Widzenie z W. Matusewiczem
Oskarżony o łapówkarstwo. Skazany na karę 3,5 roku pozbawienia wolności. Prawie rok temu rozpoczął odbywanie kary.
Waldemar Matusewicz obserwuje Piotrków zza więziennych krat, jednak nadal nie może wyleczyć się z pasji społecznika. Czy były prezydent Piotrkowa powróci do czynnej polityki?
Życie w więziennej celi kojarzy się z nudą i bezczynnością. Tymczasem Waldemar Matusewicz narzeka, że wciąż brakuje mu czasu.
Pracując w więziennej bibliotece, śledząc bieżące wydarzenia ogólnopolskiej i piotrkowskiej polityki, a w dodatku studiując historię Piotrkowa z lat dwudziestych, istotnie nie można się nudzić.
- Przyszedłem tutaj z przygotowanymi dla siebie materiałami. Wiedziałem, co będę robił - mówi Waldemar Matusewicz.
- Trochę dla własnych potrzeb, a trochę w związku z tym, co będę robił po zakończeniu odbywania kary. Zacząłem sporo czytać i przygotowywać materiały dotyczące funkcjonowania przedsiębiorstw w okresie globalizacji, która dotyka także przedsiębiorstwa funkcjonujące tu u nas, w Piotrkowie.
Druga rzecz, którą się zajmuję, to partnerstwo publiczno-prywatne, które miało być rozwiązaniem dla Polski - opowiada były prezydent.
Analogie z przeszłości
Waldemar Matusewicz z pasją studiuje także historię naszego miasta, szukając analogii pomiędzy wydarzeniami lat dwudziestych a tym, co dzieje się w Piotrkowie dziś.
- Zacząłem również sięgać do materiałów archiwalnych. Dotarłem do informacji o pożyczce, jaką miasto Piotrków dostało od jednej z amerykańskich firm pod koniec lat dwudziestych minionego wieku. Jest to sprawa o tyle pasjonująca, że paradoksalnie dotyczy wydarzeń bardzo nam bliskich dzisiaj.
W tej chwili Piotrków stara się o duże pieniądze z Unii Europejskiej na modernizację oczyszczalni - opowiada z pasją Waldemar Matusewicz. Według informacji, do jakich udało się dotrzeć byłemu prezydentowi, w latach dwudziestych piotrkowskie władze starały się o pożyczkę na budowę kanalizacji w mieście.
Wtedy z pomocą polskiego rządu Piotrków dostał pożyczkę, która niestety bardzo negatywnie wpłynęła na stan finansów miasta (Piotrków wówczas niemalże zbankrutował).
- Mam nadzieję, że teraz nam to nie grozi, chociaż zachowanie niektórych grup osób wypowiadających się w kwestii modernizacji oczyszczalni jest zadziwiająco podobne do wypowiedzi tych zarządzających miastem w latach dwudziestych. Było to dla mnie wielkim zaskoczeniem.
Można nawet pokusić się o dopasowanie poszczególnych członków ówczesnego zarządu miasta do naszych obecnych radnych. W każdym razie sposób myślenia jest ten sam, nie najlepszy dla Piotrkowa - mówi W. Matusewicz.
Śledząc bieżące wydarzenia piotrkowskiego podwórka, trudno nie pokusić się o ocenę tego, co dzieje się w mieście. Obawy byłego prezydenta budzi m. in. kwestia największej i najdroższej inwestycji, jaką planują piotrkowskie władze.
- Dla wielu osób celem nie jest zmodernizowanie oczyszczalni w taki sposób, aby inwestycja ta była korzystna przede wszystkim dla mieszkańców. Niektórych bardziej interesuje sukces polityczny, innych sukces biznesowy, jeszcze innych utrzymanie status quo w obecnej spółce MZGK. Tymczasem główny cel ucieka - uważa Matusewicz
Choć były prezydent nie chciał oceniać decyzji obecnych władz Piotrkowa, jednak z racji tego, że z polityki trudno się wyleczyć, trudno mu też powstrzymać się od komentarza.
- Uważam, że obecna Rada Miasta i kierownictwo Piotrkowa powróciło do sposobu myślenia, jaki kiedyś panował w naszym mieście, tzn. do zajmowania się wieloma drobnymi sprawami.
Nie chodzi o to, że władze zajmują się sprawami nieistotnymi, bo każda sprawa jest istotna, ale trzeba zachować skalę i rangę.
Są rzeczy małe, których jest mnóstwo. Jednak jeśli kierownictwo miasta będzie zajmowało się drobnymi sprawami, to zapomni o tym, co jest najważniejsze dla Piotrkowa, co wyznacza perspektywy dla miasta na kolejne lata.
Szczerze mówiąc dziś trudno mi wyłapać, co jest najważniejsze dla Piotrkowa. Nie wiem, co władze miasta planują za 5, 10 czy 15 lat - obawia się Matusewicz.
Według byłego gospodarza Piotrkowa, rządząc tak poważnym organizmem jak 80-tysięczne miasto, nie można myśleć o najbliższej sesji, najbliższym roku czy jednej kadencji, ale trzeba mieć perspektywę na wiele lat.
- Mnie trochę krytykowano, niektórzy wyśmiewali się, że po objęciu przeze mnie urzędu prezydenta, opublikowałem dokument zawierający 25 projektów stanowiących plany do roku 2012-2013. Drobniejsze sprawy trzeba oczywiście mądrze załatwić, ale przede wszystkim trzeba pilnować, aby realizowane były te duże, najważniejsze.
Modernizacja oczyszczalni jest z jednej strony sprawą najważniejszą, ale tak naprawdę o niczym nie zdecyduje. Wiadomo, że kiedy nie będziemy mieć wody, to miasto nie będzie funkcjonowało i z tego powodu sprawa modernizacji jest najważniejsza. Jeśli jednak całe myślenie sprowadza się do kanalizacji, to fatalnie.
Walka do końca
Chociaż ciężko prowadzić walkę z więziennej celi, Waldemar Matusewicz postanowił nie poddawać się i wykorzystać ostatnią szansę na obronę, którą jest dociekanie swoich praw w Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu.
- Będę starał się o przedterminowe zwolnienie. Jest na to jakaś szansa, choć niewielka. Będzie to zależne od tego, czy się zresocjalizuję, a jednym z warunków resocjalizacji jest mój stosunek do kary. Karę przyjmuję z pełnym szacunkiem, mimo że absolutnie nie przyznaję się do żadnego z zarzutów, za które jestem skazany.
Według mnie sąd dokonał oceny, jaką uznał za stosowną. Karę przyjąłem z wielkim bólem. Nie protestuję, nie buntuję się. Natomiast będę kontynuował moją walkę. Odwołanie się do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu to ostatni krok, jaki mi pozostał. Mam już zgromadzone dokumenty i wiedzę, jak to się robi od strony technicznej.
Merytorycznie jestem do tego przygotowany. Procedura odwoływania się do Trybunału jest, wbrew pozorom, szybka - opowiada o swoich planach W. Matusewicz.
- Mieszkańcy miasta wielokrotnie dawali mi wyraz swojego poparcia, jednak nie tylko o to chodzi. Życie publiczne to jedna sprawa, ale z drugiej strony czuję się trochę przegrany jako człowiek, jako mężczyzna. Chodzi o to, że nie dałem sobie rady z facetami, którzy mnie o coś pomówili, a ja nie potrafiłem udowodnić sądowi, że jest inaczej.
Właśnie to jest ten aspekt, który mnie najbardziej boli, który najbardziej przeszkadza i męczy. Ci, którzy pomogli mnie wrobić, i tak ponieśli już karę, "Polecieli" z zajmowanych stanowisk - dodaje były prezydent.
Wszystko da się zrobić
Wspominając okres swojej prezydentury ,Waldemar Matusewicz z nostalgią wraca do czasu, kiedy władzom miasto udało się naprawić felerne rondo Sulejowskie.
- Prezydentem miasta nie zostałem dlatego, żeby się wyżyć czy dorobić majątku. Urodziłem się w Piotrkowie, cały czas tutaj mieszkałem. Wydaje mi się, że kilka rzeczy udało się w mieście zrobić, udało się przekonać ludzi, że w Piotrkowie można zrobić coś, co dotychczas wydawało się niemożliwe.
Chodzi czasem o tak banalne sprawy, jak ta sprzed kilku lat, kiedy na naszym rondzie Sulejowskim przewracały się TIR-y i nie można było dać sobie z tym rady. Za mojej kadencji tylko jeden samochód ciężarowy przewrócił się i tylko dlatego, że była zima i nie mogliśmy zaczynać budowy w grudniu czy styczniu. Chodzi mi o bardzo prostą zasadę: nie ma rzeczy niemożliwych i wszystko jest do zrobienia.
W przypadku ronda wystarczyły dwa miesiące roboty i problem został rozwiązany. Nikt nas już nie pokazywał w TV z komentarzem, że TIR-y się u nas przewracają, bo mamy dziwne rondo - wspomina dawne czasy były prezydent.
- Moim pracownikom, kiedy mówili, że czegoś nie da się zrobić, zadawałem pytanie, czy wiedzą, że ludzie latają w kosmos, a w dodatku wracają stamtąd. Wydaje mi się, że grono moich współpracowników zaczęło przejmować moją logikę myślenia. Tak też było z Sulejowską. Zawzięliśmy się, odbyliśmy kilka rozmów, znalazły się pieniądze, a dziś ulica jest piękna - mówi Matusewicz.
Już się nie
wyleczę
Pasji społecznika trudno się pozbyć. - Na pewno nie jestem wyleczony z życia społecznego i politycznego i nie mam zamiaru się z tego leczyć - mówi Matusewicz.
- Jednak wcale nie oznacza to, że już się stąd wyrywam, żeby startować w jakichś wyborach. Od zawsze interesowałem się życiem publicznym i tak mi zostało do dziś. Pod tym względem już się nie zmienię. Ale jeśli chodzi o to, czy będę funkcjonował w życiu publicznym, to w najbliższym czasie na pewno nie.
A jak się dalej życie potoczy? Tego nie da się przewidzieć - mówi Matusewicz.
Okazuje się, że były prezydent nadal ma wielu znajomych, o czym świadczy lista gości.
- Odwiedza mnie tylu ludzi, że w styczniu nawet moja żona miała trudności, żeby się do mnie dostać - podsumowuje Waldemar Matusewicz.
Autor: Aleksandra Stańczyk
Komentarze 4