Przegrywał je na automatach, a gdy brakowało, kradł żonie lub dzieciom. Kiedy zagroził nożem jednemu ze swoich dzieci, żona postanowiła uciec. Zabrała z sobą troje dzieci, w tym niepełnosprawnego syna na wózku. On został w mieszkaniu. Nie płacił rachunków, stopniowo demolował mieszkanie. Dostał nakaz eksmisji. Opuścił lokal. Byłej żonie zostawił potężny dług i wiszący nad nią nakaz eksmisji. Zrozpaczona kobieta nie wie, gdzie szukać pomocy.
Pani Elżbieta Kwiatkowska ma piątkę dzieci. Dwoje samodzielnych i troje mieszkających z nią w niewielkim TBS-owskim mieszkaniu przy ul. Belzackiej. Długie lata gnębiona, bita i molestowana przez byłego już męża, nie wytrzymała. Zabrała dzieci i uciekła. Do Rokszyc, gdzie w zamian za opiekę nad niedużym, starym domem mogła w nim mieszkać. Kiedy po kilku latach tułaczki mogła wrócić do mieszkania przy Belzackiej (po eksmisji byłego męża), myślała, że jej życie będzie choć trochę łatwiejsze. Okazało się, że jest odwrotnie.
- Ta sprawa ciągnie się od kilku lat. Jestem pięć lat po rozwodzie. Kiedy nie wytrzymałam terroru męża, uciekłam. Z trójką dzieci nie miałam się gdzie podziać. Mąż został w mieszkaniu TBS-owskim przy Belazackiej. Mieszkał tam sam przez cztery lata. W tym czasie nie płacił czynszu i prądu. Długi rosły. Dziś ja je muszę spłacać. Wczoraj dostałam pismo, że jeśli w ciągu dwóch tygodni nie zapłacę 16 tys. zł długu TBS-owi, to dostanę nakaz eksmisji. Były mąż nie płacił też za prąd. Elektrownia nalicza odsetki. Płacę rachunki byłego męża i swoje na bieżąco. Już na nic mi nie wystarcza. Nie wiem, gdzie pójdę, jak mnie wyrzucą - mówi Elżbieta Kwiatkowska, mieszkanka Belzackiej z Piotrkowa.
Kobieta nie radzi sobie w tej sytuacji. Miesięczny dochód rodziny z ledwością wystarcza na podstawowe produkty.
- Mój dwudziestoletni syn ma porażenie mózgowe i I grupę inwalidztwa. Trzeba się nim opiekować non stop. Ma ponad 500 zł renty. Córka ma 520 zł opieki na brata (od czerwca tego roku) i 500 zł renty mam ja. Alimenty na dzieci płaci fundusz alimentacyjny. Nie wystarcza. Lekarstwa dla dzieci (córka chora na epilepsję, syn młodszy ma astmę, a starszy porażenie mózgowe), pieluchy dla niepełnosprawnego syna… Jest ciężko. Mogłabym dorobić, ale mój syn wymaga opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę. Sam nie zje, nie napije się… Żeby dostać trochę jedzenia, chodzę po znajomych i pomagam im przy wyrywaniu rzodkiewki, zrywaniu pomidorów czy zbiorze ziemniaków. Za pracę dostaję ziemniaki na zimę czy pomidory dla dzieci. Nie wiem, co teraz z nami będzie - mówi pani Elżbieta.
O tym, jaka jest sytuacja pani Kwiatkowskiej, postanowiliśmy zapytać w Towarzystwie Budownictwa Społecznego. Od prezesa usłyszeliśmy, że problemy z zadłużeniem pani Kwiatkowskiej zaczęły się dużo wcześniej.
- W tej chwili pani Kwiatkowska nie ma tytułu prawnego do lokalu, ponieważ ma wypowiedzianą umowę najmu. Jednak ze względu na jej trudną sytuację możliwe jest uniknięcie eksmisji i podpisanie kolejnej ugody. Po spłacie zadłużenia tytuł prawny do lokalu można przywrócić - wyjaśnia Elżbieta Sapińska, prezes TBS.
Prezes TBS informuje, że pani Kwiatkowska podpisała już dwie ugody związane ze spłatą zadłużeń. Pierwsza zawarta była w 2003 roku i dług był rozłożony na 48 rat. W 2009 roku podpisana została druga ugoda z podziałem na 156 rat. Mimo to wskazuje również, że kłopoty finansowe zaczęły się, kiedy państwo Kwiatkowscy byli jeszcze małżeństwem.
Pani Elżbieta z Belzackiej długo opowiada o życiu z byłym mężem. Bicie, awantury i kradzież domowych pieniędzy były na porządku dziennym. Już wtedy kobieta była bezsilna.
- Zadłużenie zaczęło rosnąć nie w momencie samodzielnego zamieszkania tam pana Kwiatkowskiego, ale wcześniej, kiedy byli jeszcze małżeństwem. Kłopoty państwa Kwiatkowskich zaczęły się już w 2001 roku i to doprowadziło do pierwszego wypowiedzenia umowy. Wtedy pani Kwiatkowska zgłosiła się do nas. Próbowaliśmy jej pomóc. W roku 2009 wstrzymaliśmy wypowiedzenie tej umowy i ze wspólnego mieszkania został eksmitowany mąż, który przyczynił się do tak trudnej sytuacji rodziny. Jednak państwo Kwiatkowscy od 2001 do 2006 r. mieszkali wspólnie, a wówczas powstało również zadłużenie tego lokalu. Niestety za długi czynszowe odpowiadają zgodnie z prawem wszyscy pełnoletni członkowie rodziny, którzy korzystają z lokalu, więc nie można stwierdzić, że to zadłużenie powstało tylko z tytułu zamieszkania męża - tłumaczy Elżbieta Sapińska.
Kilkanaście tysięcy długu, chore dzieci wymagające ciągłej opieki i nakaz eksmisji rodziny z mieszkania przy Belzackiej. Sytuacja wydaje się bez wyjścia. Zarządcy piotrkowskiego TBS twierdzą, że znając sytuację kobiety, chcą jej pomóc na tyle, na ile mogą. Eksmisja może nastąpić dopiero po nakazie sądowym. TBS jeszcze sprawy do sądu nie zgłosił. Prezes piotrkowskiej spółki ma nadzieję, że nie będzie musiała tak postąpić.
- Prawo zmusza nas do wypowiedzenia umowy najmu każdego lokalu, w tym również lokalu przy ulicy Belzackiej pani Elżbiecie Kwiatkowskiej, w przypadku powstania zadłużenia czynszowego przekraczającego trzy pełne okresy czynszowe. W 2009 roku została przygotowana umowa dla pani Kwiatkowskiej, zgodnie z którą stała się jej jedyną stroną. Zobowiązała się również do spłaty starego zadłużenia w systemie ratalnym i podpisała stosowną umowę dotyczącą jego spłaty. Niestety nie wywiązała się do dzisiaj z tej ugody. Nie wywiązuje się również z regulowania bieżących opłat. W związku z tym prawo zmusza nas jako zarządcę do wypowiedzenia umowy najmu. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wrócić do rozmów, podpisać kolejną ugodę, żeby pani Kwiatkowska nie utraciła lokalu. Nie chcemy, aby doszło do eksmisji tej osoby i jej rodziny, bo wiem, że jest w trudnej sytuacji życiowej. Jeżeli zadłużenie będzie rosło, to niestety będzie się to wiązało ze skierowaniem sprawy do sądu i w efekcie eksmisją. W tej chwili sprawa jeszcze nie jest na etapie sądowym i nie chciałabym, by na takim etapie się znalazła - mówi Elżbieta Sapińska, prezes TBS w Piotrkowie Trybunalskim.
Pani Elżbieta cały czas mówi o tonie papierów, które wysyłała do różnych instytucji, by były mąż wyniósł się z mieszkania. Cel został osiągnięty. Pomógł prezydent miasta i TBS.
- Nie zostawiliśmy tej pani samej. Na nasz wniosek odzyskała lokal przy Belzackiej. To w wyniku naszego działania dziś mieszka tam spokojnie, bez męża - agresywnego alkoholika. Było nam żal kobiety. Pomogliśmy jej tak po ludzku. Ma miesiąc na wyprowadzenie się. Jeśli tego nie zrobi, nikt nie wyrzuci jej na bruk, bo nie ma takiego prawa. Poza tym musi odbyć się rozprawa sądowa i zapaść prawomocny wyrok o eksmisję z lokalu, a do tego jeszcze daleka droga. Nie chciałabym, by do tego doszło. Jeśli pani się do mnie zgłosi, jestem gotowa jej pomóc, aby uniknąć rozwiązań ostatecznych – dodaje prezes Sapińska.
Pewne jest, że dług powinien być spłacony, bo umorzenia są jedynie dopuszczalne prawem w przypadku śmierci dłużnika o ile nie jest możliwe jego wyegzekwowanie od ewentualnych spadkobierców. Za użytkowanie lokali trzeba płacić zgodnie z zawartymi umowami - podsumowuje prezes TBS.
Pani Elżbieta najwyraźniej szans na umorzenie (jej zdaniem to wina pana Kwiatkowskiego) długu byłego męża nie ma. Będąc żoną, korzystała z pomocy MOPR, bo już wtedy było ciężko. Dziś nie chce już chodzić do tej placówki. Dziś jest załamana i bezradna. Zdaje sobie sprawę, że zapłacić musi, ale mówi, że nie poradzi sobie sama z tym problemem. A TBS nie może traktować niektórych najemców wyjątkowo.
- TBS, jako zarządca, nie może jednak pozwolić, aby zadłużenia najemców narastały. Są instytucje, które takim osobom pomagają. W każdym zawiadomieniu i każdym wezwaniu do najemców, którzy mają tego typu problemy, informujemy, gdzie trzeba się zwrócić o pomoc. Ta pani też dostała taką informację. Korzystała przez wiele lat z dodatków mieszkaniowych MOPR w Piotrkowie, więc wie, gdzie powinna zwrócić się o pomoc. TBS Sp. z o.o. nie jest instytucją powołaną do udzielania tego typu pomocy, lecz zajmuje się wynajmem lokali i zarządzaniem nieruchomościami - mówi Elżbieta Sapińska.
Przepisy pozostają przepisami. Każdy dług trzeba spłacić. Okazuje się, że nawet te nie swoje. Jednym słowem wszystko w rękach pani Kwiatkowskiej. Kobiety zgnębionej trudną sytuacją, z trójką chorych dzieci. A może ktoś jednak zdoła jej pomóc?
E.T.