniu. To jest dowód na to, że spełnia ono swoją funkcję – ratuje życie. Znalezienie rodzin adopcyjnych dla chłopców trwało niecałe dwa miesiące. Gdyby nie było “okna życia”, co by się z nimi stało? – pyta Damian Wąchała. Wyjaśnia, że do “okien życia” powstałych w dużych miastach nie trafiają tylko dzieci z miast. – To rozwiązanie dla matek ze wsi, które często ukrywają ciążę. Nie chciały z pewnych względów rodzić w szpitalach i tam zrzekać się praw rodzicielskich. Jeśli matki decydują się na taki krok oddania dziecka do “okna życia”, na pewno dla nich bardzo dramatyczny, to dobrze, że takie “okna” są. Dobrze, że maluszki trafiają tam, a nie są zabijane czy porzucane na śmietnikach – mówi dyrektor.
W większości przypadków dzieci pozostawiane w “oknach życia” były dziećmi zadbanymi, ładnie ubranymi. – Matka dla dziecka jest w stanie wiele poświęcić, dlatego oddawanie w ten sposób dzieci musi być naprawdę dramatyczną decyzją. To szokujące, że pomysł ich likwidacji jest pomysłem przedstawicielki ONZ, która zajmuje się sprawami dzieci – podsumowuje Damian Wąchała.
“Okna życia” nie są idealnym rozwiązaniem, ale ich likwidacja tym bardziej. Odkąd są w całej Polsce, ocaliły około 50 noworodków. Nie zamykajmy “okien życia” – ratujmy życie!
Magdalena Waga
Komentarze 13