Pani Halina przeszła chorobę, która mogła odebrać jej motywację do życia. Stawiła jednak jej czoła, a przy tym utworzyła stowarzyszenie dla kobiet dotkniętych rakiem piersi. Najchętniej mówi o tym, ile siły daje jej kontakt ze wspaniałymi koleżankami. I ludźmi dobrej woli – w ogóle.
Z założycielką i prezesem piotrkowskiego Stowarzyszenia Amazonek “Kamilki”, Haliną Meckier, rozmawia Anna Warych.
- Przed około rokiem powstało Stowarzyszenie “Kamilki”. Pamięta Pani jak to się wszystko zaczęło?
- Powstanie Stowarzyszenia „Kamilki” było ściśle związane z chorobą, jaką przeszłam. Ponad rok temu, zupełnie przypadkowo, robiąc badania mammograficzne, dowiedziałam się o swojej chorobie nowotworowej. Jeszcze przed operacją, kiedy byłam zdesperowana i przestraszona, szukałam wokół siebie ludzi, którzy mogliby mi opowiedzieć, co mnie czeka, jak to będzie przebiegało, co nowotwór zmieni w moim organizmie. Nie znalazło się wielu ludzi, którzy by mi tych informacji udzielili. Spotkałam za to Dorotę Piechurę, która jest aktualnie wiceprezesem Stowarzyszenia. To ona mnie w tych pierwszych chwilach wspomogła. W szpitalu obiecano wsparcie, miała mnie odwiedzić amazonka, która mnie doinformuje. Był to jednak okres przedświąteczny i być może to spowodowało, że nikt taki mnie nie odwiedził i nie przekazał żadnych informacji. Pomyślałam więc o utworzeniu w Piotrkowie Stowarzyszenia, które pomagałoby kobietom zarówno w pierwszych trudnych momentach, jak i potem.
Inspiracją do nazwy „Kamilki” były: po pierwsze książka Kamila Durczoka „Wygrać życie” o jego walce z nowotworem, po drugie św. Kamil – patron chorych i cierpiących, po trzecie łacińska nazwa rumianku, delikatnego jak kobieta kwiatu, któremu wprawdzie odpadł jeden listek, ale nadal jest piękny.
- Jak wyglądał organizacyjny początek Stowarzyszenia? Było łatwo, czy wręcz przeciwnie?
- Tuż po operacji, kiedy tylko trochę “wydobrzałam”, zwróciłam się o pomoc w tym przedsięwzięciu do piotrkowskiej Regionalnej Izby Gospodarczej. Zaproszono mnie na spotkanie i z radością dowiedziałam się, że pomoc otrzymamy. Raz w tygodniu mogłyśmy korzystać z udostępnionego przez RIG pomieszczenia, uzyskałyśmy pomoc prawną. Konsultację swoich lekarzy zaoferował dyrektor Samodzielnego Szpitala Wojewódzkiego w Piotrkowie, Marek Konieczko. 29 listopada 2007 roku otrzymałyśmy odpowiedź z Krajowego Rejestru Sądowego, z której wynikało, że nasze Stowarzyszenie zostało zarejestrowane. Ono powstało dzięki pomocy wielu życzliwych osób, którym jesteśmy bardzo wdzięczne.
- Jak dziś, po prawie roku działalności, wygląda i rozwija się działalność Stowarzyszenia?
- Potrzebę rozmów i wzajemnego kontaktu mamy wielką i spotykamy się zdecydowanie częściej, niż inne tego typu grupy. Nasze spotkania odbywają się w każdy poniedziałek o godz. 16:00 w siedzibie RIG. Niebawem będziemy też mieć nowe pomieszczenie, zresztą na pewno o tym poinformujemy. To, co jest chyba najważniejsze w naszym Stowarzyszeniu, to wzajemne wspieranie się we wszystkim. Wymieniamy między sobą swoje doświadczenia, umiejętności, talenty i mądrość życiową. Organizujemy sobie różne spotkania, które nawiązują także do bieżących świąt, jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc. W miarę możliwości organizujemy sobie także różne wyjazdy. W zeszłym roku byłyśmy w Częstochowie, bo corocznie, w pierwszą sobotę października jest tam odprawiana msza święta za polskie amazonki. Niedawno wróciłyśmy znad morza z dwutygodniowego turnusu rehabilitacyjnego w Sarbinowie. Mimo że pogoda w pierwszych dniach nie była zbyt słoneczna, potem można było już bardziej cieszyć się słońcem i zażyć pierwszych kąpieli słonecznych (uśmiech).
- Jak liczne jest aktualnie Stowarzyszenie „Kamilki”? Jakie są jego członkinie?
- Stowarzyszenie nasze jest organizacją ponad wszystkimi podziałami. Liczba naszych amazonek ciągle rośnie, choć w tym przypadku niestety nie jest to plus. Do niedawna było nas czterdzieści pięć, teraz jest nas o dwie mniej. W krótkim czasie odeszły dwie nasze koleżanki, których nigdy nie zapomnimy, które będziemy zawsze wspominać i których będzie nam brakowało. To były wspaniałe osoby, które miały tak wiele planów. Pamiętając o tym, co już za nami, musimy jednak starać się wspierać inne osoby, ponieważ wiemy już, jak tego potrzebują. Mimo że wiemy, ile amazonek przychodzi na nasze spotkania, wiemy też, że to nie wszystkie doświadczone chorobą piotrkowianki. Do nas przychodzą panie, które mają wewnętrzną odwagę zapytać, co je czeka, jak to będzie wyglądało, czego się mogą spodziewać po mastektomii czy chemioterapii. My co prawda nie możemy powiedzieć dokładnie, jak to wszystko będzie przebiegało, bo każdy przypadek jest inny, ale możemy na pewne rzeczy przygotować i podzielić się własnymi doświadczeniami. Wszystkie moje koleżanki są wyjątkowe i wspaniałe. Każda wnosi do naszych spotkań coś nowego i ciekawego – jedne fantastycznie pieką, inne gotują, jeszcze inne haftują i wyszywają. Wszystkie staramy się być wesołe i pogodne, mimo że nie brakuje osób, które przypominają nam, jak kruche jest nasze zdrowie. Ale nam nie wolno przestać wierzyć. Przecież każda chwila i dzień jest dla nas zwycięstwem.
- Stowarzyszenie wyrosło na bazie Pani własnych doświadczeń. Trudno było Pani mówić głośno o tym, co się stało, żeby przekonać inne kobiety do tego samego?
- Oczywiście, kiedy dowiedziałam się o tym, że jestem chora, mój świat zadrżał. Jednak potem nie czułam już strachu i bólu, ale raczej niedosyt informacji, brak kontaktu z osobami o podobnych doświadczeniach. Pamiętam doskonale, jakie to uczucie, kiedy człowiek boi się otworzyć oczy przed lustrem. Jednak, kiedy już zaczęłyśmy się spotykać, okazało się, że łatwiej nam jest żyć, kiedy jesteśmy w grupie. Mamy wspólnego przeciwnika, ale to nie znaczy, że nie będziemy o nim rozmawiać i próbować z nim walczyć. Pewne rzeczy trzeba przezwyciężyć, a inne zaakceptować. Do niedawna rzeczywiście był to trochę temat tabu, ale teraz chyba nie warto samemu zmagać się z chorobą. Trzeba mówić o tej chorobie głośno, bo do dziś pokutują w naszym otoczeniu pewne niedorzeczne stereotypy. Sama spotkałam się z tym, że - kiedy zachorowałam - wykruszyło mi się kilkoro znajomych. Wiem, że niektórzy obawiali się, że się zarażą.
- Jakie są Pani zawodowe i hobbistyczne zainteresowania?
- Z wykształcenia jestem ekonomistą, ale też krawcową. Temu drugiemu zajęciu poświęciłam chyba najwięcej czasu, bo jest to coś, co wyssałam z mlekiem matki (uśmiech). Szyła moja babcia i mama, szyję ja i moja córka – to taka rodzinna pasja. Bardzo lubię to robić i nie wstydzę się powiedzieć, że nieźle mi to wychodzi (uśmiech). Kocham też mój ogród, w którym siadam i rozmyślam. Jest tam szum wody, stokrotki, konwalie oraz poziomki, które przyciągają moje dzieci, wnuki i męża (spotkałam moją drugą połowę tutaj, w Piotrkowie). Tak naprawdę moim największym hobby są ludzie. Chętnie z nimi pracuję – czy to w Radzie Rodziców w gimnazjum mojego syna, czy w Radzie Osiedla Wyzwolenia - Sulejowska. Zawsze staram się komuś pomagać. Kiedy udaje mi się cokolwiek w tym zakresie, jestem szczęśliwa.
- Gdzie spędziła Pani swoje najmłodsze lata?
- Urodziłam się na Pomorzu. Jestem Kaszubką i pochodzę z pięknego miasta Bytów. W Piotrkowie znalazłam się za sprawą kolei losu trzynaście lat temu. Kiedyś postrzegałam to miasto dość sceptycznie, ale z czasem odkryłam tu jakiś niepowtarzalny klimat, coś, co bardzo mi się spodobało. Jeszcze kilka lat temu mówiłam „u nas, w Bytowie”, teraz już mówię „u nas, w Piotrkowie”. W tej chwili czuję się silnie związana z Piotrkowem i jego mieszkańcami, którzy są mili i pogodni.
- Jak dziś zachęciłaby Pani kobiety dotknięte rakiem piersi, które nie odważyły się przyjść na Wasze spotkanie, żeby jednak to zrobiły?
- Ja wiem, że czasem myśli się, że to problem jednostki, że nie warto się z chorobą obnosić. Powiedziałabym tym osobom, że powinny się swoim doświadczeniem z nami podzielić. Wiem, że może na początku nie jest łatwo, ale nie brakuje kobiet, które zaraz potem mówią „szkoda, że przyszłam do was tak późno”. Staramy się nie uskarżać - żyjemy dalej i idziemy do przodu. Każda kobieta, która do nas przyjdzie, zobaczy, że w grupie żyje się łatwiej, że mimo kłopotów jest lżej. Przede wszystkim jednak chciałabym zaapelować do wszystkich kobiet o to, by wykonywały badania mammograficzne. Nie wolno zapominać, że im wcześniej wykryje się chorobę, tym mniejsze będą jej konsekwencje.
- Jakie są Pani życzenia i plany?
- Mam nadzieję, że nasze Stowarzyszenie będzie się rozwijało, że będziemy pomagać kobietom dotkniętym rakiem piersi w coraz bardziej zaawansowany sposób. Potrzebujemy urządzeń do rehabilitacji, takich jak rękaw limfatyczny. W planach mamy też stronę internetową i możliwość bardziej anonimowego kontaktu z kobietami potrzebującymi wsparcia. Życzeń zawsze jest tyle, że wyliczać można by je bez końca. Marzę na przykład o tym, żeby kiedyś popłynąć w podróż dookoła świata. Moim największym życzeniem jest jednak to, żebyśmy wszyscy byli zdrowi. Wszystko inne - oprócz zdrowia – jeśli nie teraz to, w przyszłości można kupić. Wiem, że to nie jest możliwe i nie zależy od nas, ale to jest dla mnie największe marzenie.
- Tego życzę i dziękuję za rozmowę.
Cytat
Halina Meckier: - Człowiek zwykle ma tyle życzeń, że mógłby wyliczać bez końca. Marzę na przykład o tym, żeby kiedyś popłynąć w podróż dookoła świata. Moim największym marzeniem jest jednak to, żebyśmy wszyscy byli zdrowi. Wiem, że to nie zależy od nas, ale to moje najważniejsze życzenie.
Komentarze 9