- Gdybyśmy wiedzieli, co tu chcą stawiać, to na pewno nikt by się na to nie zgodził, przecież wiadomo, że to jest promieniowanie - denerwuje się Bogumiła Rorbach, mieszkająca na działce, która przez płot graniczy z nieruchomością Janusza M. To on wydzierżawił kawałek swojego terenu firmie Polkomtel.
- Nikt nie był powiadomiony, a w ekspertyzie przygotowanej na zlecenie Polkomtela napisali, że tu nie ma zabudowań - dodaje Witold Rorbach, syn pani Bogumiły.
Rzeczywiście, w raporcie oddziaływania na środowisko planowanej inwestycji czytamy m.in., że "w bezpośrednim sąsiedztwie projektowanej stacji bazowej znajdują się pola, łąki i nieużytki rolne", a najbliższe zabudowania w odległości około 40 metrów należą do dzierżawiącego teren. Budynek mieszkalny znajduje się zaś w odległości 55 metrów.
- Tam na kroki można policzyć, w jakiej odległości domy stoją - podkreśla pan Witold i wskazuje budynki także innych sąsiadów. Dodaje, że, gdy kilka lat temu M. planował inną inwestycję, przyszło z urzędu miasta powiadomienie, ale tym razem niestety nie.
Sylwester Cipiur jest przekonany, że doszło do złamania prawa, bo nie powiadomiono stron postępowania. - Tłumaczymy, żeby zatrzymali tę budowę, bo i tak jej tu nie będzie. My poruszymy niebo i ziemię, sprawę damy do Strasburga, jeśli będzie trzeba, bo na pewno nie będę tu mieszkał. Nie po to pół życia poświęciłem na budowę domu, żebym teraz mieszkał pod masztem - grzmi pan Sylwester.
Jego zdaniem, raport oddziaływania na środowisko przygotowano w oparciu o nieaktualną podstawę prawną. Według tego dokumentu, wartości generowanych pól elektromagnetycznych przekroczy przyjęte w rozporządzeniu ministra dopuszczalne normy, ale na wysokości kilkudziesięciu metrów. Nie będą więc mieć wpływu na ludzi.
Władze miasta, na wniosek mieszkańców o wstrzymanie pozwolenia na budowę, postanowiły wznowić procedurę w tej sprawie. - Wniosek rozpatrzymy, a o sygnalizowanych nieprawidłowościach powiadomiliśmy powiatowego inspektora nadzoru budowlanego, który w ramach swojego nadzoru może skontrolować inwestycję - mówi Adam Karzewnik, wiceprezydent miasta. Dodaje, że z dokumentów, które widział, nie wynika, żeby jakiekolwiek procedury były łamane, a powiadomiony o inwestycji był jeden właściciel sąsiadującej działki i nie zgłaszał protestu.
Janusz M. (zastrzegł podanie nazwiska), właściciel działki, na której stawiany jest maszt, tłumaczy, że podpisał umowę z Polkomtelem i wszystkie sprawy prowadziła już firma. Przekonuje, że stacja spełnia międzynarodowe normy, moc anten jest niewielka i obawy o zdrowie są niezasadne. - Jeśli są przekroczenia, to na wysokości 34 m. Kto będzie się tam wspinał? - pyta retorycznie. Jego zdaniem, ludzie robią tyle szumu z powodu działek, które mają do sprzedania, bo widok masztu może odstraszać potencjalnych nabywców...
Marek Obszarny - POLSKA Dziennik Łódzki